2. Za wszystko trzeba zapłacić jakąś cenę

418 17 0
                                    

Madeleine

Każdy kolejny dzień na uczelni nie różni się niczym od tego poprzedniego. Te same twarze, te same miejsca, bliźniaczo podobne rozmowy. Cały tydzień zlewa mi się w całość, w której trudno mi się odnaleźć, choć bardzo bym tego chciała. Mam wrażenie, że ostatnio jest zdecydowanie za cicho, jakby zbierało się na burzę. Mam nadzieję, że to tylko moja nadwrażliwość i nie szykuje się nic złego.

— Wychodzimy gdzieś dziś wieczorem? — pyta Liz, kiedy wspólnie ze znajomymi siedzimy przy stoliku w stołówce podczas przerwy na lunch.

No tak, jest już piątek, czyli czas na jakieś wyjście. Wcześniej nie mogłam doczekać się tej chwili, jednak teraz wydaje mi się to pozbawione głębszego sensu. Co da mi setne wyjście do klubu i obserwowanie moich pijących i bawiących się znajomych? Po wszystkim jako jedyna trzeźwa będę musiała robić za ich szofera i martwić się o to, żeby nie obrzygali mi tapicerki w aucie.

Przez ostatni czas coś się u mnie zmieniło i za nic nie mogę tego rozgryźć. Robię dobrą minę do złej gry i za wszelką cenę staram się zachować pozory tego, że wszystko jest u mnie dobrze. Na całe szczęście nikt o nic nie pyta. Uśmiech to najbardziej skuteczna maska, która może zmylić dosłownie każdego. Wystarczy opracować to do perfekcji — co mi się udało — a nikt nie będzie dręczyć cię pytaniami, bo przecież skoro się uśmiechasz, to wszystko jest w porządku.

— Co ty na to Mads? — pyta Michael i spogląda na mnie z przeciwnej strony stolika.

Zaryzykowałabym stwierdzenie, że sprawy między nami ostatecznie się unormowały. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Chłopak potrzebował trochę czasu, żeby to sobie poukładać, czemu wcale się nie dziwię. Z naszej dwójki to on bardziej przeżył całą sprawę końca naszego (nie)związku.

— Jestem zmęczona — odpowiadam zgodnie z prawdą. — Jeszcze to przemyślę.

— Mówiłaś to samo tydzień temu — wytyka mi Xander i wymierza we mnie widelcem w oskarżycielskim geście.

— I dwa tygodnie temu — dodaje blondynka.

Nabijam na widelec kolejny kawałek pomidora, który wkładam sobie do ust. Ostatnio niemal ciągle jem posiłki hurtowo przygotowywane przez panią Rose, więc tutejsza sałatka wypada dość blado w porównaniu z jej kunsztem kulinarnym.

Do mamy Xandra i Blake'a staram się jeździć co drugi dzień, żeby choć trochę dotrzymać jej towarzystwa w dużym i pustym mieszkaniu. Wiem, że codziennie odwiedza ją terapeutka, ale mam wrażenie, że czuje się lepiej przy mnie, czy przy swoich synach niż przy obcej kobiecie pomimo jej fachowego podejścia. Pan Harrison jak zawsze okazał się świetnym mężem, zostawiając swoją żonę na całe dnie i wracając późnymi wieczorami. Albo nie wracając. Chociaż tyle dobrego, że nie wyjechał w kolejną delegację i nie kupił jej cholernej biżuterii. Tego byłoby już za wiele.

Jest mi jej niesamowicie żal. Przez jakiegoś świra musiała na kilka tygodni opuścić swój dom, w którym policja i prywatni detektywi  bezskutecznie poszukiwali jakichkolwiek śladów pozostawionych po osobie, która podłożyła ogień. Jestem niemal pewna tego, kto to zrobił. Chwilę przed wybuchem pożaru dostałam wiadomość od mężczyzny, którego spotkałam na dworcu kolejowym w Chelsea. Kto inny może za tym stać? Nie mam pojęcia, kim jest, ale mam przeczucie, że właśnie teraz szykuje się do ponownego uderzenia. Trevor od ponad miesiąca siedzi cicho, więc może działają razem? Mam tak wiele pytań, na które nikt nie może udzielić mi odpowiedzi.

— Jeśli nic mi nie wypadnie, to z wami pójdę — postanawiam i przewracam oczami, kiedy Xander całuje mnie w policzek. Obracam twarz w jego stronę i uśmiecham się do niego delikatnie, co momentalnie odwzajemnia, ukazując swoje białe zęby.

Clue /II/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz