mona i jo położyły się spać wcześniej, żeby jedna mogła wstać na spotkanie, które bardzo chętnie nazwałaby randką, a druga do szkoły. julie zaczynała dzisiaj historią, a z matematyki miała sprawdzian, na który kompletnie nic nie umiała, bo wolała spędzić ten czas na wypytywanie najlepszej przyjaciółki o tajemniczego chłopaka. a powiem wam, że ciekawość ją zżerała.
- mo? - zapytała dziewczyna kiedy obie siedziały przy 'śniadaniu', jo jadła, mona piła herbatę, fakt, że ktoś może jeść coś o takiej godzinie nie mieścił jej się w głowie.
- tak jo?
- czy wy... no wiesz - julie starała się wytłumaczyć coś, co z jednej strony było niezręczne, a z drugiej tak komiczne, że co trzy sekundy wybuchała histerycznym śmiechem.
- o co ci chodzi julie anne?
- no wiesz... the nasty - powiedziała a mo zakrztusiła się napojem
- co? nie! jo jak możesz tak mówić, to ohydne - mona nawet nie miała tego w planach, ale teraz zaczęło przemykać jej to przez głowę. co jeśli... nie, nie może tak myśleć.
- gdyby jednak... to jest jeszcze za wcześnie na bycie ciocią mo, nie chce czuć się staro.
obie dziewczyny parsknęły śmiechem wiedząc, że to raczej mało prawdopodobne.
oli planował perfekcyjny dzień, zdradzę wam, że to totalne przeciwieństwo wczoraj. wszystko dopracowane, siedział nad tym całą noc zaraz po tym, jak odłożył książkę mo. z prostokątnym pudełkiem ozdobionym kokardą wsiadł do samochodu. z city do kingston było pół godziny drogi, a jemu zależało na tym, żeby być przed dziewiątą, chciał, żeby przygotowała się i zapoznała z zawartością.
julie scrollowała wzdłuż timeline mo na twitterze już od dobrych pięciu minut, kiedy ta szukała czegoś w szafie na 'to-nie-jest-randka'.
- może po prostu weźmiesz coś mojego? jo miała ogromny zakres ciuchowy, więc kiedy mo przyjeżdżała do niej, ubierała jej rzeczy i spinała paskiem. wąskie biodra potrafią być przekleństwem.
- nie powinnaś się zbierać? masz pierwszą historię, adams nienawidzi wszystkiego co chodzi. i było to prawdą, profesor adams był największym gburem jakiego dane było im spotkać.
jo zwlokła się z łóżka akurat w momencie, kiedy zadzwonił domofon. szurając kapciami podeszła do słuchawki
-słucham?
najpierw ktoś coś mruknął a po mniej więcej sekundzie usłyszała głos
- jest może mona?
dziewczyna uśmiechnęła się do samej siebie i zakrywając ręką słuchawkę krzyknęła tak, że słyszało ją pół kamienicy swoje "MO KTOŚ DO CIEBIE'
mona skamieniała, była 8:21, nie możliwe że to on. mimo wszystko nie chciała ryzykować. machnęła na jo, ubrała szybko jakiekolwiek buty i zbiegła na dół z palpitacją serca.
'o mój boże' mruknęła do siebie, kiedy wychodząc zauważyła olivera. słodki jezu, niech dziewica maryja ma ją w opiece, oliver scott sykes miał na sobie garnitur. a ona była w piżamie. genialne połączenie.
- co ty tu robisz - mo użyła swojego krzykoszeptu
- przyjechałem wcześniej, bo muszę ci coś dać zanim pojedziemy. żołądek podszedł jej do gardła.
- mam się bać? podał jej wielkie pudło
- jak cholera - uśmiechnął się ciepło - poczekam w samochodzie
mona była strasznie zdziwiona. ten zabójczo piękny chłopak robi z nią co chce, dziewczyna nawet nie mogła myśleć o piątku wieczorem. to będzie zbyt okrutne.
weszła po schodach z powrotem do mieszkania.
- julie anne noel powiedz, że jeszcze nie wyszłaś
jo krzyknęła odpowiedź z tymczasowo ich pokoju, a jej najlepsza przyjaciółka weszła jak burza.
- co masz w tym pudle?
- nie mam zielonego pojęcia - julie popatrzyła na nią jak na dziwoląga, że jeszcze nie rozdarła tej wielkiej kokardy, znając ją zrobiłaby to jeszcze na dole.
- daj mi to - zaczęła ją otwierać po czym pisnęła - o mój boże, omójboże, o m ó j b o ż e, skąd masz sukienkę z klasycznej kolekcji chanel z 2007? niemożliwym jest dostać ją teraz! - przerwała - nie mów, że to od niego.. gdzieś ty go znalazła?!
- sam się napatoczył.
mona zamknęła się w łazience. sukienka była czarno- złota, dekolt zaczynał się w połowie i był płaski. była krótka, ale nie zbyt krótka. będzie musiała mu ją oddać. zdecydowanie, to zbyt drogi prezent. zrobiła koka i ubrała do niej wysokie czarne szpilki, które też były w pudełku. podobał się jej efekt końcowy.
- mona louise annex
- julie anne noel
- wyglądasz zbyt dobrze mo
uśmiechnęła się i pocałowała jo w policzek. czas się zbierać.
zeszła po schodach spoglądając jeszcze na zegarek, 8:57, idealne wyczucie czasu.
oliver stał oparty o maskę samochodu, tak, że mo zaczynała się zastanawiać ile czasu tak czekał.
- chanel to nie przesada?
- nie jeśli wygląda się w niej tak, jak ty.
- uznam to za komplement
- słusznie
krótki dialog został zakończony i oli otworzył jej drzwi do samochodu. to było słodkie, tak bardzo, że po praz milionowy w tych trzech minutach się zarumieniła.
- więc... co będziemy robić?
- jedziemy do soho, przez dzień będziesz sławna
oliver nie chciał mówić jej o wczoraj i o piosence, ani nawet o tym że ten jeden dzień, będzie pierwszym z wielu. złapał ją tylko za rękę i pocałował delikatnie. będzie idealnie.
_____________
hi there!
hi babies, mam nadzieję, że się wam spodoba, kocham was miśki
@jvllax ma wielkie przytulaski xoxoxo
all my love
m

CZYTASZ
chat [sykes]
Fanfictionona myślała, że pisze z fanem. on chciał chociaż raz w życiu nie być oceniany przez pryzmat sławy. book one (written without capital letters)