Przez kolejne dwa dni James i Regulus nie mieli chwili, aby ze sobą porozmawiać. Nie udało im się wyłapać chociaż kilku minut, które mogliby spędzić razem sami. Potter zazwyczaj przebywał w towarzystwie huncwotów, a w całym Hogwarcie miał dziesiątki znajomych, więc za każdym razem, gdy opuszczał dormitorium, nawet nie musiał się starać o rozmówcę. Zawsze był ktoś, kto znalazłby się obok niego.
Co prawda nie oznaczało to, że nie próbował w jakiś sposób spotkać się z Blackiem. Od soboty mapa huncwotów pozostawała w jego rękach i na bieżąco sprawdzał pozycję Rega, a o przypadkowych porach dnia wychodził na samotne spacery po korytarzach, mając nadzieję, że w końcu natknie się nie na kolejną losową ze znajomych mu osób, tylko na tą konkretną, która nieustannie mąciła mu w głowie.
W rzeczy samej, Ślizgon nie chciał odejść z jego umysłu. Od chwili, gdy wrócili z sobotniej randki, James nie potrafił zająć się niczym innym niż przetwarzaniem wszystkich wspomnień jego osoby. Stał się jeszcze bardziej rozkojarzony i roztrzepany niż zazwyczaj, co wzbudzało podejrzenia jego przyjaciół. Ciągle kogoś wypatrywał, uśmiechał się sam do siebie bez żadnego powodu, niewytłumaczalnie się rumienił i nie reagował na kierowane w jego stronę słowa, zupełnie jakby do niego nie docierały.
Marlene była tym zirytowana dużo mniej niż inni, jako że jedyna rozumiała, co tak naprawdę z Potterem się działo. Kochała mu dokuczać, więc gdy razem mijali Regulusa na korytarzu, od razu podparła go od tyłu ręką, naśmiewając się później, że to na wszelki wypadek, gdyby miał zemdleć z wrażenia, albo wytykając mu wyraz jego twarzy, kiedy tylko zobaczył Ślizgona. W środku jednak była niemożliwie szczęśliwa i wiedzieli o tym oboje.
Radość, która wypełniała Jamesa z powodu zobaczenia młodszego z Blacków była niemal tak ogromna, jak pustka, którą odczuwał, gdy tylko znikał z jego pola widzenia. Niestety, większość czasu był daleko od niego, więc to drugie uczucie towarzyszyło mu częściej. Za to gdy wreszcie udawało mu się gdzieś go wypatrzeć, czy złapać z nim kontakt wzrokowy, bał się choćby mrugnąć, po prostu chłonąc jego widok, póki miał okazję.
Tak też było i teraz.
James po raz następny tego dnia udał się na swój "patrol", ukradkiem zerkając na zwitek papieru w swojej dłoni. Wreszcie wcisnął go do swojej kieszeni, zadowolony z tego co zobaczył. Reg był sam i najwidoczniej lada chwila miał wyjść zza rogu, tym samym go spotykając. Potter czuł już podekscytowanie i wynikający z niego ucisk w brzuchu. Uśmiechał się lekko sam do siebie, przygryzając dolną wargę i nerwowo poprawiając swoje roztrzepane włosy. Miał ochotę podbiec i w końcu go przytulić, ale jak wytłumaczyłby się z faktu, że wiedział wcześniej, że Regulus tam będzie?
Odpiął drugi od góry guzik swojej koszuli, dalej idąc korytarzem. Czyżby trochę się stresował? Spojrzał ostatni raz pospiesznie na mapę, by upewnić się, że nikt niespodziewany się tu nie pojawi. Jeszcze kilka sekund, jeszcze tylko kilka sekund...
Uśmiechnął się szeroko i promiennie, gdy wreszcie zobaczył przed sobą lśniące, czarne loki i drobniejszą niż ta jego posturę Ślizgona.
— Potter? — Wyrwało się z ust zaskoczonemu chłopakowi, który przystanął w miejscu na jego widok.
Obejrzał się za siebie, a gdy zorientował się, że są sami, na jego usta wpłynął lekki uśmiech. Potter więcej nie próbował się hamować i zwyczajnie przyspieszył, niemal biegiem przemierzając ostatni dystans, po czym wpadł prosto na młodszego, obejmując go mocno ramionami w pasie. Przez jego rozpęd zakręcili się, a stopy Ślizgona oderwały się od ziemi na kilka centymetrów. Nie zamierzał jednak tego komentować, przylegając do niego i zarzucając ręce na kark Gryfona, a nos chowając w zgięciu jego szyi, tłumiąc swój cichy, radosny śmiech.
CZYTASZ
LION'S HEART | Jegulus
FanficWszyscy w Hogwarcie dobrze wiedzą, że James Potter, uczeń szóstego roku, jest od lat boleśnie zakochany w rudowłosej piękności o imieniu Lily Evans. I choć większość szkoły śledzi postępy w ich relacji z ogromną ciekawością i ekscytacją, to piętnas...