V

473 38 7
                                    

- Chyba powinienem mieć gdzieś taki kabel. Raczej mam. W sumie prawie na pewno. Jak znajdę, to ci przyniosę.

- Dziękuję.

- Idziesz jeść? - spytał.

- Tak, już.

Wstałem i podszedłem do drzwi. Pan Stark mnie w nich przepuścił, ale i tak stanąłem w miejscu, bo nie pamiętałem, gdzie mam iść. Przez chwilę sterczeliśmy, wpatrując się w siebie nawzajem, ale chyba załapał, w czym leżał problem i wskazał mi kierunek, idąc koło mnie.

Chyba obydwoje czuliśmy się nieswojo. Przy stole panowała cisza, która była dość niekomfortowa. Jak zwykle mało zjadłem, ale naprawdę się starałem. I liczyłem chociaż na to, żeby pan Stark tego nie skomentował. Ale się przeliczyłem.

- Co ci tak słabo idzie?

- No... Jakoś tak... Zwykle jem mało, więc no.

- Ale jedz chociaż trochę, żebyś nie zasłabł.

- Nie zasłabnę.

- Nie możesz dać gwarancji. - Spojrzałem na pana Starka i już miałem odpowiedzieć, że mogę, ale usłyszałem czyjś donośny głos, więc odwróciłem głowę w stronę, z której dochodził.

- Stark, mógłbyś zadzwonić do Stranga, żeby przeniósł mnie do Nowego Asgardu? To trochę drogi stąd, a Valkyria mówiła, że to istotne.

Po chwili moim oczom ukazał się Thor, który niemal natychmiast spotkał się ze mną wzrokiem. Przez moment wpatrywałem się w niego z osłupieniem.

- Dzień dobry...

- Dzień dobry. Stark, czemu nie wspominałeś, że masz dziecko z Pepper?

- Bo nie mam dziecka z Pepper. Jakbyś zapomniał, to nie mogę mieć dzieci. To Peter, adoptowałem go.

- Ty?

- Tak trudno w to uwierzyć?

- Tak. Zdecydowanie. Nazywam się Thor. - Mężczyzna wyciągnął dłoń w moim kierunku. Od razu wstałem i też się przedstawiłem. - To zadzwonisz do tego Stranga?

- Dlaczego sam tego nie zrobisz? - spytał pan Stark.

- Nie mam jego numeru. Nie należę do tych łaskawców, którzy go otrzymali. Poza tym mnie nie lubi, a ciebie wręcz przeciwnie.

- Nie lubi mnie. Ma nas wszystkich za idiotów, którymi jesteśmy.

- Stark, błagam. Słucha cię jak zahipnotyzowany. Często działasz pochopnie, ale i tak ma do ciebie jeszcze jakiś respekt. Po prostu zadzwoń. Potrzebuję się dostać do Asgardu. To naprawdę pilne.

- Przywołaj se Bifrost.

- Jest zniszczony.

Pan Stark westchnął, nawciskał coś na telefonie, przyłożył go do ucha i odszedł.

- Długo tu jesteś? - spytał pan Thor, prawdopodobnie mnie, bo nikogo innego nie było już w pomieszczeniu, a do tego jeszcze się na mnie patrzył.

- Kilka godzin.

- A to pewnie dlatego jeszcze nic nie wiedzieliśmy. Od razu ci powiem szczerze, Tony jest specyficzny, często obwinia się o zło całego świata i nie potrafi odstąpić od swojej racji, choćby był w najgorszym błędzie. Bywa też arogancki, niekiedy partykularny i posępny. Ale na ogół się uśmiecha i żartuje, więc nie powinno cię to dotknąć. Jeśli mam być szczery, to on sobie sam nie radzi, więc być może będziecie potrzebować siebie nawzajem.

- Jeśli chcesz iść do Asgardu, to chodź - powiedział pan Stark, który nawet nie wiem, kiedy tu wrócił.

- Do zobaczenia, Peterze.

- Do widzenia.

Przez dłuższy czas pana Starka jeszcze nie było. Nie chciałem odchodzić, w końcu nie powiedział, że mogę, albo muszę, a skoro nie powiedział, co mam robić, to stwierdziłem, że na niego zaczekam.

Zacząłem się zastanawiać nad tym, co wcześniej usłyszałem. Pan Stark był bezpłodny? Dlatego mnie adoptował? To byłby pewnie jeden z kilku powodów, ale jakiś mógłby być. O ile dobrze zrozumiałem przekaz. Sam o sobie mówił, że jest samolubny, ale wcale się taki nie wydaje. Nie wydaje się też być jakoś szczególnie smutny, raczej ma dobry nastrój. Albo udaje. Na aroganckiego też zbytnio nie wyszedł. Jest raczej miły.

- Czemu nie zjadłeś? - z zamyślenia wyrwał mnie głos osoby, która te myśli zajmowała. - Co masz taką minę? Coś się stało?

- Nie, zamyśliłem się. A u pana w porządku?

- Tak, czemu pytasz?

- Tak po prostu. - Przygryzłem wargę.

- Jest w porządku. Dziękuję, że pytasz.

Uśmiechnął się, więc to odwzajemniłem. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął jeść, usiłując mnie zachęcić do tego samego. Zjadłem. Trochę. Potem pomogłem posprzątać i poszedłem do pokoju. Na łóżku jakimś cudem leżała ładowarka. Nie była moja, więc ktoś ją musiał w międzyczasie przynieść. Podłączyłem telefon, położyłem go na szafce i wszedłem do łazienki. Odkręciłem kran i zacząłem pić wodę, a następnie usiadłem na ziemii. Przysięgam, że kiedyś się ogarnę. Jak będę wyglądać. Włożyłem palce do gardła i po jakimś czasie złapało mnie na wymioty. Przynajmniej nie będę gruby.

Wiedząc, że mój telefon i tak się w najbliższym czasie nie włączy, bo jest wyczerpany do zera, wziąłem do ręki podręcznik i już do końca wieczora spędziłem czas na nauce.

Zawsze Będę | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz