dream saturday.

3.1K 215 301
                                    

JANA JEŚLI TO CZYTASZ-

witajcie moi drodzy, miłego czytania<3

. . .

             Syriusz energicznie wspiął się po stopniach schodów prowadzących na trybuny. W głowie miał ogromny mętlik myśli, nie był pewien, czy to co miał zamiar zrobić było dobrym pomysłem. Był on jednak nikim innym jak stuprocentowym Gryfonem, a odwagę, podejmowanie ryzyka i nieobliczalność miał we krwi.

Znalazł się wreszcie na zupełnie opustoszałych trybunach, rozglądając się pospiesznie w poszukiwaniu szesnastoletniego wilkołaka, zdecydowanie zbyt uroczego i cudownego na ten świat. Serce biło mu szybciej z powodu stresu i adrenaliny. Odetchnął głęboko, dostrzegając szczupłą sylwetkę niedużo wyższego od niego chłopca o jasnobrązowych włosach, ubranego w ciepły brązowy sweter. Zajmował jedno z wielu siedzeń, pochylając głowę nad książką, a nogi krzyżując po turecku.

Black uśmiechnął się delikatnie do samego siebie. Remus John Lupin był jego największą sympatią. Głęboko w środku dobrze to wiedział, ale upewniał się w tym jeszcze bardziej za każdym razem gdy na niego patrzył. Wszystko w tym chłopaku było idealne do granic możliwości.

— Remus?

Gryfon podniósł głowę znad książki, a ich spojrzenia się spotkały. Łapa przełknął ślinę, podchodząc bliżej.

— Syriusz.

Lupin też to czuł. W spojrzeniu Blacka widać było wszystko, a jego szare oczy zawierały w sobie pełen zestaw emocji, których Remus nie potrafił rozczytać. Ale mimo to w środku rozumiał, że coś było inaczej.

Byli sami. To nie działo się zbyt często. Właściwie, od początku września, mieli okazję dzielić zaledwie parę takich momentów. Tutaj jednak nikt nie mógł im przeszkodzić, nie było tu Jamesa, opowiadającego o Lily i wymyślającego nowe żarty, nie było Petera, narzekającego im nad uchem, że chce iść do kuchni.

Byli sami.

— Nienajgorzej ci poszło — Remus uśmiechnął się lekko, zamykając książkę i odkładając ją na bok. — Rogacz przyjmie cię do drużyny, prawda?

Syriusz pokiwał głową, a Lunatyka przeszedł dreszcz, wywoływany intensywnością jego spojrzenia.

— Dzięki tobie — kącik ust Blacka wzniósł się ku górze. — Przyniosłeś mi szczęście.

Syriusz stał poziom niżej, przez co ich oczy znajdowały się na podobnej linii. Remus nie mógł oderwać wzroku od czarnowłosego, czując narastającą ekscytację. Coś miało się zaraz wydarzyć.

Lśniące, perfekcyjne włosy Blacka wciąż leżały związane na jego plecach, a jeden nieposłuszny kosmyk delikatnie powiewał przed jego czołem, poruszany przez lekki wiatr. Remus z fascynacją śledził wytworne, wyraziste rysy twarzy chłopaka, jego ostre kości policzkowe, coraz lepiej zauważalną, rozbudowaną, nabierającą męskości szczękę, bladą cerę i stalowe oczy nieuchronnie mieszające mu w głowie.

Przymknął usta, zdając sobie sprawę, że je rozchylił. Dla niego nie było już ratunku. Przepadł.

Wzrok Syriusza zsunął się ostrożnie po jego twarzy, budując jeszcze silniejsze napięcie między nimi. To był moment, w którym serce drugiego szesnastolatka stanęło. W jednej chwili dłoń Syriusza ujęła jego policzek, a on sam pochylił się nagle, łącząc ich wargi w wyczekiwanym, a jednak tak zaskakującym pocałunku. Ich wnętrzami wstrząsnęły wybuchy fajerwerków, a serca przyspieszyły rytm.

Po chwili jednak Remus odsunął się od niego.

— Luniek, przepraszam cię, ja... — zaczął Syriusz, również się cofając, z iskrą zaniepokojenia w oczach badając pospiesznie jego twarz.

LION'S HEART | JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz