Wracali uśmiechnięci jednak, kiedy stanęli przed budynkiem zauważyli go. Oboje wiedzieli, że mają przerąbane, bo zamiast dziesięciu minut zrobiła się godzina. W całej tej zabawie zapomnieli, że powinni wracać. Amini wiedziała, że musi zrobić wszystko, żeby Arlo nie poniósł za to winy.
Stał tam z rękami założonymi na piersi ze wściekłym wyrazem twarzy. Za nim stała reszta w niewiele lepszym humorze. Jak widać ich samowolka będzie miała przykre konsekwencję.
- Mamy kłopoty – wymruczała pod nosem w jego kierunku.
- Mamy przejebane – poprawił ją.
- Może uda mi się go jakoś ugłaskać – zaproponowała nie spuszczając z niego wzroku.
- Musiałabyś mu coś ugotować, bo jak je to nie gada a uwierz mi, że kocha żarcie.
- Myślę, że da się coś zrobić. – gotować nauczyła się od matki i robiła to dobrze. – Zrobię mu taki obiad, że jaja mu eksplodują. – mówi żartem.
Widzi jak Arlo potyka się i prawie przewraca na śliskiej powierzchni. Macha rękami i udaję mu się zachować równowagę. W dużej mierze była to jej wina po tym jak rzuciła świńskim tekstem. Jeśli myślał, że ona nie potrafiła żartować to był w wielkim błędzie, ale będzie wiedział na przyszłość, że potrafi być rozrywkowa.
- Kurwa dziewczyno czy ty chcesz mnie zabić – łapię się za pierś.
- Nie udawaj, że ci się nie podobało. – mruga do niego.
- Już cię lubię.
- Dzięki.
- Ty nie powiesz tego samego? Tak Arlo uwielbiam cię za twoje poczucie humoru, charakter i to, że pozwoliłeś mi dzisiaj wyjść na zewnątrz. – pyta nie spuszczając z niej wzroku. Kiedy nic nie odpowiada ciągnie dalej. – Może chociaż powiedz, że mnie tolerujesz.
Już go rozgryzała. Lubi być w centrum uwagi i drażni go to, kiedy ją traci dlatego milczy wiedząc, że to go jeszcze bardziej podjudzi. Nie wiedziała, że jego towarzystwo tak dobrze na nią podziała.
- Serio? – zatrzymuję się przez co ona też przystaję. – Nic a nic.
- Wiesz chyba jednak...
Pisk opon przyciągnął jej uwagę. Odwróciła głowę w momencie, kiedy poczuła szarpniecie i została rzucona w śnieg. W ostatniej chwili zauważyła jak zaciemniona przednia szyba obniża się po czym wynurzyła się zza niej lufa pistoletu.
Leżąc na pokrytej puchem ziemi słyszała świst kul, które uderzały tuż obok nich. W całej tej sytuacji docierało do niej tylko to, że w cale się nie bała. Tyle razy narażona była na ataki, że już się do nich przyzwyczaiła. Próby porwania, stratowanie samochodu, fałszywy lekarz, próba otrucia a to zaledwie początek góry lodowej.
Nie wiedziała, ile to trwało, ale kiedy poczuła szarpnięcie za ramię zaparło jej dech. Stanęła oko w oko z Lennoxem który był wściekły. Wręcz rozsadzało go od środka.
- Idziemy – warknął po czym zaczął ją ciągnąc w stronę budynku.
Ledwo udało jej się za nim nadążyć. Wciągnął ją do windy i nie czekając na resztę przyłożył kartkę do panelu windy. Widziała ich zaskoczone twarze nim drzwi się zamknęły.
Zostali sami. Pomieszczenie wydawało się dziwnie małe jak na nich dwoje.
- Lenni – zaczęła cicho zdrobniając jego imię myśląc, że to w czymś pomoże.
- Nawet się nie waż – nadal był wściekły.
- Chciałam...
- Cicho – huknął na co się wzdrygnęła.
Była zła na samą siebie, że wpadała na ten pomysł. Chciała po prostu jeszcze raz poczuć się wolna. Przez swoje pragnienia prawie doprowadziła do tego, że coś mogło stać się Arlo. Za to była najbardziej na siebie zła. Nie na to, że właśnie jej stałaby się krzywda a o to, że przez własną głupotę naraziła kogoś jeszcze.
