Wiedźmin siedział na łóżku w swojej nowej sypialni, która teraz, po wizycie w pokoju Morwenny, wydawała mu się wyjątkowo nieprzyjemna. Po jego głowie krążyło tysiące niespokojnych myśli, tysiące wizji, retrospekcji oraz rozwiązań tej dziwnej zagadki. Obrazy to się pojawiały, to znów rozmywały, a on nie wiedział, na którym z nich powinien się skupić. Najważniejszym z nich był obraz Morwenny. Próbował utrwalić go sobie w pamięci, jednak ten wydawał się niewyraźny i co chwila się oddalał, przez co Eskel miał wrażenie, że umyka mu coś ważnego.
Morwenna stanowiła dla niego największą tajemnicę. Był przekonany, że to właśnie ona wie o całej sprawie najwięcej, tylko z jakiegoś powodu nie chce nic powiedzieć. Dlaczego? Przecież był tu po to, aby chronić ją przed potworem, który czyhał na jej życie, a ona zachowywała się tak, jakby wcale tego nie chciała.
Nie wiedział, dlaczego potwór na swój cel upatrzył sobie właśnie ją, lecz z pewnością nie stało się to przypadkowo. W tej dziewczynie coś było, Eskel czuł to, odkąd pierwszy raz ją zobaczył. A skoro on, to i potwór. Zwłaszcza jeśli faktycznie był tym wampirem wyższym. W końcu wampiry mają o wiele bardziej wyostrzone zmysły niż wiedźmini.
Ślady butów na podłodze niewątpliwie musiały należeć do niego. Clearwater i Delacroix twierdzili, że potwór rozmył się w powietrzu i w postaci mgły wyleciał przez okno. A skoro z pokoju wyleciał jako mgła, to czemu nie mógł też jako mgła do pokoju wlecieć? To by wyjaśniało, dlaczego ślady nie zaczynały się przy balkonie, a trochę dalej, przy samym łóżku.
Najważniejszym pytaniem było, co takiego Morwenna ma w sobie, że potwór tak zawzięcie próbuje się do niej dostać. Z pewnością nie mogła być żadną istotą nadnaturalną. Żadną nimfą, driadą ani rusałką – jej wygląd zdecydowanie temu przeczył. A może czarownicą, która nie zdążyła jeszcze odkryć swoich magicznych umiejętności? Nie, to niemożliwe. W takim przypadku wiedźmiński medalion drgałby w jej obecności.
Jedynym sposobem, aby się tego dowiedzieć, było przyjrzenie się jej bliżej – jej oraz jej rodzinie.
Eskel zerknął na portret Felixa Clearwatera wiszący nad jego głową niczym topór nad skazańcem. Miał wrażenie, że mężczyzna przez cały czas bacznie mu się przygląda, analizuje każdy jego ruch, każdą myśl. Jego oblicze wydawało się wyjątkowo nieprzyjemne, ba, cały ten dom był nieprzyjemny – nieprzyjemny, zimny i pusty. Wszystko tu sprawiało, że Eskel czuł się nieswojo – wszędobylski zapach wilgoci, protekcjonalny ton głosu gospodarza, stary las dookoła posiadłości...
I teraz jeszcze ten portret.
Wstał z łóżka i ujął w dłonie wielką ramę obrazu, przyglądając się Clearwaterowi z bliska. Morwenna nie była ani trochę podobna do ojca. Jego oczy były ciemnoszare i lodowate prawie jak stal. Nie miały w sobie ani grama tej iskry, którą widział u jego córki. Ani grama blasku, przez który Eskel wciąż się zastanawiał, dlaczego wiedźmiński medalion nie wibruje w jej obecności.
Nagle w jego głowie zaświtała myśl, której przejawem był zimny dreszcz na całym jego ciele. Myśl, od której w jego gardle pojawiła się wielka gula niepozwalająca mu oddychać.
Czy jeśli Morwenna wyjdzie za barona Bonneville, to ten blask zniknie bezpowrotnie?
Nie wiedzieć czemu ogarnęła go złość. Ze wstrętem odsunął od siebie portret Felixa Clearwatera, nie chcąc ani sekundy dłużej na niego patrzeć. Odwrócił go na lewą stronę i wsunął za szafę.
CZYTASZ
Wiedźmin || Dzikie Słoneczniki
FantasyRazu któregoś pewien wiedźmin... I to nie byle jaki wiedźmin, ale Eskel, najlepszy przyjaciel samego Geralta z Rivii, słynnego Białego Wilka budzącego postrach wśród gawiedzi jako Rzeźnik z Blaviken... Jak potoczyła się historia Geralta? Wiemy bardz...