❝Moja matka❞

205 34 86
                                    

Chyba powoli zaczynałem rozumieć na czym polega miłość. Nie jest to jakaś kupa kłamstw z filmów romantycznych, gdzie dwójka bohaterów poznaje się podczas zderzenia na szkolnym korytarzu. To przychodzi nagle, niespodziewanie, gdy najmniej tego oczekujesz.

Achilles wtargnął do mojego życia bez zapowiedzi. Zapukał do mojego serca, gdy te stało zamurowane, zimne i odseparowane od świata. On nie bał się tego chłodu. Ja jestem księżycem, on słońcem. Ja Yin, on Yang.

Nigdy wcześniej nie czułem do kogokolwiek miłości w taki sposób, a potem...poznałem jego i, o Bogowie, kocham go tak niesamowicie mocno.

Ciężko mi nawet ubrać w słowa jakim cudem ja jestem w stanie teraz poczuć tak różnorodną gamę emocji, bo jakoś wcześniej nie miałem z tym problemu, gdyż zwyczajnie nie czułem do nikogo miłości. Teraz to wydaje się nieco bardziej skomplikowane. Achilles jest skomplikowany. Uczucia są skomplikowane. Wszystko jest.

Przez większość mojego życia byłem raczej zdania, że ludzie są obrzydliwi. Owszem, są. Wyjątkami są oczywiście moi przyjaciele, czy bliscy mi ludzie, choćby tacy jak ciocia Pearl. Reszta społeczeństwa jest do wyjebania. Jestem w stanie żyć bez nich. Po co mi inni ludzie? Mam tych, którzy się liczą, reszta nie jest istotna. Nie, gdy mam przy sobie mojego jedynego Achillesa.

Zdawać by się mogło, że Achilles był istotnym skrawkiem mojej duszy. Gdy umrze, ja wraz z nim. Nigdy, żadna ludzka istota, nie była dla mnie tak ważnym elementem mojej egzystencji, która była dla mnie kiedyś istnym koszmarem. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć jak ludzie mają siłę na tyle rzeczy? Jak oni wstają rano, uśmiechają się i mówią ''to będzie mój dzień!''? Dla mnie to była czysta abstrakcja, coś nierealnego. Teraz już rozumiałem. Nareszcie. Po tylu latach niedoli i życia na tym ziemskim padole. 

Gdy Achilles otrzymał SMS od swojej matki, że już powinien wracać na ich nawiedzone modły do przodków, zaczęliśmy wracać. Peleus obiecał, że odprowadzi mnie do domu i słowa postanowił dotrzymać. Szliśmy przez ulice domów Bananowych rodzin, czasem zaglądaliśmy komuś w okna, jeśli nie miał dobrze zakrywalnych rolet, lub firan. Śmialiśmy się, opowiadaliśmy sobie coś, dogryzaliśmy, aż nie dotarliśmy na moją ulice.

Naszą uwagę przykuł radiowóz, oraz karetka pod moim własnym domem. Poczułem jak serce staje mi w gardle, a po karku spływa zimny pot. Palce mi zesztywniały, a całe ciało wydawało się być wybrakowane i puste jak szmaciana lalka. Achilles popatrzył na mnie zmartwiony, jednak ja nie odwzajemniłem tego. Gapiłem się po prostu w czerwone i niebieskie światła od policyjnego wozu, oraz w samochód należący do mojego ojca, który stał nierówno zaparkowany pod budynkiem. Nie byłem w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Nagle moje ciało ogarnął jakiś ostry, nieopisany chłód stuleci. Tak jakby lodowa strzała przebiła moje serce na wylot. Poczułem jak Achilles łapie mnie ostrożnie za dłoń, co nieco ogrzało moją skórę.

— Pat, wszystko dobrze? — usłyszałem jego słodki, delikatny głos jak przez mgłę. Oczy zrobiły się wilgotne, przez co zaczęły mnie boleć, gdy chłód wieczora zaczął we mnie dmuchać. W tłumie gapiów i ratowników, czy policjantów, dostrzegłem płaczącą Mavis w czyichś objęciach i...mojego ojca. Rozmawiał z jakimś gliniarzem, trzymając się za swoją brodę. Wydawał się smutny, melancholijny. On nigdy taki nie był.

W pewnym momencie mnie chyba zauważył. Posłał mi te swoje typowe, chłodne spojrzenie, a ja już wiedziałem, że mam przejebane. Ruszyłem się ociężale z miejsca, czując się tak, jakbym właśnie połknął worek kamieni. Achilles ruszył za mną, chyba nie mając teraz sumienia mnie zostawiać samego. Już bym wolał, by ten poszedł. Nie chcę, aby mój chłopak wysłuchiwał wrzasków mojego ojca. Gdy byłem już na tyle blisko mego rodzica, ojciec zerwał się z miejsca, a policjant, który z nim akurat gawędził, odprowadził go wzrokiem. Już miałem się odezwać, gdy nagle poczułem jak odrzuca moją głowę w bok, a policzek zapiekł mnie niesamowicie. W tle usłyszałem westchnięcia ludzi, oraz samego Achillesa, który aż cofnął się o dwa kroki wstecz. Przyłożyłem dłoń do obolałego policzka i wstrzymałem łzy, podnosząc wzrok na ojca.

❝Jak zabiłem swego ojca❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz