12. Drugi współlokator

321 14 0
                                    

Witam w kolejnym rozdziale!! Życzę miłego czytania <33

***

Madeleine

Co jakiś czas zerkam na list z przemożną chęcią, żeby go podrzeć i wyrzucić do najbliższego kosza na śmieci. Powstrzymuje mnie przed tym Blake, który przekonuje mnie, że list ten może posłużyć detektywowi jako wskazówka. Będzie mógł ściągnąć odciski palców albo coś w tym rodzaju. Moja wiedza odnosząca się do kryminalistyki ogranicza się do tego, że podczas sprzątania albo samotnych spacerów włączam sobie podcasty kryminalne, za którymi po prostu przepadam.

W końcu pani Rose przynosi na stół szarlotkę własnej roboty, za którą dałabym się pociąć. Jest to ciasto, które mogłabym jeść hurtowo. Jedynym skutkiem ubocznym byłoby to, że moja kondycja — i tak dość wątpliwa — mogłaby ulec pogorszeniu.

Nakładam sobie na talerz drugi kawałek tego niebiańskiego ciasta i wbijam w niego widelczyk. Kątem oka dostrzegam Xandra, który pochłonął już chyba cztery kawałki. Blake tymczasem zadowolił się niewielkim kawałkiem ciasta i filiżanką espresso. Czasami naprawdę się o niego martwię.  

— Bardzo się cieszę, że nas odwiedziliście — mówi Rose, kiedy odprowadza całą naszą trójkę do drzwi frontowych.

— Przyjemność po naszej stronie — zapewniam ją.

Spoglądam na Harper i mojego ojca, którzy wciąż siedzą przy stole, kończąc kawę i herbatę. Przygryzam delikatnie wargę i ponownie skupiam wzrok na sznurowadłach swoich butów. Niedawno odbyłam z ojcem dość nieprzyjemną rozmowę, którą na całe szczęście przerywały skurcze Harper.

Po raz nie wiem, który zaczął wytykać mi sprawę z matką i dopytywać, czy aby na pewno nie staram się nawiązać z nią kontaktu. Oczywiście zapewniłam go o tym, że nie mam nic takiego w planach. Kłamstwo niezwykle łatwo opuszcza usta, kiedy uczy się tego od najmłodszych lat. Ojciec jest osobą, na której ćwiczyłam tę umiejętność, odkąd tylko pamiętam.

Aktualnie nie zajmuję się jednak sprawą Juliette Laurent, choć zdecydowanie byłoby to  przyjemniejsze niż użeranie się z tajemniczym mężczyzną ze stacji i starymi znajomymi Blake'a. Kontakt z rodziną od strony matki mam zamiar uzyskać podczas mojej wizyty w Strasburgu. Za jakiś czas wraz z Blakiem jedziemy na tydzień do Francji i skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie cieszę.

Wychodzimy z rodzinnego domu Harrisonów, po czym zaczynamy iść w stronę samochodu Blake'a, który stoi na podjeździe. W pewnym momencie potykam się o sznurówkę, którą nieuważnie zawiązałam. Blake łapie mnie za łokieć i pomaga złapać równowagę.

— Patrz pod nogi Scott — mówi, kiedy mnie puszcza. — Braki z przedszkola wychodzą na jaw — dodaje, kiedy dostrzega moje porozwiązywane sznurówki. — Nauczyć cię wiązać buty?

— Nie trzeba. — Klękam i zaczynam wiązać buty. Podnoszę wzrok na szatyna, któremu porusza się niespokojnie jabłko Adama. Dlaczego nagle zrobiło mi się tak strasznie gorąco? Przygryzam dolną wargę, kiedy kończę wiązać buta. — I już — rzucam, kiedy się prostuję.

Blake odchrząkuje, po czym zaczyna iść koło mnie w stronę zaparkowanego nieopodal auta. Wciąż nie mogę wyrzucić z głowy obrazu jego twarzy, kiedy przyglądał mi się klęczącej przed nim. Na policzki wkradają mi się niechciane rumieńce, więc odwracam wzrok od szatyna, żeby ich nie dostrzegł.

— O... — odzywa się Xander. — Ktoś zostawił tu lody miętowe.

Staję jak wryta i przyglądam się mojemu przyjacielowi, który sięga po kubeczek lodów, stojący na masce srebrnego auta starszego z braci. Posyłam Blake'owi wystraszone spojrzenie. Oboje wiemy, co to oznacza.

Clue /II/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz