Przez weekend nic większego się nie działo. Oczywiście graliśmy, tym razem zaczynając o czasie ku zadowoleniu Michaela, ale poza tym w sumie to było dość monotonnie.
Kiedy poszedłem do szkoły, w ogóle zacząłem zanudzać się na śmierć. Każda kolejna godzina w ciągu dnia sprawiała, że czułem się coraz gorzej. To uczucie było dziwne. Nigdy tak wcześniej nie miałem.
Jakoś dotarłem do piątku. Wszedłem do ośrodka z kapturem na głowie i słuchawkami w uszach. Nie zarejestrowałem wołania pani Amandy. Dopiero gdy mnie dotknęła, zareagowałem na jej obecność. Wyciągnąłem słuchawki z uszu i się przywitałem. Uśmiechała się.
- Peter, mam nowinę. Zostaniesz adoptowany. Jeśli się oczywiście na to zgodzisz.
- Adoptowany?
- Przez Tonego Starka. Tylko ze względu na twój wiek, nie mogę cię tam na siłę wysłać. Do tego muszę mieć twoją zgodę. Co powiesz na tę propozycję?
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową.
- Potrzebuję werbalnej zgody.
- Zgadzam się. Jasne, że się zgadzam.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Idź się spakować.
- Co? Już?
- Zdążysz się ze wszystkimi pożegnać, spokojnie. Ale spakować się musisz wcześniej, bo pojedziesz wieczorem.
Wpadłem do pokoju i zdziwiłem się na widok Raphaela. Nie wiem dlaczego. Zwykle to mnie nie ma, więc jak już to on powinien zdziwić na mój widok.
- Co ty taki uśmiechnięty?
- Adoptował mnie.
- Stark?
- No...
- Stary, to zajebiście. Nie będę mówił: ,,a nie mówiłem?" Kiedy do niego jedziesz?
- Dzisiaj.
- Już?
- Miałem ci pomóc z tą matmą. Przepraszam...
- Nie, spoko. Poradzę sobie. Po prostu się do niej przyłożę i będzie git. Pomóc ci się pakować - spytał z uśmiechem?
Na moje usta też wrócił uśmiech.
Jakiś czas później przyjechał pan Stark. Nie wiedziałem, jak mam się zachować, raczej starałem się nie wypowiadać. Poszliśmy do samochodu. Z przyzwyczajenia złapałem za klamkę od tylnych drzwi, ale ten mnie poprawił, żebym usiadł z przodu. Stresowałem się. On to chyba zauważył, bo zaczął opowiadać mniej więcej o tym, co mnie czeka na miejscu.
- Na ogół w domu będziemy my i Happy - mój przyjaciel, ochroniarz i szofer, rzadko się uśmiecha, więc w razie czego nie bierz tego do siebie. Obecnie jest na urlopie, więc na razie go nie poznasz. Czasami mogą wpadać moi znajomi, w sensie no Avengers i głównie oni. Zwykle wpadają bez zapowiedzi. No i jakbym miał mieć jakieś spotkanie, to dam ci wcześniej znać. Możesz się mnie o wszystko pytać. W razie czego jest też AI, działa w każdym miejscu w domu, więc wystarczy, że powiesz „Friday". Albo bardziej zawołasz. Wiesz, o co chodzi, prawda? No i w zasadzie gdzie co jest, to już pokażę ci na miejscu. Nie mam doświadczenia w opiece nad dziećmi, ale jakbyś czegoś potrzebował, wystarczy, że dasz mi znać, to postaram ci się jakoś pomóc. Nie wiem, jak funkcjonujesz w weekend, ale ja zwykle pracuję po nocach, więc w weekend odsypiam. Mówię tak w razie czego, jakbyś coś potrzebował. Potrzebujesz czegoś? Tak na obecną chwilę?
Spojrzał na mnie, więc pokręciłem głową.
- Stresujesz się?
- Trochę.
- Ja też. Ale damy radę.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, zaniemówiłem jeszcze bardziej. Dom był ogromny. Biały, podłużny, dwupiętrowy budynek. Nie wiem, w którym momencie samochód się zatrzymał. Dopiero, gdy ponownie ruszył, wróciłem z myślami do świata. Zjechaliśmy w dół i dojechaliśmy do parkingu i prawdopodobnie jakiegoś warsztatu.
- Tu jest moja pracownia - powiedział, otwierając drzwi od samochodu. Po chwili zrobiłem to samo, najostrożniej jak tylko mogłem. Nie mam kasy, żeby oddawać za naprawę czegokolwiek w tym domu. - Wolałbym, żebyś tu nie schodził, a przynajmniej nie pod moją nieobecność. Albo w ogóle. Nie lubię, jak ktoś tu jest. Ale mogę zrobić wyjątek.
- Nie trzeba. Jak pan woli, żebym tu nie schodził, to nie będę.
- Mógłbyś mi proszę mówić po imieniu? Albo po prostu nie używać słowa „pan"? Dziwnie się z tym czuję.
- Dobrze.
- Wszędzie są schody, ale tutaj zjeżdża tylko winda. Nie wiem, czym wolisz. W każdym razie musimy pojechać na górę, żebym mógł ci pokazać resztę.
Weszliśmy do windy i pan Stark wcisnął coś na panelu. Nie patrzyłem co, oparłem się o ścianę, złapałem poręczy i zamknąłem oczy.
- W porządku? - Pokiwałem głową, mimo że nie sądziłem, że jest w porządku. Ale wolałem nie panikować. Jeszcze pierwszego dnia robić takie fatalne wrażenie. Masakra.
Pan Stark wcisnął inny przycisk i chwilę później usłyszałem charakterystyczny dźwięk, oznajmiający dotarcie na wyznaczone piętro. Wypadłem z windy i złapałem się za klatkę piersiową, starając się w końcu nabrać dostateczną ilość powietrza. Kiedy mi się to względnie udało, nadal nie zmieniając pozycji, spojrzałem na pana Starka. Patrzył na mnie zmartwiony, stojąc z kubkiem wody w ręku. Nawet nie wiem, kiedy ją wytrzasnął.
- Przepraszam, ja... Nie cierpię wind.
Podał mi wodę, za którą podziękowałem i wypiłem prawie ciurkiem. Poczułem, jak na twarz wracają mi kolory. Ja pierdolę, jakiego ja właśnie zrobiłem z siebie debila...
- Nie przejmuj się. Możemy pójść schodami. Wielu osobom robi się niedobrze w windach. Jak się czujesz?
- Lepiej, dziękuję. Możemy iść dalej.
- Na pewno?
- Tak. Myślę, że tak.
Pan Stark oprowadził mnie po całym budynku, na koniec zostawiając mnie w moim nowym pokoju. Był duży. I byłem w nim sam. To było nowe. Wszystko było, ale to szczególnie. Pokój był połączony z łazienką, która była tylko moja. Pan Stark prawdopodobnie starał się przerobić pokój na bardziej nastoletni, a przynajmniej tak to wyglądało. Usiadłem na łóżku i od razu zauważyłem, że było cholernie wygodne. I to naprawdę cholernie. Spojrzałem na walizkę, która nie wiadomo skąd się tu wzięła. Założyłem słuchawki, włączyłem muzykę i zacząłem się rozpakowywać z nadzieją, że pan Stark mnie nie wyrzuci przy pierwszej lepszej okazji.
Dopiero wieczorem odczytałem wiadomości, które dostawałem przez cały dzień. Zacząłem odpisywać, ale okazało się, że mój telefon wyczerpał się już do reszty. Poszedłem szukać ładowarki i przysięgam, przetrzepałem wszystko, ale nie udało mi się jej znaleźć. Zacząłem sprzątać bajzel, którego w międzyczasie narobiłem i dopiero, gdy udało mi się to zrobić, usiadłem. W tym samym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Powiedziałem „proszę" i spojrzałem w tamtą stronę.
- Chodź na kolację - powiedział pan Stark przyjemnym dla ucha głosem.
- Ma pan ładowarkę z kablem typu C?
CZYTASZ
Zawsze Będę | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficPeter Parker - młody muzyk, który stracił rodzinę i przebywał w ośrodku adopcyjnym, poznaje Tonego Starka, który wkrótce go adoptuje. Przeprowadza się do jego rezydencji i mogłoby się wydawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak zosta...