Może to i zabrzmi niezwykle gruboskórnie i podle, ale...cieszę się, że mój ojciec umarł.
Wiem, nie powinienem tak myśleć, czy mówić, ale te słowa same powstały w mej głowie. Mój ojciec był dla mnie niczym wąż dla Ewy. Kusił, rozsiewał zarodniki zła, truł. Grzeszyłem przez niego, nieświadomie, gdyż całe moje życie było zaplanowane przez niego i chorą grę Tetydy, która uznała, że przepowiednia jest prawdziwa. Cóż za głupoty!
A teraz szedłem pustą, wieczorną drogą. Miałem na głowie kaptur od mojej czarnej bluzy, na to zarzuciłem kurtkę z kożuchem. Napisałem wiadomość do Achillesa, by wyszedł przed dom i najlepiej, gdyby jego matka o tym nie wiedziała. Tak, wiem, Tetydka sobie może widzieć wszystko, ale jakoś obecnie mnie to chuj obchodzi. Musiałem się z nim zobaczyć i z nim porozmawiać. Dotknąć go, poczuć jego zapach, spojrzeć znowu w te piękne, zielone oczy, które były barwy majowych pól o wschodzie słońca.
Ujrzałem na horyzoncie znajomy budynek. Dom rodziny Peleus. Przyspieszyłem kroku, podbiegając do bramy. Wślizgnąłem się przez nią i zatrzymałem pod schodami ogromnej budowli o złotych zdobieniach. Drzwi w ich domu, zawsze mnie fascynowały. Były tak pięknie zdobione, klamki złote i rzeźbione przez ręce utalentowanych ludzi. I pomyśleć, że ta ziemia nosi takich, co mieli dar w rękach. Ja niby umiałem pisać. Okazuje się, że moje dłonie powodowały jedynie zgubę. Zabiłem swojego ojca i to z tych rąk. Te ręce go pchnęły, sprawiając, że spadł ze schodów i złamał sobie kark. Cóż, mógłbym teraz rzec coś poetyckiego, pokroju "tak to w życiu już bywa, jeden się rodzi, zaś drugi umiera", ale to chyba nie do końca adekwatne do sytuacji. Ciocia Pearl raczej nie powielała by mego zamiłowania do romantyzowania praktycznie każdej, przeciętnej czynności. Chociaż, czy zamordowanie taty jest przeciętną czynnością? Tak średnio, bym powiedział.
Drzwi się otworzyły. Achilles stał w progu, by po chwili zamknąć je za sobą. Zbiegł ze schodów i rzucił mi się na szyję. Był tak piękny, jak zachód słońca nad oceanem spokojnym. Pachniał cynamonem i świeżymi wypiekami w cukierni. Tak świeży i delikatny, jak bratki w ogrodzie jego domu. Jego dłonie ściskały materiał od kurtki, a nos stykał się ze skórą na mojej szyi. W końcu wziął głębszy oddech i odsunął się niepewnie, by móc spojrzeć mi w oczy. Jego złote loki delikatnie opadały mu na oczy i kark, więc uniosłem dłoń i odgarnąłem mu kilka włosów z twarzy, by nie drażniły jego pięknych, szmaragdowych oczu. Był ubrany w piżamę, czyli szarą koszulkę, oraz żółte dresy. Czy nie było mu zimno?
— Nie odzywałeś się tak długo, martwiłem się o ciebie — odezwał się, a jego głos był obecnie niczym ambrozja. Był jedynym dźwiękiem, jaki był w stanie mnie ukoić teraz. Uśmiechnąłem się z ukosa, nieco wymijająco. Ciężko mi będzie powiedzieć, co zaszło, ale jestem pewny, że mój Achilles to zrozumie.
— Nic mi nie jest, jest w porządku — odparłem, wzdychając cicho. Zdjąłem kurtkę i nałożyłem mu na ramiona. Achilles, z początku, niechętnie ją przyjął, ale chyba odczuł na własnej skórze ten chłód wieczora, więc owinął się szczelniej. — Co u ciebie?
— Jesteś głupi, jeśli myślisz, że teraz będziemy rozmawiać o mnie — zmarszczył swoje idealne brwi. To śmieszne, bo nie regulował ich, ani nie chadzał do kosmetyczki, a jednak jego skóra, brwi, czy paznokcie zawsze były idealne. — Moja matka była nieco wściekła, ale...ujdzie. Bywało z nią gorzej. Mów, co z tobą?
— Nic, naprawdę nic.
— Patroklosie — wymówił moje pełne imię, na co odczułem ciężar w trzewi.
— Chcesz się przejść? To będzie dość długa historia.
— Ja... — obejrzał się na swój dom, który olśniewał swym bogactwem, swym poziomem i tym, że nawet bogaci, patrzyli na niego ze strachem, wiedząc, że tu mieszkają ludzie wyżej stojący. — Dobrze, przejdźmy się — zgodził się. Chyba czuł się źle z mojego powodu i normalnie by odmówił, ale teraz czuł się odpowiedzialny za to, skoro moja matka kopnęła w kalendarz. Oh, niech tylko poczeka na newsa!
CZYTASZ
❝Jak zabiłem swego ojca❞
Teen Fiction❝ - Niektóre rzeczy wymagają czasu, by je zrozumieć - odparł Apollo, tym razem biorąc złotą łyżeczkę, również znikąd. Zanurzył ją w fidze, nabierając jej środek. - Każdy człowiek potrzebuje też czasu, by zrozumieć samego siebie. To zupełnie tak, jak...