- Ej, to nie ten twój Dominic? - spytała cicho MJ, nachylając mi się nad uchem.
- To jest „ten mój Dominic".
- Wyglądasz jak idiota, Peter - dopowiedziała.
Nie słuchałem ani wychowawcy, ani dyrektora. Jedynie siedziałem uśmiechnięty i wpatrywałem się w Dominika. Kiedy dyrektor zaczął wychodzić, ten dopiero rozejrzał się po klasie i spotkał się ze mną wzrokiem. Uśmiechnął się. I w pewnym momencie zaczął iść w moją stronę.
- Tu jest wolne? - spytał.
- Tak, zapraszam. Powiem ci, że ciebie się tu nie spodziewałem - powiedziałem z uśmiechem.
- Ja ciebie też.
- To są Ned i MJ, a to Dominic - powiedziałem, odchylając lekko moje krzesło do tyłu.
- Peter całkiem sporo o tobie opowiadał. - Uduszę ją, przysięgam, że ją uduszę. Jeszcze mówi to z tą swoją durną powagą.
- Tak? Mi o was w sumie ledwo co wspomniał, ale w sumie znamy się krótko.
Umrę. Umrę. Przysięgam, że tu kurwa umrę.
- Czemu zmieniłeś szkołę? - spytała MJ.
- Przeprowadziłem się tu z New Jersey, więc przy okazji zostałem na to skazany. A dopiero teraz mogłem pójść do szkoły, bo mieli jakiś problem. - Spojrzał na mnie i ściągnął brwi. - Coś nie tak?
- Co? Nie. Czemu miałoby być coś nie tak?
- No, bo tak dziwnie się patrzyłeś.
- Ee...
- Peter tak ma, jak jest zmęczony, że się trochę odklei. Zarwaliśmy wczoraj nockę, więc stara się nie przysnąć. W ogóle wszyscy się staramy, ale jest tragedia, jak widać.
Byłem wdzięczny MJ za to, ale nie spojrzałem na nią. Dominic znowu na mnie spojrzał, więc się uśmiechnąłem. Na szczęście to odwzajemnił.
Wybawił mnie dzwonek. Od razu zacząłem się zbierać, mówiąc, że muszę gdzieś zadzwonić, wpadłem do łazienki i zamknąłem się w kabinie. I zacząłem pisać. Nawet nie myślałem, po prostu pisałem.
„Panie Stark
Tragedia
Dominic chodzi do naszej klasy
A ja jestem debilem
I jak on zaczął rozmawiać z MJ i Nedem, to się zacząłem gapić
I wyszło idiotycznie
Przecież ja nie dam rady
On się domyśli
Nie umiem udawać, że mi się nie podoba
Ale ja go prawie nie znam
I co ja mam kurwa zrobić"
Odłożyłem na chwilę telefon i przetarłem twarz dłońmi, zatrzymując się na włosach. Potem oparłem się o ścianę kabiny i zauważyłem, że mam nową wiadomość.
„Po pierwsze się uspokój i jak możesz gadać, to zadzwoń"
Kurwa. Co ja zrobiłem? Dlaczego ja do niego w ogóle napisałem? I jeszcze na końcu przekląłem.
Wziąłem parę wdechów i wybrałem Jego numer.
- Peter?
- No?
- Gdzie jesteś?
- W toalecie.
- Masz jeszcze przerwę?
- No jeszcze chwilę.
- Dobra, słuchaj, nie panikuj - zaczął. - Zdarza się najlepszym. Po prostu wyjdź tam i bądź sobą. Ewentualnie możesz postarać się nie gapić na niego, bo to zawsze dziwnie wygląda. Ale myślę, że dasz radę, nawet i z tym. Przemyj sobie twarz zimną wodą i będzie dobrze. Nie wmawiaj sobie inaczej. Muszę już lecieć, bo wyszedłem ze spotkania.
- Wyszedł pan ze spotkania? Przepraszam bardzo, naprawdę.
- Nie, spoko. I tak jest nudne. Ale muszę na nie wrócić. Dasz sobie radę. Pogadamy potem, dobra?
- No okej.
- To cześć.
- Do widzenia.
Rozłączył się, a ja wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z kabiny. Na moje szczęście byłem sam w toalecie. Odkręciłem kran z zimną wodą i oblałem nią sobie twarz. Dobra, dam radę. W tle usłyszałem, że dzwonek zaczyna dzwonić, więc wytarłem się i wyszedłem z pomieszczenia. Spojrzałem na telefon, na którym miałem plan lekcji i spokojnym krokiem poszedłem pod salę. Nie spieszyłem się, bo uznałem, że to by tylko pogorszyło sytuację. Zapukałem, wszedłem do środka, przeprosiłem za spóźnienie i poszedłem do ławki, ale zdążyłem jedynie położyć plecak, gdy usłyszałem głos nauczycielki.
- Peter, to jak już stoisz, to chodź do odpowiedzi.
Tyle z mojego spokoju.
CZYTASZ
Zawsze Będę | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficPeter Parker - młody muzyk, który stracił rodzinę i przebywał w ośrodku adopcyjnym, poznaje Tonego Starka, który wkrótce go adoptuje. Przeprowadza się do jego rezydencji i mogłoby się wydawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak zosta...