Eskel cz. 4

64 13 7
                                    

Po jakimś czasie, kiedy Eskel razem z Delacroix raczyli się kolejnymi trunkami, do ich stolika zbliżył się Severin w towarzystwie tęgiego mężczyzny. Nieznajomy, mimo swojego dość niewielkiego wzrostu, już z daleka roztaczał wokół siebie aurę władzy oraz nadmiernej pewności siebie. Opinający go purpurowy dublet, w którym wyglądał jak dojrzała śliwka, idealnie współgrał z jego rumianą i pozbawioną cienia zarostu twarzą.

– Eskel, przyjacielu! – krzyknął Severin, najwyraźniej zapominając o tym, aby nie używać tego słowa. – Delacroix... – Skinął głową, na co lokaj odpowiedział mu tym samym. – Oto Ithamar Valley, tutejszy właściciel. – Wskazał na obcego mężczyznę.

– Witam cię, Thèodore, oraz ciebie, mości wiedźminie. – Valley również wykonał uprzejmy ukłon. – Kiedy tylko Severin oznajmił mi, że sam wiedźmin rad był odwiedzić nasze skromne progi, musiałem niezwłocznie przerwać pracę, by poznać go osobiście. To wielki zaszczyt gościć u siebie łowcę potworów we własnej osobie.

Eskel nie miał pojęcia, jak powinien zachować się w obliczu tak wielkodusznych słów skierowanych pod własnym adresem. Ithamar Valley wyglądał mu na człowieka z nizin, który za pomocą sprytu, ale i pewnie wielkiego szczęścia, dorobił się pozycji wyższej niż jego pobratymcy. Ton jego głosu był na tyle nienaturalny, iż Eskel śmiał przypuszczać, że właściciel owego przybytku długo przyswajał, jak należy zwracać się do klientów, aby odpowiednio połechtać ich ego.

Nie wiedząc, co powiedzieć, postanowił wziąć przykład z reszty mężczyzn przy stoliku i zaszczycił Valley'a jedynie lekkim skinieniem głowy.

– Ach, mahakamski trunek, świetny wybór! – zaświergotał Valley, spoglądając na kufel Eskela. – Severinie, pozwól, że również zamówię ci piwo.

– Bardzo chętnie, duże poproszę. – Severin z zadowoleniem umościł się na krześle.

– Ależ naturalnie. Wracam za sekundę.

Valley odwrócił się i odszedł w kierunku baru, gdzie czekał już na niego Elias z nieustannie przyklejonym do twarzy czarującym uśmiechem. Wiedźmin kątem oka zdołał zauważyć, jak obaj mężczyźni wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia, a po chwili Elias znika w przejściu za barem.

Nie minęło wiele czasu, jak Valley wrócił do stolika, dźwigając w dłoniach dwa wielkie kufle z piwem.

W tym czasie Severin wdał się w pogawędkę z Delacroix.

– Potwór? Jestem pewien, że Eskel sobie z nim poradzi. Co nie, przyjacielu?

Eskel nie odpowiedział.

– A co słychać u pięknej córeczki starego Clearwatera? To prawda, co ludzie gadają? Że wychodzi za mąż? – paplał dalej Severin, nie zwracając uwagi na oszołomiony wyraz twarzy swojego rozmówcy.

– Nic mi o tym nie wiadomo – odparł Delacroix sztucznie zdziwionym głosem. – Nie wiem, skąd ty w ogóle masz takie informacje, Grenn.

– Rozmawiam z ludźmi, plotki szybko się rozchodzą.

– To tajemnica niemalże wagi państwowej. – Lokaj zmierzył swoich towarzyszy lodowatym spojrzeniem.

– Aha, czyli jednak coś wiesz – roześmiał się Severin.

– Wiem tyle, ile trzeba i lepiej, żeby ta informacja nie wyszła poza ten stolik.

– Jasna sprawa. Powiedz tylko, czy ta ślicznotka rzeczywiście niedługo będzie zajęta?

– Jej ojciec jest już dogadany z baronem Bonneville. Do zaślubin miało dojść lada dzień, ale niestety ta sprawa z potworem... Ech, muszę przyznać, że nawet żal mi tej dziewczyny. Wydana za mąż jedynie dla interesów ojca. A ten Bonneville to idiota. Widać, że robi to tylko i wyłącznie dla jej majątku. No i oczywiście dla układu z jej ojcem.

Wiedźmin || Dzikie SłonecznikiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz