James stał przy wejściu na boisko do quidditcha w towarzystwie trójki huncwotów. Nie miał na sobie szkolnego stroju, a z powodu wyjątkowo słonecznej pogody ubrał biały podkoszulek, sprane, wygodne i luźne jeansy, oraz ciemnoczerwone conversy. W ręku ściskał miotłę, a przez ramię przerzucił sobie brązową kurtkę. Tego dnia była sobota, dzięki czemu nie musiał zawracać sobie głowy czarną szatą o długich rękawach, która byłaby teraz zwyczajnie niekomfortowa.
— Rogacz, niepotrzebnie się aż tak stresujesz — na jego barku spoczęła dłoń Syriusza.
— Jestem kapitanem — przypomniał mu.
— I co? Byłeś nim już w zeszłym roku.
— W zeszłym roku wcale nie stresowałem się mniej — westchnął, nerwowo przeczesując palcami swoje ciemne włosy. — To nie jest takie proste.
Tydzień wcześniej wszyscy huncwoci zajmowali się rozwieszeniem w całym Pokoju Wspólnym dziesiątki ogłoszeń dotyczących eliminacji do drużyny Gryffindoru. Peter przez pół dnia obrzucał ulotkami każdego, kto miał na sobie czerwono-złoty krawat. Chciał w jakiś sposób pomoc, bo ani on, ani Remus nie zamierzali startować. Lupin wolał stanowić podporę psychiczną i motywować w razie zaistniałej potrzeby.
Potter urządził eliminacje stosunkowo wcześnie, ale uznał, że dzięki temu zacznie przeprowadzać treningi jeszcze przed innymi domami, co powinno im dać pewną przewagę. Im szybciej zgromadzi drużynę, tym więcej czasu będą mieli na przygotowanie się i opanowanie strategii przed nadchodzącymi meczami.
Teraz, kiedy nadszedł wielki dzień, brunet obserwował uważnie każdą z wciąż gromadzących się na miejscu osób, przestępując lekko z nogi na nogę.
— Po prostu martwi się, że popełni błąd przy wyborze — Remus poinformował cicho Syriusza o swoich podejrzeniach. — Albo, że będzie musiał odrzucić jakiś talent.
— Ostatnim razem odmawianie tylu osobom było katorgą — mruknął Potter. — Niektórzy całymi miesiącami rzucali mi potem wrogie spojrzenia i robili wyrzuty. Innym było przykro, a to też nie było szczególnie fajne.
— Dasz radę, Rogaś — stwierdził z całą swoją pewnością Black. — Kto miałby dać, jeśli nie ty? Quidditch to twoja największa pasja i znasz się na rzeczy jak nikt inny w tej szkole. W dodatku jesteś cholernie dobry — szturchnął go barkiem, na co Potter posłał mu wdzięczny uśmiech. — Chyba umiesz rozpoznać dobrego zawodnika.
— Słodzenie mi nic ci nie da, Łapo — prychnął żartobliwie, ale wciąż się uśmiechał. — Mam zamiar wybierać sprawiedliwie. Jeżeli Marlene znowu skopie ci dupę, nie wsadzę cię do drużyny po znajomości.
— McKinnon — Syriusz warknął cicho. — Tym razem z nią wygram.
— Pamiętacie, że są dwa miejsca pałkarzy, co nie? — Napomknął Peter, wtrącając się do rozmowy.
— Na szczęście Blacka — zza ich pleców dobiegał damski głos, a sekundę później przed nimi stanęła Marlene ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. — Gdyby było tylko jedno, marnowałby tylko czas usiłując się dostać — dodała, wyraźnie drocząc się z Syriuszem.
— Jeszcze się przekonamy, komu pójdzie dzisiaj lepiej — powiedział wyzywająco, mierząc się z nią wzrokiem i występując do przodu.
— Dobrze wiesz, że cię zmiotę, Black — zmrużyła oczy blondynka, przeszywając go spojrzeniem.
— Możesz o tym tylko pomarzyć, McKinnon — prychnął kpiąco.
Do ich piątki podeszła dziewczyna o czarnych, kręconych włosach, nie sięgających nawet jej ramion i grzywce zakrywającej jej czoło. Miała na sobie biały top, dopasowaną, bordową, rozpinaną bluzę i ciemne jeansy. Towarzyszyła jej druga szesnastolatka, o długich włosach splecionych w drobne warkoczyki, ubrana w czerwony sweterek i czarną spódniczkę.
CZYTASZ
LION'S HEART | Jegulus
FanfictionWszyscy w Hogwarcie dobrze wiedzą, że James Potter, uczeń szóstego roku, jest od lat boleśnie zakochany w rudowłosej piękności o imieniu Lily Evans. I choć większość szkoły śledzi postępy w ich relacji z ogromną ciekawością i ekscytacją, to piętnas...