Rozdział 1

3.4K 177 4
                                    

Trzy tygodnie później

- Chyba sobie żartujesz? – odwraca się w jego stronę nie mogąc się powstrzymać.

- Nie będzie tak źle.

- Ale dlaczego akurat Boston? Zawsze wybieraliśmy małe miasta w których domy były oddalone od siebie o kilka kilometrów. Populacja w tym mieście wynosi ponad sześćset tysięcy a może i więcej. – podnosi głos. – Ktoś może coś zauważyć.

- Nikt niczego nie zauważy – mówi spokojnie po czym pcha dziewczynę w stronę wejścia do budynku. – Idź w końcu.

- Tym razem się postarali – mówi z uznaniem, kiedy wchodzi do środka.

- Ta – wzdycha. – Może to też mieć coś wspólnego z tym, że na najwyższym piętrze mieści się agencja ochroniarska najlepsza w całych Stanach. Ci goście się nie patyczkują.

- Więc teraz oni będą mnie ochraniać – pyta.

- Taka była decyzja góry, ale nie wiedzą kim jesteś i dlaczego tu jesteś. – aluzja zawarta w tych słowach jest aż nazbyt widoczna.

- Tak wiem. Nie mówi nikomu kim jesteś i zwiewaj, kiedy robi się źle. – wywraca oczami.

- Mieszkanie ma dwie sypialnie, salon, kuchnie i łazienkę. W sypialni i łazience nie ma kamer, ale pozostałe pomieszczenia już tak. Będą cię stale monitorować i codziennie sprawdzać każdy kąt.

- Jak długo? – zadaję najważniejsze pytanie.

- Mam nadzieję, że nie długo – odpowiada. – Nie mogę jechać z tobą, bo to by było podejrzane, ale masz mój numer, gdyby coś się działo. Dzwoń tylko w ostateczności. – zaznacza z naciskiem.

- Rozumiem – odpowiada dziewczyna choć to, że po raz pierwszy zostanie sama nie jest dla niej łatwe.

- Dasz radę mała - pociesza ją choć sam w to nie wierzy.

Wsiada do windy, z kartą którą od niego dostała. Tylko w ten sposób może dostać się do mieszkania. Posyłając mu uspokajający uśmiech wciska guzik windy. Po chwili drzwi zamykają się a ona zostaję sama w środku ze swoimi myślami.

Przykłada kartę do panelu w windzie a wtedy ona rusza. Widzi jak numery pięter zmieniają się a stres dopada ją coraz bardziej. Jedna trzecia jej życia była podyktowana czyimiś wyborami. Nie mogła o sobie decydować i robić rzeczy, na które miała ochotę. Całymi dniami przesiadywała w zamknięciu aż się do tego przyzwyczaiła. Czasami, kiedy wychodziła na zewnątrz czuła się jakby niewidzialna bariera napierała na nią z każdej strony. Według Agenta numer trzy była to agorafobia – strach przed przebywaniem na otwartej przestrzeni.

Pomógł jej jako jedyny z niewielu. Dał jej zeszyt, w którym zapisywała swoje myśli zwłaszcza te złe. Było tego tak dużo, że zaczęła pisać kolejny zapełniając go myślami.

Dźwięk windy oznajmił jej, że dotarła na miejsce. Drzwi rozsuwają się a jej oczom ukazuję się wejście do salonu. Tak - wejście a nie drzwi. Myślała, że będzie to mieszkanie jedno z wielu, ale najwidoczniej jest ono rozmieszczone na całym piętrze. Sprytne posunięcie z ich strony. Jedno wejście i tylko jedno wyjście.

Szeroki i krótki korytarz prowadzi ją do salonu w których zastaję kilku mężczyzn rozmawiających o czymś zawzięcie. Są wysocy, barczyści, szerocy i mają brody. Co do jednego. Jakby urwali się z jakiegoś filmu albo sesji i wyszli z telewizora. Ideał mężczyzny stoi przed nią w wersji pięć do jednego.

- Mówię ci, że kamery w sypialni byłyby dobrym wyjściem w sytuacji, kiedy... - mówi jeden.

- Nie mamy na to pozwolenia – przerywa mu drugi.

Odzyskane życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz