O dziwo, obudziłem się w tym samym łóżku. Uszczypnąłem się trzykrotnie dla pewności. Nadal byłem w tym samym łóżku. Spojrzałem na zegarek i dotarło do mnie, że jakimś cudem jest jeszcze wcześnie i miałem jeszcze sporo czasu do momentu, w którym musiałbym zacząć się zbierać. Obczaiłem, ile zajmie mi droga stąd do baru i wyliczyłem, jak musiałbym wyjść. Z doliczeniem dwudziestu minut. Bo wiadomo. To w końcu ja. Nastawiłem budzik, bo nie mogłem się spóźnić.
Wszedłem do łazienki, puściłem muzykę na słuchawkach i odkryłem zajebistą funkcję wyciszenia pokoju. Tę, o której wczoraj wspominał pan Stark. Nie chciałem go obudzić. Ani żeby w ogóle słuchał mojego obecnego wycia. Zacząłem się ogarniać. Kiedy w końcu udało mi się wprowadzić ład w moim wyglądzie, wyszedłem z pomieszczenia i po raz kolejny się przeraziłem.
- Serio? Niech pan tak nie robi, błagam.
- Naprawdę ładnie śpiewasz - stwierdził.
- Dziękuję. Wyciszyłem pokój, ale nie spodziewałem się, że znowu ktoś w nim będzie. Wiem, że nie jestem u siebie, ale byłbym wdzięczny za trochę prywatności.
- No dobra...
- Przepraszam - zacząłem - jestem cholernie wdzięczny za to, że pan mnie wziął i w ogóle. I za wczoraj, że mogliśmy tak normalnie pogadać. W zasadzie o niczym szczególnym, ale jednak. Tylko no, to jest głupie, że za każdym razem...
- Peter, zrozumiałem. Musisz mi wybaczać moje błędy, bo ja nie wiem, jak to działa. Może chcę cię doglądać, żebyś nie zrobił czegoś głupiego? Nie wiem, czego się mogę spodziewać. Nie za dobrze cię znam. A chciałbym poznać.
- Nie mogę się spóźnić. - Nagle mnie oświeciło, więc szybko się zerwałem do układania rzeczy. - I będę musiał iść pieszo. Czyli będę musiał biec. Kurwa... Czemu ja nie mogę chociaż raz pozbierać się na czas? Mógłby pan wstać na moment?
Zaścieliłem łóżko i zacząłem ogarniać pokój. Nie wiem dlaczego, mam po prostu taki nawyk. Musi być wszystko idealnie.
- Nie mówiłeś, że się spóźnisz? - rzucił pan Stark.
- Mówiłem. Ale mówiłem też, że muszę tu ogarnąć.
Pan Stark ściągnął brwi, a ja za którymś razem na niego wpadłem.
- Przepraszam, naprawdę.
- Zawiozę cię - zaproponował.
- Nie no, nie trzeba... Dam sobie jakoś radę. Ale dziękuję.
- Inaczej nie ma szans, że zdążysz.
Złapałem za telefon i spojrzałem na zegarek. Miał rację. Miał cholerną rację. Jakbym się nie postarał, jestem w dupie.
- No dobra... Dziękuję. Naprawdę dziękuję...
- Nie robi mi to problemu. Nic lepszego do roboty nie mam. Powiedz, jak będziesz chciał jechać.
- Możemy już?
- Jasne. Tylko najpierw coś zjedz.
- Czyli nie możemy już.
- Masz chorobę lokomocyjną?
- Nie.
- To najwyżej zjesz w aucie.
Poszliśmy do samochodu i od razu złapałem za klamkę od tylnych drzwi.
- Siadaj z przodu. Serio. Po prostu przyzwyczaj się do tego, bo nikt inny raczej nie będzie z nami jeździć.
Usiadłem na przednim siedzeniu i zapiąłem pasy. Pan Stark zaczął jechać. Niedługo później puścił cicho muzykę, która, nie powiem, wpasowała się w moje klimaty. Poczułem się odrobinę swobodniej.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce uśmiechnąłem się, podziękowałem i niemal natychmiast wypadłem z pojazdu, ale pan Stark otworzył przednią szybę i jeszcze raz mnie zawołał.
- Kiedy wrócisz?
- Pewnie skończymy koło pierwszej.
- Przyjadę po ciebie. Tylko napisz, jakby coś miało się przedłużyć, albo skrócić.
- Nie trzeba, naprawdę.
- Sam nie dotrzesz. Znasz adres?
- No nie za bardzo, jeśli miałbym być szczery.
- No właśnie. Po prostu napisz. Widzimy się potem. Cześć.
- Do widzenia. I dziękuję.
Gdy odjechał, wszedłem do środka.
- Peter, czy ja dożyłem tego dnia, w którym jesteś ponad godzinę za wcześnie? - spytał z uśmiechem Michael, gdy zobaczył, jak wchodzę.
- Jak to „ponad godzinę"?
- Napisałem ci tylko o piętnaście minut wcześniejszą godzinę, w razie, jakbyś zechciał się spóźnić. A widzę, że ty nieźle poleciałeś - zaśmiał się. - Ale skoro już jesteś, to może mi pomożesz?
- No dobra. Wiesz, o której kończymy? Bo mam dać komuś znać.
- Koło pierwszej. Tak jak zwykle.
- Dzięki.
Wysłałem sms-a do pana Starka i zacząłem przenosić z Michaelem jakieś kartony z magazynu do jego biura. Zrobiliśmy parę rundek przez bar, aż w końcu wygraliśmy tę nierówną walkę.
- Idę do siebie - powiedział Michael. - Za niedługo powinni być MJ i Ned, więc już będziesz z nimi. Poradzicie sobie sami, nie?
- Damy radę.
- Napij się czegoś, żeby ci głosu nie odjęło.
Michael odszedł, a ja podszedłem do baru po wodę, a później usiadłem przy jakimś stoliku w rogu. Dawno nie czekałem na kogoś, bo byłem przed czasem. Napisałem do Neda i MJ z zapytaniem, kiedy będą, ale wizja „do dziesięciu minut w samotności" jakoś mi nie pasowała. Zacząłem przeglądać Instagrama, kiedy usłyszałem nad sobą głos jakiegoś chłopaka.
- Hej, to nie ty czasem ostatnio grałeś tutaj?
Spojrzałem i zlustrowałem wzrokiem mojego jeszcze nie rozmówcę. Szatyn, w moim wzroście, brązowe oczy, oliwkowa cera, całkiem uroczy i całkiem przystojny.
- Gra tutaj parę kapeli.
- Coś jak Fallen Angels?
- No to w takim razie mogłem być ja.
- Mogę się dosiąść?
- Spoko, ale za niedługo będę musiał iść.
- Będziecie dzisiaj grać - bardziej stwierdził, niż spytał.
- Tak.
- Mega mi się podoba to, jak gracie, a ty i twoja koleżanka macie super głosy. Zwłaszcza ty.
- Dzięki.
- W ogóle to nazywam się Dominic.
- Peter. Nie widziałem cię tutaj wcześniej. Ostatnio rzeczywiście coś mi się kojarzy, że mogłeś tu być, ale tak ogólnie to nie za bardzo.
- Przeprowadziłem się tu tydzień temu z rodzicami. Mieszkasz tu całe życie?
- No, jakoś tak wyszło.
- Szczęściarz.
- Zależy od punktu widzenia. - Wypiłem wodę ciurkiem. - Jeśli będziesz tu po pierwszej, to możemy pogadać, bo muszę lecieć - stwierdziłem, jednocześnie wstając, gdy zauważyłem MJ i Neda.
- Raczej marne szanse, że zostanę do końca. Dzisiaj nie dam rady. Masz może Facebooka?
- Peter Parker. Zaakceptuję potem.
- To ty? - spytał po chwili chłopak, wskazując na mój profil.
- Mhm...
- Dobra, dzięki.
- Spoko, cześć.
- Hej.
MJ i Ned spojrzeli na mnie wymownie, ale ja tylko rzuciłem, że to jakiś chłopak, który mnie zaczepił i pytał o zespół, więc dali mi spokój. Na razie.
CZYTASZ
Zawsze Będę | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanfictionPeter Parker - młody muzyk, który stracił rodzinę i przebywał w ośrodku adopcyjnym, poznaje Tonego Starka, który wkrótce go adoptuje. Przeprowadza się do jego rezydencji i mogłoby się wydawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak zosta...