24. Prawdziwa przyjaźń

251 9 0
                                    

Madeleine

Szpital opuszczam dopiero około czwartej nad ranem. Kierowca Ubera zabiera mnie do mieszkania, żebym choć na chwilę poszła spać. Oczywiście nie opuściłam Blake'a z własnej woli, a po namowach Xandra i pani Rose.

Na sztywnych nogach wchodzę do windy i przyciskam odpowiedni przycisk. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze i aż krzywię się z niedowierzaniem. Czy to naprawdę ja? To, co widzę, w żaden sposób mnie nie przypomina. Włosy mam w całkowitym nieładzie, a makijaż spływa mi smugami po opuchniętej przez kilkugodzinny płacz twarzy.

Powoli wlokę się do swojego mieszkania, gdzie niemal od razu kładę się do łóżka i usypiam. Co chwilę się jednak budzę, kiedy przed oczami pokazuje mi się obraz zmasakrowanej twarzy Blake'a.

— Za co to wszystko? — szepczę, kiedy łzy ponownie zaczynają płynąć mi po twarzy.

Dlaczego w moim życiu dzieje się tyle złego? Za co jestem tak karana? Przecież nigdy nikogo nie skrzywdziłam. Zawsze byłam pomocna i miła dla innych. Robiłam to, co było słuszne, a życie tak mi się odpłaciło. Czy to możliwe, że w swoim poprzednim wcieleniu popełniłam tak wiele grzechów, że do tej pory płacę za nie karę? Jak inaczej można wytłumaczyć to, że życie aż tak bardzo mnie doświadcza?

Budzik budzi mnie chwilę po siódmej. Idę do łazienki, gdzie biorę długi, chłodny prysznic, żeby się orzeźwić. Ubieram się w szary sweter z golfem i ciemne jeansy, po czym przystępuję do prób ukrycia mojej opuchlizny na twarzy. Niestety moje starania pełzną na niczym, a kilka warstw podkładu oraz korektora nie są w stanie zakryć śladów nieprzespanej — i przepłakanej — nocy.

Włosy rozczesuję i spinam za pomocą klamerki. Wracam do pokoju i łykam poranną dawkę leków, po czym opuszczam swój pokój oraz mieszkanie, rezygnując z jakiegokolwiek śniadania. Na samą myśl o jedzeniu, żołądek nieprzyjemnie mi się ściska. Tak, rozsądniej będzie, jeśli odłożę jakiekolwiek jedzenie w czasie.

Kiedy idę na pobliski przystanek tramwajowy, wkładam słuchawki do uszu i włączam playlistę ze spokojnymi utworami. Może to jakoś polepszy mój obecny stan.

Nie polepszyło. 

Niedługo później docieram do mieszkania Blake'a, do którego mam dorobione dodatkowe klucze. Wjeżdżam windą na odpowiednie piętro. Kiedy idę wzdłuż korytarza, na ścianie zauważam wyraźne ślady zaschniętej krwi. Szybko odwracam wzrok i zatrzymuję się dopiero pod drzwiami.

— Cześć Buster — mówię i klękam, kiedy podbiega do mnie czarny jak węgiel doberman. — Twój właściciel nie może się teraz tobą zająć, ale ja go zastąpię, co ty na to?

Po moich słowach pies szczeka kilka razy i zaczyna wesoło machać ogonem. Podnoszę się z podłogi i spoglądam w kąt salonu, gdzie stoi kaktus, który kupiłam dla Blake'a na Dzień Dziękczynienia w tamtym roku. Niestety roślina wygląda, jakby była w zaawansowanym stadium usychania. Z kuchni przynoszę saszetkę z jedzeniem dla Bustera oraz wodę, którą podlewam kaktusa.

Wyciągam telefon z kieszeni płaszcza, kiedy czekam, aż Buster skończy jeść swoją mokrą karmę. Spoglądam na wyświetlacz uprzedzenia, ale nie dostałam żadnej nowej wiadomości. Pani Harrison obiecała, że do mnie napisze, jeśli Blakowi się polepszy, ale na razie nie mam od niej żadnych wieści.

Zakładam psu szelki, po czym podpinam do nich smycz i zaczynam prowadzić go do wyjścia. Wiem, że Blake nie byłby zbyt szczęśliwy, gdyby Buster zostawił mu niespodziankę w którymś z pokoi. Na myśl o tym, jak zareagowałby na taką nowinę, na moich ustach pojawia się samoistny uśmiech.

Clue /II/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz