morphineisout jest aktywny, napisz do użytkownika morphineisout
mona siedziała już w ciepłym domu z kubkiem ulubionej, grejpfrutowej herbaty w ręku. przy okazji pisała z jo, ale od czasu do czasu klikała dwa razy na home button, żeby sprawdzić czat, to już powoli wchodziło jej w krew.
201186: hej mo
201186: matt cie pozdrawia
201186: właśnie opakował się folią do walizek na lotnisku
dziewczyna mentalnie uderzyła się otwartą dłonią w twarz i zaśmiała się. cały tumblr był w zdjęciach, gifach, filmikach z koncertu w paryżu, który swoją drogą powalał na kolana, i w tajemniczej piosence, która na 99.9% była o hannah. to łamało biednej mo serce na milion kawałeczków i rozsypywało je gdzieś na trawie, tak, że trzeba będzie specjalnego wysiłku, żeby je poskładać. ewentualnie olivera.
morphineisout: nie róbcie mu krzywdy
morphineisout: charles de gualle nie jest na to gotowe
morphineisout: ja nie jestem
morphineisout: fanbase nie jest
morphineisout: cały świat nie jest goddamn
szczerze mówiąc, to nie miała zielonego pojęcia czy faktycznie są na lotnisku chalresa de gualle'a, ale to chyba jej ulubione lotnisko ze wszystkich trzech paryskich. mają zdecydowanie najlepsze crossainty, bo dostarcza je mama narzeczonego jej chrzestnej, która m cudowną boulangerie. tęskniła za olim i to strasznie, ale nie mogła nic poradzić na dwie kwestie : odległość i jego status cywilny (jeszcze nie stan, to bardzo pokrzepiająca myśl)
201186: smutno tu bez ciebie
201186: nudno i pusto
201186: beznadziejnie
201186: strasznie za tobą tęsknie mo
oli napisał tą wiadomość tuż przed tym, jak z głośników w saloniku dla pierwszej klasy wybrzmiał ogłuszający komunikat, że pasażerowie lotu DLT9788 muszą udać się na podładowanie, bo inaczej ta diabelska maszyna poleci bez nich na drugi koniec europy. to nie brzmiało za fajnie. przez godzinę zastanawiał się czy napisać do mony, wcześniej siedział z notesem poprawiając wszystkie słowa piosenki po raz setny, upewniając się, że wszystko jest idealnie. nucił melodię w głowie raz po raz od momentu, w kórym hann zostawiła ich na lotnisku.została w paryżu, żeby odebrać swoją czarną 'suknię ślubną' z salonu chanel, który swoją drogą znajduje się na złączeniu rue de rivoli i rue legendre obok jakiegoś kościoła. sam już nie wiedział co o tym myśleć. to wszystko działo się strasznie szybko, a ten tekst brzmiał strasznie płytko nawet w myślach. mamy prawie koniec maja. czas to straszna suka.
jako, że mo nie doczekała się kolejnej wiadomości, weszła na tumblr, dashboard cały w spamie, setki ludzi reblogujący gif z kotkami, które wylewały mleko, a ona tylko przeglądała go, ciągle zjeżdżając w dól. uwierzcie mi, dokopując się do tego, wolałaby tego nie robić. zdjęcie cudownej, czarnej sukienki odkrywającej całe plecy i wytatuowane plecy, czarne włosy i ręka gdzieś w powietrzu. szlag trafiał ją, że to nie ona jest perfekcyjna i, że to nie ona jest na jej miejscu. szlag trafiał ją że nie nazywa sie hannah pixie snowdon. powiększała to zdjęcie z każdej strony, szukała najmniejszego śladu, na to, że to przeróbka. nie muszę mówić, że nic nie znalazła?
usłyszała dzwonek do drzwi, już miała wołać mamę, żeby otworzyła drzwi, ale była na delegacji. zwlekła się z łóżka, odstawiła herbatę, koc i komputer na szafkę nocną i pobiegła na złamanie karku otwierać drzwi. przekręciła gałkę sprawdzając wcześniej wizjer.
- mona annex? - zapytał facet mający na oko czterdzieści wiosenek na karku, obstawiała, że kurier. skinęła głową, a on podał jej grubawą kopertę.
- proszę podpisać w miejscu kropek - zrobiła, jak chciał i grzecznie podziękowała, z powrotem wbiegając na górę. papier palił ją w ręce z ciekawości. rozerwała brązową kopertę na kawałeczki, bo nigdy nie potrafiła otwierać tych pierońskich wynalazków. wyjęła z niej białą kartkę. zaproszenie.
gorzej, zaproszenie na pieprzony ślub.

CZYTASZ
chat [sykes]
Fanfictionona myślała, że pisze z fanem. on chciał chociaż raz w życiu nie być oceniany przez pryzmat sławy. book one (written without capital letters)