Ku mojemu zdziwieniu obudziłem się w niedzielę. Dni były cholernie długie przez to, że dużo się działo od piątku. Dzisiaj też mieliśmy grać, ale tym razem krócej. Plus zaczynaliśmy wcześniej i też wcześniej kończyliśmy.
Zacząłem się ogarniać i niedługo później wyszedłem z pokoju.
- Grasz dzisiaj? - spytał pan Stark, który opierał się o blat w kuchni.
- Tak.
- Ale wiesz, że jutro poniedziałek?
- Wiem, dlatego dzisiaj zaczynamy wcześniej, żeby wcześniej skończyć. Poza tym mam wszystko ogarnięte.
- Nauczyłeś się też wszystkiego? Masz wzorowe oceny i jak ci się z czymś podwinie noga, to nic się wielkiego nie stanie, ale po co tak ryzykować na koniec semestru?
- Nie ryzykuję. Uczyłem się. Dam sobie radę. Poza tym, mam tak co weekend. Przyzwyczaiłem się do takiego trybu funkcjonowania.
- Przyjechać po ciebie?
- Nie trzeba, zostanę trochę z Dominikiem.
- Dominic, hę? - Uśmiechnął się. - Mam się przygotować, że coś z tego będzie?
- Nie. Nawet go nie znam. W barze zamieniłem z nim parę słów i pisaliśmy wczoraj, ale nadal go nie znam.
- Zwykle się najpierw kogoś nie zna, żeby potem dotarło to do jakiejś relacji. Może akurat z Dominikiem do czegoś dojdzie? Znaczy no nie wiem, to oczywiście twoja decyzja, w sensie wasza, ale sam mówiłeś, że jest uroczy. I pisaliście ze sobą, to już coś.
- Będziemy chodzić do jednej klasy. Przeprowadził się tu niedawno. - Pan Stark uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Nawet nie wiem, czy jest chociaż bi. Jak woli dziewczyny, to i tak wyjdę na debila.
- Wtedy przyjdziesz do mnie i coś poradzimy. Wybadaj, popytaj.
- Od tego jest MJ. Ja się do takich rzeczy nie nadaję. Co najwyżej mógłbym shackować mu konto. A tak poza tym, to i tak już wczoraj zdecydowanie za dużo czasu spędziłem na jego Instagramie. - Pan Stark uniósł brwi i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej. O ile to w ogóle możliwe. Chciałbym się wytłumaczyć, ale nic sensownego nie przychodziło mi w tej chwili na myśl.
- Chodź, zjesz coś skoro i tak ma cię nie być do wieczora. I nie przyjmuję, że nie jesteś głodny.
- No, ale nie jestem...
- Udam, że tego nie słyszałem - przerwał mi. - Ile masz czasu?
- Z czterdzieści minut.
- No to idealnie. Zjemy i zawiozę cię. - Spojrzałem na niego załamanym wzrokiem, ale niestety nadal stał przy swoim. - No chodź, chodź.
Trochę zjadłem. Ale symbolicznie. Tylko i wyłącznie dla świętego spokoju. Pan Stark oczywiście to skomentował, ale i tak zadeklarował się, że mnie zawiezie. Poszedłem się ogarnąć do łazienki. W pewnym momencie usiadłem na zimnych kafelkach i oparłem się głową o ścianę. Jestem głupi. Bardzo. Znowu przeszedłem ten sam rytuał: włożyłem palce do gardła i wymusiłem wymioty. Wyszedłem w lepszym nastroju i razem z panem Starkiem pojechaliśmy do baru.
Już po raz drugi zdążyłem na czas. Wszedłem do budynku tylnym wejściem i od razu skierowałem się w miejsce, gdzie mogliby być moi przyjaciele. I byli. A mina MJ, gdy mnie zobaczyła, mówiła wszystko.
- Ty, kurwa, Peter. Bijesz rekordy swojego niespóźniania się - stwierdził Michael.
Ukłoniłem się z uśmiechem i przywitałem ze wszystkimi. Jakiś czas później zaczęliśmy grać. W którymś momencie wyłapałem, jak do baru wchodzi Dominic. Uśmiechnąłem się, co ten odwzajemnił. Gdy zeszliśmy ze sceny, Michael z uśmiechem na twarzy nas pochwalił. Było milej, jak go nie wkurwiałem swoją niepunktualnością.
- Co robicie dzisiaj? - spytał Ned, gdy wychodziliśmy na bar. - Może wpadniecie do mnie i obejrzymy jakiś film? Dawno nic nie robiliśmy razem, tak poza graniem tutaj. Mógłbym zaprosić Olivię. Albo bylibyśmy tylko my, jak wolicie.
- Ja odpadam, obiecałam, że pomogę mamie, bo wieczorem ma ktoś wpaść do moich rodziców.
- A ty, Peter?
- Jestem umówiony.
- Jesteś umówiony? - Ned uniósł brwi.
- Mhm...
- Z Dominikiem? - spytała MJ z uśmiechem.
- No, tak... No i muszę iść. Teraz.
- No to miłego wam życzę.
- Potem masz zdać raport. - Uśmiechnąłem się na słowa MJ. - I rozluźnij się trochę.
Pożegnaliśmy się i odprowadziłem ich jeszcze wzrokiem. Dopiero wtedy rozejrzałem się po knajpie. Podszedłem do baru i poprosiłem Karę o wodę. Wypiłem ją ciurkiem. Cholernie chciało mi się pić. I cholernie się stresowałem. Cały czas poprawiałem włosy, jakby od tego miało zależeć moje życie. I tak się ogarnąłem. Wyglądałem lepiej niż zazwyczaj, jednak nie chciałem przesadzać. Nie przestawałem szukać wzrokiem Dominika. Aż w końcu go znalazłem. Stał w miejsu i wpatrywał się we mnie. Uśmiechnął się, co ja odwzajemniłem i zacząłem do niego podchodzić.
- Cześć.
- Hej - odparłem. - Wyglądasz cudnie.
Stwierdziłem fakt, ale zaraz tego pożałowałem. Spojrzał na mnie wyraźnie speszony, podziękował i powiedział coś w stylu, że ja też. Czemu ja muszę być takim debilem?
- Usiądziemy? - spytałem, licząc na to, że uda mi się jakoś uratować sytuację.
O dziwo, Dominic po krótkim czasie chyba zapomniał o moim powitaniu. Rozmowa się jakoś kleiła, ale było dziwnie. Stresowałem się. Czułem to całym sobą.
- No i teraz przeprowadziliśmy się tutaj - kończył swoją opowieść Dominic. - Mam zacząć chodzić do nowej szkoły od poniedziałku. A jak z tobą?
- W sensie?
- No z rodziną, szkołą, przeprowadzkami i ogólnie takimi.
- No... Parę dni temu adoptował mnie taki jeden gościu, Tony. Więc no, przeprowadziłem się do niego i jest w porządku.
- Przepraszam, nie powinienem...
- Nie, spoko - przerwałem mu. - Po prostu nie wiem zbytnio, jak odpowiedzieć. Ale jest okej, serio. - Uśmiechnąłem się, chcąc zapewnić Dominika, że nic się nie stało.
- Jesteś cholernie czarujący - stwierdził po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie. - Kurwa, przepraszam, nie powinienem, naprawdę. - Zaczął wstawać, ale złapałem go za nadgarstek.
- Nie musisz iść. Jest w porządku - zapewniłem go.
- Zrobiło się niezręcznie - zaśmiał się. Pokręciłem głową.
- Mogło być gorzej. Usiądź, jeśli chcesz.
Usiadł. Uśmiechnąłem się. Rozmawialiśmy jeszcze trochę. Potem odprowadziłem go do domu. A sam wróciłem do domu pana Starka. Złapałem za klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte. Kurwa, naprawdę? Nie mógł ich kiedy indziej zamykać? Nawet orientacyjnie nie jestem w stanie określić, do którego okna musiałbym się wspiąć. Chociaż to mogłoby być lekkim przegięciem. Ale nieraz tak robiłem w ośrodku.
Nie chciałem do niego dzwonić. Wtedy na pewno nie dałby mi spokoju, co do spotkania z Dominikiem.
- Friday? Otworzysz mi drzwi? - podjąłem marną próbę wybłagania Friday, ale nic nią nie uzyskałem. - Friday, błagam. Wiesz, kim jestem. Tylko otwórz te drzwi, żebym mógł wejść.
Usiadłem przed drzwiami, opierając się o nie plecami. Jak nie zadzwonię, to nie wejdę. Kurwa, no.
Wziąłem do ręki telefon i chwilę się w niego wpatrywałem. Wiedziałem, że muszę zadzwonić. Ale nie zrobiłem tego. W zamian tego, jednak gwałtownie przechyliłem się do tyłu i upadłem na podłogę, pod wpływem otwarcia drzwi.
CZYTASZ
Zawsze Będę | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficPeter Parker - młody muzyk, który stracił rodzinę i przebywał w ośrodku adopcyjnym, poznaje Tonego Starka, który wkrótce go adoptuje. Przeprowadza się do jego rezydencji i mogłoby się wydawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak zosta...