Stali pogrążeni w ciszy aż w końcu winda się otworzyła. Wyciągnął ją z niej jak worek ziemniaków. Kiedy byli w drodze do salonu wyrwała ramię z jego mocnego uścisku. To sprawiło, że nie miał wyjścia i musiał na nią spojrzeć.
- Przepraszam – zaczęła. – Nie wiedziałam, że ktoś będzie chciał mnie zabić.
Była coraz bardziej zdenerwowana, kiedy patrzył na nią i nic nie mówił. Jego przenikliwy wzrok przedzierał się przez nią i wdzierał do środka. Teraz pewnie żałował, że podjął się ochrony jej osoby. Przez nią mógł zginąć jeden z jego ludzi.
Kiedy nadal nie odpowiadał wywróciła oczami i odwróciła się do niego tyłem. Zaczęła ściągać z siebie przemoczony płaszcz rzucając go na podłogę. W ślad za nim podążył szalik, czapka, rękawiczki i buty, z których wygrzebała resztki lodu.
- I tyle? – usłyszała za sobą jego pełen niedowierzania głos.
- A co mam więcej powiedzieć, co? – odwróciła się do niego. – Co chcesz usłyszeć? – rozłożyła bezradnie ręce.
- Może to, że naraziłaś siebie i Arlo na niebezpieczeństwo dla własnej przyjemności.
- Wiem, że to moja wina i przepraszam, ale nie wiedziałam, że stanie się coś takiego. Chciałam tylko na chwilę być sobą – wyznała.
- Nie możesz czegoś takiego robić i dobrze o tym wiesz. Masz zasady, których miałaś się trzymać a zmusiłaś mojego brata do czegoś takiego – podniósł głos.
- Arlo to twój... - nie była w stanie dokończyć.
Jeszcze tego brakowało. Jego brat. Zaj...kurwa...biście.
- ... brat – kończy za nią.
- Super – zaczyna się śmiać.
- Jakoś nie widzę, żeby było ci przykro. Nawet nie widać, że w jakiś sposób czujesz się winna – jego słowa uderzają wprost w jej serce.
Nie spodziewała się, że powie coś takiego. Może przez to słowa uciekają z jej ust zanim pomyśli, żeby je ważyć.
- Przepraszam, że nie reaguję jak rozhisteryzowana idiotka, ale nie potrafię inaczej. – wykrzyczała nie mogąc się opanować.
Na jego twarzy widać było zrozumienie, ale ona tego nie zauważyła, bo chodziła od ściany do ściany miętoląc w ręce rękaw swetra.
- Kate – nie zareagowała tym razem.
- Nie mam tak na imię – wywarczała w jego stronę. Miała dość tego, że była nazywana nie swoim imieniem. Miała dość kontroli. Dość mówienia jej co ma robić.
- Więc jak? – zapytał cicho. – Jak? – podniósł głos, kiedy nie odpowiedziała.
- Amini – krzyknęła. – Mam na imię Amini – powtórzyła ciszej.
Spuściła wzrok nie mogąc wytrzymać siły jego spojrzenia. Czuła się obnażona więc unikała tego co mogła zobaczyć w jego oczach.
Ignorowała to nawet wtedy, kiedy usłyszała jego kroki. Mocne. Wolne. Zdecydowane. Czekała jednak z zapartym tchem na to aż nawrzeszczy na nią jeszcze.
Najpierw poczuła na ramionach jego ciepłe i duże dłonie. Dotykał jej delikatnie jakby bał się zrobić to mocniej. Były jak pocieszenie i wsparcie jakiego potrzebowała.
- Spójrz na mnie – usłyszała.
Chciała. Naprawdę chciała go nie słuchać, ale jakaś siła zmusiła ja do tego, żeby się odwrócić. Nie mogła się powstrzymać.
Spojrzała w jego zielone oczy i nie mogła się od nich oderwać. Nie patrzył na nią z wyrzutem a z pewną dozą zrozumienia. Jakby wiedział, że co siedzi jej w głowie. Może i powinna się odsunąć, ale nie potrafiła.
![](https://img.wattpad.com/cover/326019807-288-k60065.jpg)
CZYTASZ
Odzyskane życie
RomanceAmini w wieku 17 lat została objęta programem ochrony świadków. Lata ukrywania się i unikania ludzi odcisnęły na niej swoje piętno. Z każdym kolejnym dniem traci nadzieję na lepsze życie. Niespodziewana śmierć siostry uświadomiła jej, że nigdy nie b...