— I jak? — Peach podbiegła do mnie, gdy już szedłem w stronę lady, by bibliotekarka zanotowała jakie książki biorę.
— Nijak, co niby miało się stać? — wzruszyłem ramionami, trzymając przy piersi obie pozycje.
— Nie pogadałeś z nim? — wyraźnie się zasmuciła tym faktem i spojrzała w stronę w którą zmierzaliśmy.
— Pogadałem, ale chwilę. Proszę cię, nie planuj niczego — westchnąłem i wróciłem wzrokiem w bok, gdzie teoretycznie przed chwilą stała Skyros. Teraz biegła truchtem w stronę Achillesa. O Boże. Chyba zawału dostanę. — Peach! — zawołałem cicho, jednak ta nie słuchała i podbiegła do blondyna. — O boże, o kurwa — wyszeptałem sam do siebie, widząc co się dzieje.
Gdy stał przy biurku bibliotekarki i czekał, aż ta sobie zanotuje co wypożyczya. Wtedy moja urocza przyjaciółka podbiła do niego i zaczęła z nim rozmawiać, przy okazji wspominając, że również zna mnie. Chyba nie muszę mówić, że moje upokorzenie było paradoksalnie ogromne i miałem ochotę ją zabić. Spojrzenie Achillesa w moją stronę wtedy było dziwne. Jakby uznał mnie za jakiegoś totalnego stalkera. Bosko. Teraz już w ogóle nie mam szans się do niego zbliżyć. Dzięki, Peach!
Chyba nie muszę mówić, że przez resztę dnia już się nie odezwałem do tego małego potwora.
Wysiadłem z Jeepa pod domem i znużony zarzuciłem plecak na ramię, grzebiąc w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy od domu. Burknąłem coś do siebie, gdy okazało się, że ich nie mam i po prostu sprawdziłem, czy drzwi są otwarte. Mavis czasem ich nie zaklucza. Tym razem, na szczęście, również się tak stało. Bez słowa wszedłem do środka.
- Wróciłem - oznajmiłem niechętnie, zdejmując bluzę i zawiesiłem ją na wieszaku. Gdy jednak w progu ujrzałem i Mavis i obok niej drugą kobietę, którą zresztą dobrze znałem, gdyż była to moja ciotka, zdziwiłem się. Ciocia przyjeżdża do nas jedynie na święta, tudzież jej widok tutaj jesienią był doprawdy szokujący. - Cześć? - przywitałem się krótko, unosząc jedną brew ku górze.
- Twój ojciec prosił o wizytę twojej cioci - odezwała się wreszcie Mavis. Trzymała się skrawka swojej błękitnej spódnicy. Ciocia Pearl podeszła do mnie bliżej i ucałowała mnie w czoło. Ah, ona tak jak mój stary, nie umie okazywać uczuć, ale robi to i tak lepiej niż ten chuj. Z tej odległości widziałem jej czarne odrosty z pod blond farbowanych włosów.
- Miło cię znów widzieć, Patroklosie - przywitała się wreszcie i odgarnęła kosmyk moich włosów za ucho. O co im chodzi? Zrobiłem coś? Wydaje mi się, że byłem całkiem świadom tego co robię w ciągu ostatnich dni.
- Może mi ktoś wyjaśnić co się dzieje? - odsunąłem się o krok, raz patrząc na ciotkę i raz na Mavis. Kobiety wymieniły spojrzenia. - Ciociu? - wymusiłem smutny wzrok z ową niebieskooką.
- Twój tata poprosił mnie bym wzięła cię do psychologa - wypaliła w końcu, zacierając dłonie. Jej pomalowane na czerwień paznokcie były zbyt długie. A mi wydawało się, że cały świat wiruje. Psycholog? Co kurwa? A do czego mi psycholog? To ostatnia rzecz teraz jakiej potrzebuje. Wystarczy mi spokojna rozmowa z ojcem, bo jeśli to przez tamtą kłótnie to mój stary jest pieprzonym chujem.
- Słucham? - okazałem w głosie oburzenie. Nie zgadzam się na to. Nie wyraziłem zgody.
- Pan Menojtios uważa, że to ci się przyda - wtrąciła się Mavis. Dobra, spierdalaj, bo widzę, że bronisz go jak pies cały czas. Miałaś być też dla mnie jako podpora, nie tylko dla mamy. Miałaś mi ją zastąpić. - Widział te twoje opowiadanie i zmartwił się trochę twoim zdrowiem psychicznym- dodała, a ja wytrzeszczyłem oczy. Że co? On grzebał mi w rzeczach?
CZYTASZ
❝Jak zabiłem swego ojca❞
Fiksi Remaja❝ - Niektóre rzeczy wymagają czasu, by je zrozumieć - odparł Apollo, tym razem biorąc złotą łyżeczkę, również znikąd. Zanurzył ją w fidze, nabierając jej środek. - Każdy człowiek potrzebuje też czasu, by zrozumieć samego siebie. To zupełnie tak, jak...