– Igni...
Z palców wiedźmina posypały się iskry, a ułożony przed nim drewniany stos natychmiast zajął się ogniem. Przytrzymał dłonie bliżej, pochuchał, a następnie potarł je energicznie o siebie. Po ulewie, która przed chwilą przeszła nad Novigradem, ogień był jak wybawienie. Kojarzył się ze spokojem, z wytchnieniem. Powietrze było coraz mroźniejsze, drzewa szeleściły złowrogo targane wiatrem. Wiedźmin rozejrzał się, lecz nie dostrzegł wokół żadnego zagrożenia. Czuł, jak adrenalina powoli z niego schodzi, bicie serca wraca do swojego normalnego rytmu. Usiadł na ziemi, a ciepło bijące od ogniska natychmiast owionęło jego zmęczoną, poszarzałą twarz.
Uniósł wzrok znad płomieni. Morwenna siedziała naprzeciwko niego, wpatrując się otępiale w ogień. Wiedźmin widział łuny odbijające się w jej zielonych oczach. Była potwornie blada, nic dziwnego, straciła sporo krwi. Jej koszula nocna wyglądała bardziej jak fartuch rzeźniczy. Krew była widoczna na jej szyi – zaschnięta w miejscu, w którym Anton ją ugryzł, na twarzy – rozmazana niedbale rękawem koszuli, na rękach – tam, gdzie Morwenna rozcięła sobie skórę. Gdzieniegdzie we włosach nadal widniały lepiące się fragmenty ciała wampira. Wiedźmin nie mógł patrzeć, jak trzęsie się z zimna. Wstał. Zdjąwszy płaszcz, obszedł ognisko i położył go na jej ramionach.
– Jak się czujesz? – zapytał.
Morwenna wzruszyła ramionami. Wiedźmin westchnął ciężko i wrócił z powrotem na swoje miejsce. Usiadł na ziemi, przyciągnął kolana i skupił wzrok na płomieniach, błądząc myślami gdzieś daleko.
– Nie rozumiem – powiedziała nagle Morwenna, wyrywając go z odrętwienia. – Nie rozumiem tego, co się stało.
– Cóż, ja też nie.
Na chwilę znów zapadła cisza.
– Dlaczego tak się stało? – dopytywała się Morwenna. – Dlaczego... umarł? Podobno wampiry wyższe są nieśmiertelne.
– Bo są. Teoretycznie... – Eskel zawahał się. – Najwidoczniej w twojej krwi było coś, co mu zaszkodziło.
– W mojej krwi – powtórzyła głucho dziewczyna. – Ech, powiedz mi, Eskel, czy ja naprawdę jestem w jakiejś części... elfką?
Wiedźmin skinął głową.
– Ale jak? Jak to możliwe, że babcia była istotą nadnaturalną i mogła tak po prostu żyć sobie wśród ludzi? Przecież teraz to praktycznie niemożliwe.
– Twoja babcia została odebrana swoim prawdziwym rodzicom, kiedy była mała – wyjaśnił wiedźmin. – Słyszałem o takich przypadkach. To była tak zwana wielka czystka elfów. Dawno temu. Chciano w jak największym stopniu pozbyć się elfów, wyrugować ich gatunek. Zabierano im dzieci i na siłę uczłowieczano. W ludzkich rodzinach traciły powoli swoją prawdziwą tożsamość, zapominały, kim są. Później mieszały się z ludźmi, a z tych związków rodziły się półelfy i ćwierćelfy. Zupełnie jak ty, Morwenno.
– To znaczy, że rodzice babci byli elfami?
– Zgadza się.
– Nie mogę w to uwierzyć. – Morwenna zmarszczyła czoło. – Przecież babcia nie wyglądała nawet jak elf.
– Nie wyglądała? Proszę cię – żachnął się wiedźmin. – Twoja babcia miała osiemdziesiąt lat, a wyglądała góra na czterdzieści. Naprawdę nigdy cię to nie zastanawiało?
– Ale... – Dziewczyna zagryzła wargę z powątpiewaniem. – No dobrze, a jej uszy? Przecież elfie uszy są spiczaste.
– Uszy twojej babci zostały spiłowane, tak by wyglądały na ludzkie.
CZYTASZ
Wiedźmin || Dzikie Słoneczniki
FantasyRazu któregoś pewien wiedźmin... I to nie byle jaki wiedźmin, ale Eskel, najlepszy przyjaciel samego Geralta z Rivii, słynnego Białego Wilka budzącego postrach wśród gawiedzi jako Rzeźnik z Blaviken... Jak potoczyła się historia Geralta? Wiemy bardz...