hickey spell.

1.8K 171 269
                                    

hejka chciałabym was serdecznie zaprosić na mojego pinteresta 
@/zcsiaverse
bo właśnie upubliczniłam moją tablicę z marauders era z estetykami każdego z huncwotow i reszty<33

. . .

         — Reg?! — W dormitorium rozległ się dźwięk pukania do drzwi. — To my.

— Wpuścisz nas? — Do uszu Blacka dobiegł stłumiony głos Barty'ego. — Otwieraj, bo zaraz sam to zrobię.

— Uspokój się, Crouch — skarcił go Rosier. — Ja na przykład wolałbym zaczekać, niż ryzykować zobaczeniem nagiego Po...

Regulus przewrócił oczami, słysząc ich głosy przez drewno. Podniósł się ze swojego łóżka, odruchowo narzucając kaptur bluzy na głowę i podszedł do drzwi. Klucz szczęknął w zamku, a zanim Rosier zdążył dokończyć w wejściu stanął Black.

— Zamknij się, Evan — warknął i zaczerwienił się zmieszany. Odsunął się z progu, wracając do środka. — Wchodźcie.

Blondyn zmierzył go wzrokiem i podniósł brwi, uśmiechając się lekko. Czerwona bluza? To mogło oznaczać tylko jedno. Wstąpił powoli za nim, ostrożnie stawiając kroki i rozglądając się podejrzliwie po wnętrzu.

— Jesteś sam? — Spytał. — Żaden Gryfon nie wyskoczy zaraz z łazienki?

Regulus westchnął ciężko, siadając znowu na swoim łóżku.

— Nie, Rosier.

— Ani z szafy? — Upewnił się Evan, wskazując na nią ruchem głowy.

— Z szafy również nie — Reg podniósł brwi przy kpiącym uniesieniu kącików ust i odchylił się do tyłu, za plecami wspierając się na rękach.

James wyszedł już około godziny wcześniej, na szczęście wymijając się ze Ślizgonami. Od tamtej pory Black nie zrobił nic szczególnie produktywnego. Właściwie, nie zrobił niczego w jakimkolwiek stopniu produktywnego. Większość czasu spędził wspominając ubiegłe godziny. Ten niesamowity wieczór, fragment nocy, kiedy wciąż nie mógł zasnąć, a James spał na jego torsie i najsłodszy poranek w swoim życiu.

Kolejną część spędził przed lustrem, najpierw ciesząc się widokiem bluzy Jamesa na sobie, a później w trudach próbując odnaleźć w sobie piękno, które tak precyzyjnie wskazał mu Gryfon. Na koniec z czerwonym rumieńcem na policzkach wgapiał się w malinki, które pokrywały połowę jego szyi oraz obojczyk i schodziły na jego bark, zsuwając się w dół po jego klatce piersiowej. Odkrył nawet lekko widoczne ślady zębów po ugryzieniu, gdzieś między swoją szyją a barkiem. Zarumienił się wtedy jeszcze mocniej, a serce zabiło mu szybciej na wspomnienie chwili, w której powstały. Cholerny Potter.

Później leżał na swoim łóżku, wpatrując się w sufit z żalem w oczach i odnajdując pocieszenie jedynie w zapachu Jamesa, który go teraz otaczał. Nawet wydobył z szafki szalik Gryffindoru, który trzymał teraz przyciśnięty do siebie. Cholernie żałował, że musiał iść, ale głównie smucił go fakt, że nie miał pojęcia, kiedy znów będzie mógł go pocałować, przytulić, czy powiedzieć mu parę znaczących słów.

Myślał o tym, jak poza nielicznymi osobami nikt w Hogwarcie nie zdawał sobie sprawy, że James był jego. Zdarzało mu się słyszeć ciche rozmowy uczniów o tym, jaki Potter był przystojny, wysportowany, gorący... i o tym jak bardzo chciałyby, czy chcieliby się z nim pieprzyć. Irytowało go to do granic możliwości.

To był prawdziwy powód, dlaczego nigdy nie słuchał plotek na jego temat. Ten powód, do którego nie miał odwagi się przyznać, kiedy James zwierzał mu się w Skrzydle Szpitalnym. Ten, dla którego przegapił wszystkie złe rzeczy, jakie mówiono na temat Gryfona.

LION'S HEART | JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz