32. Bezpieczna przystań

270 12 3
                                    

Madeleine

Już trzeci raz w życiu dałam się złapać i uwięzić w najbardziej odrażającym miejscu, jakie można sobie wyobrazić. Po raz trzeci zostałam zamknięta w opuszczonym magazynie na obrzeżach Chelsea.

Leżę na materacu i przyglądam się brudnej podłodze, na której znajduje się chyba wszystko. Od butelek po piwie do niepokojąco wyglądających czarnych worków, których zawartości zdecydowanie nie chcę poznać.

Nagle w zasięgu mojego wzroku znajdują się czarne sportowe buty należące do mojego porywacza. Nikogo innego oprócz nas nie było w budynku już od wielu, wielu godzin. Straciłam rachubę czasu i nie mam pojęcia, ile czasu minęło od mojego porwania, które miało miejsce tuż pod kawiarnią Mystic w parku znajdującym się w pobliżu mojego mieszkania.

— Wyspałaś się? — odzywa się Marshall i klęka przed moją twarzą.

Nie odpowiadam. Nie odezwałam się do niego ani słowem od kiedy mnie porwał i nie mam zamiaru tego zmieniać. Niczego się ode mnie nie dowie.

— Mów do mnie, Maddie — mówi i łapie moją brodę swoją dużą dłonią. Piszczę cicho, kiedy znacznie wzmacnia uścisk. — Odpowiedz mi grzecznie, to cię puszczę.

— Wyspałam się — cedzę przez zęby. — Po co mnie tu przywiozłeś?

— Skupmy się na teraźniejszości, a nie na przyszłości, w porządku? — pyta, w końcu mnie puszczając.

Kiwam twierdząco głową, choć naprawdę nie mam ochoty o czymkolwiek z nim rozmawiać. Najchętniej nie ruszałabym się z tego śmierdzącego materaca i grzecznie czekała na pojawienie się Blake'a z odsieczą. Jestem ciekawa, ile muszę jeszcze na nich czekać. Mam nadzieję, że już tu jadą, ponieważ chwilę wcześniej Marshall po raz pierwszy się z nimi skontaktował, wysyłając Blake'owi wiadomość.

— Lubię cię, naprawdę — zaczyna, po czym siada obok mnie na materacu. — Przywiązałem się do ciebie i z bólem serca zrobię to, co muszę.

— Co takiego musisz niby zrobić? — pytam i unoszę pytająco jedną brew.

Naprawdę mam dość jego gierek. Niech to się w końcu skończy. Mam gdzieś to, co się z nim stanie. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie jest w pełni władz umysłowych, więc może rozsądnie byłoby zamknąć go w pokoju bez okien i klamek. Z tego, co wiem, szpital psychiatryczny w Bostonie jest idealnym miejscem dla takiego przypadku.

— Zabić cię — odpowiada bez zająknięcia. — Ale nie martw się tym, ponieważ zaraz potem dołączą do ciebie inni. Odejdziemy razem. Będziesz mogła poznać Lily, a ona na pewno się ucieszy i pokocha cię tak jak ja. 

O Chryste. Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Właśnie ktoś otwarcie przepowiedział moją śmierć, a ja, zamiast dostać ataku paniki, próbuję się nie zaśmiać.

— Dlaczego chcesz mnie zabić? Zrobiłam ci coś złego?

— Ależ nie. Nie chcę cię zabijać moja droga, ale muszę. Oni mnie do tego zmusili — odpowiada, po czym kładzie nieprzyjemnie chropowatą dłoń na moim policzku.

Walczę z przemożną chęcią odsunięcia twarzy, ponieważ mogłoby go to rozzłościć.

— Jacy oni? — zadaję mu kolejne pytanie.

— Caleb Connor, Jake Falcon, Trevor Monroe, Mike Faber, Devon Simpson i twój ukochany Blake Harrison — wymienia bez zająknięcia. — Wszyscy poniosą karę.

— Devon jest we Włoszech — przypominam mu.

— A ja mam zarezerwowany lot na Sycylię za tydzień — odpowiada z uśmiechem na twarzy. — Nim także się zajmę, a potem do was dołączę. Do ciebie i do mojej Lily.

Clue /II/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz