7. Nie jesteś moją Maddie

374 16 0
                                    

Madeleine

Muszę przyznać, że moja wczorajsza rozmowa z Harrisonami dała mi w kość. Chciałam być uczciwa względem Rose, ale zraniłam przy tym uczucia jej synów. Xander zdecydowanie bardziej to odczuł, natomiast Blake chyba specjalnie tego nie odczuł. A przynajmniej tak dał to po sobie poznać. Jaka jest prawda? Nie mam pojęcia

„Nie rozumiem, dlaczego masz tak niepoukładane priorytety".

Może Xander ma rację? Ojciec od zawsze wpajał mi, że każdego trzeba traktować w taki sam sposób, ale czy w ten sposób nie krzywdzę swoich najbliższych? Jadnak pani Rose jest dla mnie kimś ważnym i uszanowałam jej wolę. Jeśli miałabym po raz kolejny podjąć decyzję, zrobiłabym dokładnie to samo. Czasami znajdujemy się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Co byśmy zrobili, to i tak skrzywdzimy kogoś swoimi działaniami. Taka kolej rzeczy i nic na to nie poradzę.

Siedzę na kanapie w pustym i pogrążonym w mroku apartamencie. Lizzy wyszła gdzieś z Michaelem, co mnie absolutnie nie dziwi. Jest piątek, więc większość osób w moim wieku gdzieś wyszła. Jeśli mam być szczera, naprawdę nie mam ochoty na żadne wyjścia. Kiedy byłam młodsza, wyobrażałam sobie czas studiów jako jedną, niekończącą się imprezę, ale rzeczywistość nieźle mnie zaskoczyła.

Podskakuję na kanapie, kiedy mój wideomofon zaczyna dzwonić. Podnoszę się z miejsca i podchodzę do piszczącego urządzenia. Odbieram połączenie przychodzące do mnie z portierni budynku.

— Tak? — rzucam.

— Czy mamy wpuścić do pani pana Blake'a Harrisona? — pyta mężczyzna pracujący w apartamencie, odkąd się do niego wprowadziłam.

— Tak, proszę go wpuścić — odpowiadam, po czym przerywam połączenie.

Teraz takie mamy tu zasady. Po sytuacji, w której ktoś porwał mnie z windy kilka miesięcy temu, nikt poza mieszkańcami nie może swobodnie poruszać się po budynku, nawet jeśli poda się za gościa albo członka rodziny. Procedury są proste — nie dam zezwolenia na wpuszczenie danej osoby, to ta osoba nie wejdzie.

— Cześć — odzywa się Blake, kiedy wchodzi do wnętrza mieszkania. — Spałaś? — pyta, na co przecząco kręcę głową.

Przyglądam mu się, kiedy się rozbiera i wchodzi w głąb salonu. Siada koło mnie na kanapie i spogląda na mnie bez słowa. Odchylam głowę w tył i opieram ją o zagłówek kanapy.

— Xander bardzo się gniewa? — pytam w końcu.

— Rozumie, dlaczego podjęłaś taką decyzję, ale jest mu przykro.

Szczerze mówiąc, wolałabym, żeby był na mnie zły, niż, żeby był przeze mnie przybity. Gdyby był zły, po jakimś czasie udałoby mi się sprawić, żeby mi wybaczył. Jeśli chodzi o smutek, zdecydowanie ciężej jest sobie z nim poradzić. Kiedy jesteśmy źli, od razu to widać, natomiast smutek trzymamy w sobie, przez co jest znacznie trudniejszy do opanowania.

— A ty? Jesteś zły? — zadaję mu kolejne pytanie.

Blake przysuwa się do mnie nieco bliżej, po czym łapię mnie za lewą rękę. Ściskam jego dłoń i posyłam mu  delikatny uśmiech.

— Starałaś się dać mi aluzje, ale z nich nie skorzystałem. — Wzrusza ramionami, a kciukiem zaczyna rysować niewielkie kółeczka na wierzchu mojej dłoni. — Nie mam ci tego za złe, ale z utęsknieniem czekam na moment, w którym będziesz mi ufać.

— Ale przecież...

— Nie mów czegoś, do czego nie jesteś w pełni przekonana. Znam cię, ale czy o niektórych sprawach powiedziałaś mi z własnej woli? — Uśmiecha się słabo, ale na jego twarzy nie dostrzegam śladu wesołości. — Mogę się założyć, że wciąż nie miałbym pojęcia o twojej chorobie, gdybym cię wtedy nie przyłapał. Nie musisz odpowiadać, oboje znamy prawdę.

Clue /II/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz