Wpatrywałem się sennym wzrokiem w ekran mojego laptopa. Pisanie chyba nie jest moją mocną stroną, gdy szło to na wyższą skalę. Jasne, napiszę krótką historyjkę, która nawet będzie zawierała jakiś morał, ale nigdy nie sądziłem, że będę musiał pisać autentyczną książkę.
Do chuja. Ja kiedyś sądziłem, że chociaż pisanie mi wychodzi. To było kłamstwo, które sam sobie wmówiłem. Ale hej! Jak to mówią niektórzy : powtarzaj kłamstwo wielokrotnie, aż stanie się prawdą. Może dam radę sobie mówić, że umiem pisać książki.
— Wyczuwam frustrację — usłyszałem głos Love, która siedziała na podłodze w moim pokoju i czytała książkę o historii Teda Bundy'iego. Love często pomagała mi pisać, bo sama przecież była weteranem pisania fanfików odkąd skończyła dwanaście lat. Lepiej nie wnikać w jej poziom schorzenia umysłowego przez pisanie erotyków dla postaci fikcyjnych. Ja nigdy nie pytałem, a Love nigdy sama nie mówiła.
— Byś mi coś doradziła — skierowałem na nią wzrok. Newman jednak nie do końca wiedziała co ma mi odpowiedzieć. Przejechała palcem po brzegu kartki swojej książki i po chwili chwyciła za zakładkę, wsuwając ją do środka, zaraz chowając książkę do swojego plecaka.
— Ile masz rozdziałów? — dopytała, wstając z podłogi i podeszła do biurka przy którym siedziałem.
— Trzy, niecałe.
— Chujnia, a nie książka.
— Rany, dziękuję.
— Suń te dorodne racice — pchnęła mnie biodrem w bok, przez co moje krzesło na kółkach posunęło się w bok. Love pochyliła się do laptopa i przejechała wzrokiem po kilku linijkach tekstu. Główny bohater, Patrick, właśnie zaczął na poważnie planować zabójstwo ojca. Za szybko? Możliwe. Książka wyszła mi w głowie na dwieście pięćdziesiąt stron, a ja już mam niecałe trzy rozdziały, które posiadają po ponad pięć tysięcy słów. — Hm, nie brzmi to źle — przyznała.
— Nie chodzi mi o to, czy to brzmi źle. Chodzi mi o to, że nie wiem co dalej mam tu pisać — odparłem ponuro. Love podrapała się po piegowatym policzku i coś postukała w klawiaturę. Jej paznokcie ani trochę nie przypominały tych Peach. Skyros miała długie szpony, zawsze białe, fioletowe, lub różowe i obowiązkowo miały naklejane, sztuczne kryształki. Paznokcie Love natomiast były pokryte czarnym lakierem, który był w połowie poobcierany. Szczerze mówiąc, paznokcie Love jakoś bardziej do mnie przemawiają. Nigdy nie pojmowałem tego szału na sztuczne paznokcie. Po co sobie naklejać na paznokcie drugie paznokcie? To tak jakby na majty nakładać drugą parę. Co ci to da, skoro jak się zlejesz w gacie, to i tak przecieknie?
— A masz rozpiskę fabuły w jakimś zeszycie? Ja jak pisałam fiki to zawsze miałam gdzieś jakiś rozpis tego i owego — Love odsunęła się od mojego laptopa i przysunęła sobie stołek, by usiąść obok mnie. Oparła się łokciem o blat biurka i wpatrywała się we mnie wyczekująco. Niezręcznie odchrząknąłem i otworzyłem szufladę, przerzucając sterty zeszytów, starych książek, czy podręczników do szkoły, które z jakiegoś powodu nie były w szkolnej szafce. Jestem prawie pewien, że taki zeszyt istnieje, ale nie jestem pewien gdzie on jest. — No i? — dopytywała niecierpliwie.
— Nie wiem gdzie go włożyłem.
Love zaklaskała w dłonie, a ja zamknąłem szufladę.
— Wybitna robota, Pat.
— Weź się utkaj. Ja naprawdę nie wiem gdzie on jest, a jestem prawie pewny, że chowałem go do tej szuflady — potarłem nerwowo swoje czoło i spojrzałem w ekran laptopa. Złapałem za myszkę, przesunąłem kursor na ikonkę zapisz i wyłączyłem Worda. — Dobra, nie istotne. Poszukam go później, i tak mam dziś już plany.
CZYTASZ
❝Jak zabiłem swego ojca❞
Fiksi Remaja❝ - Niektóre rzeczy wymagają czasu, by je zrozumieć - odparł Apollo, tym razem biorąc złotą łyżeczkę, również znikąd. Zanurzył ją w fidze, nabierając jej środek. - Każdy człowiek potrzebuje też czasu, by zrozumieć samego siebie. To zupełnie tak, jak...