Anton cz. 3

83 11 33
                                    

– Coś ty zrobił?! – Morwenna wykorzystując moment, że Eskel nieco zwolnił ucisk, rzuciła się na niego z pięściami. – Zabiłeś go! Zabiłeś!

– Morwenno... – usiłował dojść do głosu wiedźmin.

– Miałeś z nim porozmawiać! Obiecałeś mi to! Obiecałeś! – krzyczała dalej, okładając go pięściami. – A ty go zabiłeś!

– Nie zabiłem! Uspokój się! – wrzasnął Eskel, chwytając ją za ręce i uniemożliwiając dalszy atak. – Nic mu nie będzie! To wampir, zregeneruje się!

Morwenna oddychała ciężko. Przez chwilę wpatrywała się w wiedźmina w sposób, jakby chciała go ukatrupić samym spojrzeniem. Nagle całkowicie opadła z sił. Ukryła twarz w dłoniach i gorzko zapłakała.

– Obiecałeś, że z nim porozmawiasz – szlochała. – Obiecałeś...

Eskel spoglądał na jej twarz całą mokrą od łez. W jego głowie kłębiło się tysiące sprzecznych emocji. Z jednej strony był wściekły na Morwennę, że po raz kolejny przeszkodziła mu w starciu z wampirem. Anton ewidentnie nie umiał nad sobą zapanować, kiedy była obok. Powinna zatem trzymać się z od niego z daleka, a nie podejmować kolejną próbę przemówienia do jego sumienia, którego najwyraźniej nie miał. Z drugiej strony czuł tak dobrze znane mu już rozgoryczenie. Znów coś mu się nie udało, znów nie posunął się ani o krok w rozwiązaniu tej sprawy. Może i zdołał odciąć wampirowi rękę, unieszkodliwiając go na jakiś czas, ale co z tego? Wampir jak to wampir, zregeneruje się, lada dzień odrośnie mu nowa kończyna, a stara do niczego więcej się już nie przyda. Wprawdzie istniały pewne metody, za pomocą których wampirza dłoń mogłaby okazać się pomocna w dotarciu do jej właściciela, jednak była to bardzo zaawansowana magia, zarezerwowana przeważnie dla czarodziejek, a na niej Eskel zwyczajnie się nie znał. Należało więc znaleźć inny sposób.

Jeszcze z innej strony zaś, przyglądając się obliczu Morwenny, po którym rzewnym strumieniem płynęły łzy, zrobiło mu się zwyczajnie jej żal. Nie rozumiał, jak mogła tak źle wybrać. Nie rozumiał, dlaczego zdecydowała się obdarzyć uczuciem kogoś, kto stanowił dla niej tak ogromne zagrożenie. Przecież musiała być świadoma niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą zadawanie się z wampirem wyższym. Dlaczego jego życie, jak i on sam, były dla niej aż tak ważne?

Eskel westchnął ciężko, a cała złość i frustracja w jednej chwili uleciały z niego, jakby zdmuchnięte przez wiatr.

– Próbowałem, Morwenno – delikatnie położył rękę na jej ramieniu – naprawdę się starałem. Wcale nie chciałem z nim walczyć, uwierz mi. Ale musisz wiedzieć, że z Antonem nie ma żadnej rozmowy. On nad sobą nie panuje. – Głos Eskela był na tyle opanowany, że Morwenna na moment przestała płakać. Uniosła na niego wzrok, a w jej oczach zatliła się nadzieja. – Nie martw się o niego. Zapewniam cię, że jego to nawet nie bolało. Wampiry wyższe są tak potężne, że wystarczy parę dni, a twój Anton będzie miał nową rękę. Zobaczysz.

Właściwie to sam nie wiedział, dlaczego ją pociesza. Przecież był tu po to, żeby zabić „jej" Antona, przynieść jego głowę jej ojcu jako trofeum i jeszcze na tym zarobić. W tym momencie sam już nie wiedział, co robi.

Jednego tylko mógł być pewien – nie chciał, żeby Morwenna cierpiała.

Dziewczyna zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, powoli odzyskując panowanie nad sobą. Smutek bijący od niej ogarniał nawet wiedźmina, jakby przez rękę, którą wciąż trzymał na jej ramieniu, przenikały do niego jej emocje. W pewnej chwili odwróciła się i spojrzała na posiniałą dłoń leżącą bezwładnie na ziemi.

– Chodźmy do domu – wyszeptała.

Eskel pokiwał głową, lecz w tym momencie rana w jego prawym boku niespodziewanie dała o sobie znać. Wiedźmin jęknął przeciągle i zgiął się w pół, trzymając się za obolałe miejsce.

Wiedźmin || Dzikie SłonecznikiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz