twenty two

1K 109 20
                                    

- nie mogę uwierzyć, że to się dzieje - powiedziała mona - cholera jasna stoję naprzeciwko olivera sykesa - oboje wybuchnęli gromkim śmiechem. głupio mówić to już w drugim zdaniu, ale byli swoim uzupełnieniem, a znali się kilka miesięcy.

kiedy wreszcie usiedli, oliver zauważył jej okulary i strasznie grubą książkę, była trochę zniszczona, wyczytana z każdej strony. dzięki temu wyglądała, jakby miała duszę.

- co czytałaś mo? - zapytał sięgając po jej frappe

- ej! to moje! oddawaj! - wyciągnęła rękę po swój kubek znowu zaczynając się śmiać. jej własna mama by jej nie poznała, chyba nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio się tak śmiała. sekundkę później jednak z powrotem zwróciła uwagę na książkę. - nazywa się wszystko co lśni.

nie wracali już do tematu książek, okularów czy miętowej kawy. oli był zafascynowany moną, wysoka, szczupła brunetka z bardzo ciemnymi oczami. ciemniejszymi nawet od jego własnych, a zakładał, że mo będzie miała niebieskie oczy. myślał też, że będzie niższa i (przykro mówić) trochę brzydsza, ale całkowicie pasował mu jej wygląd, pokochał go tak jak jej charakter.

- wiesz już, co chcesz dzisiaj robić? - zapytał w przerwie między jednym a drugim chichotem. świetnie się bawił, z resztą tak jak mona, która kiwnęła głową, na znak, że ma pomysł. oczy zaświeciły jej się z podekscytowania.

- ale zanim ci powiem, obiecaj, że się zgodzisz - dziewczyna wyciągnęła swoją lewą rękę z małym palcem. chciała, żeby złożył pinky promise. oli westchnął ale ostatecznie się zgodził na co dziewczyna tylko klasnęła w ręce.

- przez cały dzień, powtórzę, calutki dzień, nie będziesz sławnym piosenkarzem, tylko zwykłą osobą, jednym z wielu wtapiających się w tłum. ale zabierzesz mnie do drop dead.

trzeba dodać, że mo była zakochana w tej linii, ubrania były sassy ale wpadały w oko i były po prostu śliczne. ona i jo potrafiły godzinami przeglądać stronę i wrzucać do internetowego koszyka wszystko co im się podobało.

mona wstała powoli z krzesła i wcześniej płacąc za kawę pociągnęła olivera za rękę, przez co jej gruba książka spadła z hukiem. wypadła z niej cała masa kartek mniejszych i większych, a ona pośpiesznie je zbierała po raz pierwszy nie dbając o ich kolejność i wrzuciła za ostatnią stronę. była nerwowa, ale chciała jak najszybciej wyjść.

opuścili lokal i chłopak zaczął kierować się w stronę samochodu, kiedy mo wydała z siebie karcący odgłos.

- no co?

- nie używamy samochodu, nie dzisiaj - uśmiechnęła się szeroko, zawsze chciała stawiać na swoim, córeczka tatusia.

- może chociaż chcesz schować tu książkę? - zapytał ciut zrezygnowany, a mona skinęła głową na 'tak'

krótka czynność i wreszcie mogli zacząć swój dzień. założyła okulary przeciw słoneczne i powiedziała:

- pokaż mi miasto, tak jakbym była tu pierwszy raz.

julie i mo znały to miejsce jak własną kieszeń. swoją drogą przyjaciółka miała teraz arytmetykę i uwierzcie mi, umierała z nudów i ciekawości co takiego mona robi w londynie, lub kto ją do tego londynu sprowadza. mawiają, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła.

najpierw oli pokazał jej całe kingston, obeszli tamizę i robili sobie głupie zdjęcia  telefonami, jego galeria była przepełniona brunetką, a ona nie przegapiła ani jednej okazji na zrobienie mu zdjęcia.

- mo! chodź tutaj!- zawołał chłopak (powinnam powiedzieć mężczyzna) stojąc na moście i patrząc w dół. mona posłusznie podeszła i spojrzała w tym samym kierunku wydając przy tym ciche westchnienie. pod nimi, na łódce była para, a chłopak właśnie próbował się oświadczyć. mo szybko wyjęła ostatnio bardzo okupowany telefon i zaczęła to nagrywać. chciała mieć jak najwięcej pamiątek z tych dni.

- ale jej zazdroszczę - mruknęła na tyle cicho, że miała nadzieję, że jej towarzysz jej nie usłyszy.

- chcesz zobaczyć moje ulubione miejsce w całym londynie? co to w ogóle było za pytanie, poszłaby za nim na drugi koniec świata, albo do męskiej toalety a co dopiero w jego ulubione miejsce.

tak znaleźli się na london eye, w pustym wagoniku, na szczycie całej konstrukcji. widok był onieśmielający, widzieli wszystko, mieli całe miasto u swoich stóp. nie myśleli o konsekwencjach czy dniu jutrzejszym. w takich miejscach czas się zatrzymuje, a oni łapali tą iluzję z całych sił.

po wielkim kole przyszedł czas na, sklep, który tak uwielbiała. miał siedzibę tylko w londynie,a ona jeszcze nigdy tam nie była. kiedy tylko przeszli przez próg mona wpadła w fangirl mode , który ukrywała i to nawet dość dobrze.

- jaki masz rozmiar? - zapytał nagle oli wyrywając ją z transu.

- 34 - mruknęła i poszła się rozejrzeć. masa wzorów i kolorów, koty (dużo kotów) i ich mózgi. bluzki, sukienki, spodnie, spódnice, czapki, torebki, wszystko. dosłownie wszystko.

po chwili wrócił oliver z jakimiś miliardem wieszaków w rękach.

- wszystkie to 34 - uśmiechnął się a mo pobiegła do przymierzalni. miała 17 lat, a zachowywała się jakby miła ich co najmniej o 12 mniej. mierzyła wszystko, głównie sukienki, spódniczki i bluzki, a chłopak w każdej 'kreacji' robił jej zdjęcie po czym zaczynali się śmiać. oboje mieli tyle frajdy, jak nigdy wcześniej.

kiedy mo się przebrała, już ostatecznie, w swoje ciuchy podeszła do oliego i bardzo mocno przytuliła. stali tak chwilkę, patrząc sobie w oczy, kiedy stało się coś, co raczej nie było w planach. jej plecy dotknęły ściany, jego ręce błądzące na jej twarzy i usta, które nie powinny dotykać jej. ale to zrobiły, a mo nawet nie śmiała się odsunąć, wręcz przeciwnie, pocałunek oddała.

___________________________________

hi there!

pragnę poinformować, że na najbliższe 2 rodziały powinnyście przygotować się emocjonalnie.

all my love,

m

chat  [sykes]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz