po wszystkich przymiarkach mona annex wyszła z salonu sukien. sama. tak, bez alexa. chciała ochłonąć (po raz kolejny tego dnia) i poukładać myśli, bo ostatnio jest tam straszny natłok i jeszcze większy bałagan. hannah została tam jeszcze, bo jak się okazuje, krawcowa zbyt mocno zszyła jej suknię i dziewczyna ledwo może w niej oddychać. była strasznie zdenerowana, czemu osobiście nawet mo się nie dziwiła. jej telefon rozdzwonił się karimbą i odebrała go nawet nie sprawdzając id dzwoniącego.
- hej mo, wpadniesz na wieczór kawalerski? - lee dzwonił do niej. zdziwiła się skąd ma jej numer, ale nie zastanawiała się nad tym długo.
- a czy to nie jest przypadkiem tylko dla facetów?- roześmiała się delikatnie na samą myśl.
- teoretycznie tak, ale ja cię zapraszam. to jak, przyjdziesz?
mona poważnie zastanowiła się nad propozycją. to mogła być ostatnia szansa na oglądanie swojej miłości (chyba miłości, teraz już nie wiedziała) w stanie wolnym, czemu miała by nie skorzystać?
- gdzie i o której mam być?
- w fabric po ósmej, pasuje ci? - to urocze, że pytał czy, termin jej pasuje. tak jakby miał niewyobrażalnie wielki szacunek dla niej, albo po prostu ją lubił. wersja numer dwa była fajniejsza.
- oczywiście. do zobaczenia lee. pozdrów wszystkich i uściskaj jordana, dobrze?
odpowiedział, że tak właśnie zrobi pomijając ściskanie jordana, bo to wydało mu się dziwne i nienaturalne, na co mo się zaśmiała. czemu nie mogła zakochać się w nim?
była 14, a jako, że nie miała najmniejszej ochoty na jechanie do mieszkania, pojechała do julie. może ona miała jakieś logiczne rozwiązanie całej sytuacji. może da jej odpowiedź na pytania. postanowiła, że opowie jej o alexie i jaki jest słodki. w prawdzie wiedziała, że ona będzie bardziej skłaniać się w stronę opcji 'odejdź-od-tego-starego-dupka-alex-jest-cudny', ale nadal miała dużo do powiedzenia.
oli z kolei siedział u matta i wcale nie zamierzał nigdzie wracać. po tym, jak wcześniej pocałował mo, dopadły go wyrzuty sumienia. wcześniej myślał, że jakoś się ułoży, hannah znajdzie jakiś dobry powód, żeby go olać, albo mona zapomni. ale ani jedno, ani drugie się nie stało, a on był w kropce jak nigdy dotąd. obejrzeli wszystkie sezony supernatural, a on nie mógł się skupić na niczym, oprócz tych małych momentów, o których mówiła mu młodsza brunetka. jak bardzo śmieszyło go, to, że boi się starych budynków, bo coś ją tam opęta. teraz to wydawało się odległe, nawet jeśli wiedział, że ona chwilowo mieszka pod tym samym dachem.
wczoraj, kiedy zobaczył ją całą w tej cholernej farbce i jak tylko ubrała na sobie jego koszulkę, bo była najbliżej łóżka rozerwało go na kawałki. nie spał całą noc i wiedział, że ona też. dlatego kiedy hann zasnęła, poszedł do kuchni po szklankę wody i zobaczył mo, która zasnęła na krześle, chciał się wycofać. nie muszę chyba mówić, że wcale tego nie zrobił. podchodził do niej kilka razy, zbierał włosy z czoła i starał się ułożyć ją w najbardziej wygodnej pozycji. to nie jego wina, że odkąd napisał do morphineisout nie mógł o niej zapomnieć i śniła mu się po nocach nawet, kiedy jej nie znał.
- mate, żyjesz? macham ci ręką przed twarzą od dwudziestu minut. - powiedział kean. oliver skinął głową na 'tak' i dalej myślał. chyba podejmował jedną z najtrudniejszych decyzji w jego życiu.
kiedy mo dostała do julie, ta dopiero wróciła do domu, po 'spotkaniu z przyjacielem', który jest 'tylko przyjacielem'. chciała wyciągnąć z niej więcej informacji, ale ta zobaczyła, że coś ja gryzie i wyszło tak, że to ona została przesłuchiwana.
- ale jak to pocałował cię rano? co za idota! - wzburzała się co chwilę jo - przecież to nawet debilnie brzmi! a alex? dziewczyno, ja cię nie rozumiem! dla mnie do za dużo, mój mózg zaraz eksploduje, przysięgam.
- jo, jutro to i tak nie będzie mieć znaczenia.
- tylko błagam cię, nie prześpij się z nim w jego wieczór kawalerski. - szturchnęła mo w ramię i zaśmiała się.
- czy ty zawsze masz takie brudne myśli, jule anne noah? dwadzieścia minut później mona musiała się zbierać, żeby zdążyć jeszcze wybrać jakieś ubranie na ten przeklęty wieczór. chociaż gdzieś z tyłu głowy miała nadzieję, że będzie fajnie.
hann nie było jeszcze w domu, kiedy mona tam dotarła. bogu dzięki, że dostała dodatkowe klucze, bo inaczej byłoby kiepsko. zostawiła sandałki w przedpokoju i poszła do siebie, żeby przeszukać walizkę. wybrała czarną spódniczkę i czarny cropp top z japońskim napisem 'i'm a kitty queen' i czarne buty na platformie. miała gigantyczną słabość do takich butów, rozumiecie. całość zwieńczyła eyelinerem i blado różowo szminką. bardzo podobał się jej efekt końcowy. zaczęła się nawet zastanawiać, gdzie jest panna młoda, ale szczerze mówiąc, za bardzo się nią nie przejmowała. zostało jej jeszcze dziesięć minut, więc napisała do jordana, czy już są w fabric, na co odpowiedział, że kean powinien być za trzy minuty i, żeby już schodziła na dół. w ciągu tych dwóch dni bardzo go polubiła (nie dziwcie się jej).
fabric tego wieczoru nie było zatłoczone. kilkoro ludzi siedziało przy barze, reszta w lożach. dało się swobodnie oddychać. mona i matt usiedli w przy wszystkich w banku gdzieś na środku sali. nicholls pił swojego trzeciego shota, jordan śmiał się z niego, lee zdecydował się na piwo, a oliver z tego, co zauważyła zamawiał coś przy barze więc nie była w stanie zbyt wiele zobaczyć. za 7 miesięcy miały być jej 18 urodziny, a od połowy zaokrągla się w górę, więc mogła sobie pozwolić na 'coś'. w końcu tylko raz w życiu przeżyje taką imprezę.
- więc jak było na przymiarkach? - zapytał jordan nadal się śmiejąc
- uszłam z życiem, alex pomógł mi z sukienką, więc krawcowa nie rzuciła we mnie wazonem - zaśmiała się - potem spotkałam się z najlepszą przyjaciółką a teraz jestem tu.
oli wrócił do stolika z dwoma malibu w ręce akurat na moment, w którym wspominała o alexie. widziała jak jego knykcie bieleją i dziwiła się, że to szkło wytrzymało.
no cóż, reszta nocy minęła pod znakiem gapienia się na siebie i picia różowych drinków, wcale nie myśląc o jutrze.
nie wiadomo jakim cudem, rano mo, oli, matt numer 1 i matt numer 2, jordan i lee byli w mieszkaniu hann i olivera, porozkładani w pokojach (lub na podłogach pokoi, przykro mi kean). wszyscy byli umarli, no mona jeszcze jako tako się trzymała. kiedy szła po aspirynę w kuchni zobaczyła jaskrawo różową karteczkę z napisem ' nie spóźnijcie się xx /hann'. prawie potargała ją na kawałeczki, ale zamiast tego, poszła się ubrać, stwierdziła, że to wyjdzie całej populacji ludzkiej na lepsze.
nie chcę mówić wam, jaka była atmosfera, wszyscy biegali po domu szukając swoich rzeczy i tym podobnych. język też był bogaty w mało wyrafinowane słownictwo, więc po prostu jedźmy do urzędu.
mo, jako druhna czekała za hannah, aż będą mogły wejść. mentalnie gotowa na piekło nuciła coś w głowie, żeby odciągnąć uwagę. wiecie, co jest najlepsze? że kiedy weszły do tej koszmarnej sali, usłyszały już marsz weselny i stały przy urzędniku, pana młodego brakowało i wcale nie zapowiadało się na to, że się zjawi. brakowało wszystkich chłopców. mona uslilnie ukrywała swoją satysfakcję. było jej nawet trochę przykro, ale sama zainteresowana nie wyglądała na bardzo przybitą.
czyżby los uśmiechnął się do mony louise annex? a może to pech alexa sprawił, że oliver się nie pojawił? tak czy inaczej, to nie koniec, nie, kiedy poczuła jego delikatne pocałunki.
__________________________
hi there!
oh my god, to koniec części pierwszej, idk czy byłam na to gotowa. PONADTO w tym tekście ukryty jest tytuł drugiej części, więc szukajcie uważnie. chcę podziękować julce, ivs, max i mojemy hefalumpowi, zdecydowanie bez was, chat by nie powstał. dziękuję każdemu, kto przeczytał chat, zostawił pod nim gwiazdkę, czy komentarz, to dużo daje, feedback jest nasamowitą sprawą i bardzo wam za nią dziękuję. czekajcie na częśc drugą i GHOST TOWN, które też ma oliego. jeszcze raz, dziękuję wam bardzo.
all my love
m

CZYTASZ
chat [sykes]
Fanfictionona myślała, że pisze z fanem. on chciał chociaż raz w życiu nie być oceniany przez pryzmat sławy. book one (written without capital letters)