Prolog

468 17 0
                                    

„Clue"

Witam Was w kontynuacji „Trap", czyli w drugiej części mojej debiutanckiej trylogii.

Życzę Wam miłego czytania krótkiego prologu <33

***

Skylar

Jeśli tym razem znów coś się posypie, odpuszczę. Przysięgam, że jeśli znowu coś się spieprzy to dam sobie spokój i będę grzecznie studiować w Portland, przy okazji robiąc za kurę domową w mieszkaniu mojej macochy.

Tym razem plan jest jednak bardziej dopracowany. Siostra mojej macochy, która wraz z mężem i dziećmi mieszka w Strasburgu, dała się przekonać do tego, żeby przygarnąć Juliette i moje rodzeństwo pod swój dach. Słyszałam, że zwolniły się u nich dwa pokoje po śmierci jej rodziców. Dziwi mnie to, że moja macocha nigdy nie poinformowała mnie o śmierci swoich bliskich, ani nawet nie pojechała na pogrzeb, który odbył się w zeszłym roku.

Jedynym problemem jest to, że będzie dzieliła nas wielka odległość i będę musiała powierzyć im całkowitą opiekę nad moim młodszym rodzeństwem, które ani trochę nie zna języka francuskiego. Na szczęście Giselle, czyli starsza siostra Juliette, wydaje się bardziej odpowiedzialna w stosunku do swojej siostry. Z tego, co wiem, była kiedyś radną miasta w Strasburgu, a jej mąż oraz córka prowadzą kawiarnię.

Jeśli plan by się powiódł i Henry oraz Hailey by się tam zaklimatyzowali, ja byłabym w końcu wolna i mogłabym zająć się własnym życiem. Złożyłam już nawet podanie o przyjęcie na Uniwersytet Bostoński, ale jak na razie nie otrzymałam żadnego odzewu. Sama nie wiem, dlaczego akurat tam chciałabym wyjechać, Boston po prostu wydaje mi się niezwykłym miejscem, które ma coś w sobie i dlatego chciałabym w nim zamieszkać. Nie zliczę, jak wiele możliwości daje mi to ogromne miasto. Będę mogła robić, co chcę, gdzie chcę i z kimkolwiek zechcę, a nikt nie zwróci na to nawet najmniejszej uwagi, ponieważ będę całkiem obcą osobą.

— Sky, słońce — odzywa się Juliette, kiedy siadamy razem do świątecznego obiadu. — Widziałaś gdzieś mój niebieski sweter?

Święta Bożego Narodzenia to coś, czego nigdy nie lubiłam. Na początku przez wzgląd na moją zawsze pijaną matkę, potem przez brak pieniędzy na prezenty, a teraz przez to, że nie ma wśród nas mojego taty. Wyobrażam sobie czasami, jakby to było, gdyby wciąż był wśród nas i moglibyśmy wszyscy razem zjeść jebaną pieczoną szynkę z sosem pieczeniowym, indyka i tłuczone ziemniaki, a na deser pudding i ciasto dyniowe. Szkoda, że ani ja, ani moja macocha nie umiemy gotować i musimy zadowolić się nieco mniej wykwintnymi potrawami.

— Nie — odpowiadam, kiedy zaczynam jeść pudding z pudełka i pić grzane wino.

— A to szkoda — mówi zrezygnowana kobieta i sięga po sałatkę, którą zrobiła. Mam wrażenie, że wrzuciła tam absolutnie wszystko, co wpadło jej w ręce, więc wolałabym nie ryzykować zjedzeniem jej. Nie to, że zatrucie się byłoby aż tak złym pomysłem, ponieważ przynajmniej mogłabym spędzić trochę czasu w cichej sali szpitalnej, gdzie nikt nie trułby mi dupy.

— Tego nie da się pogryźć — skarży się Hailey, kiedy próbuję zjeść upieczonego przeze mnie pierniczka.

Świąteczne pierniczki były ulubionym deserem mojego taty. Pamiętam, że odkąd byłam mała, spędzaliśmy mnóstwo czasu, wycinając przeróżne kształty z ciasta oraz dekorując je po upieczeniu. Cóż, teraz moje rodzeństwo musi zadowolić się ciastkami w prostych kształtach bez jakichkolwiek zdobień i o twardości kamienia. Przez wzgląd na tatę, to danie przygotowałam sama, czego już teraz żałuję.

Clue /II/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz