XXVIII

218 18 5
                                    

Usiedliśmy przy stole. Widziałem, że nie wie, co ma powiedzieć. Przebierał w jedzeniu, tak jak ja zazwyczaj. Ja odmiennie, akurat dzisiaj zjadłem wszystko. Nie wiem, które martini pił, ale zdecydowanie z nim przesadzał. Wyczuł na sobie mój wzrok.

- Chcesz? - spytał. Ściągnąłem brwi. - Wiem, że masz czternaście lat, ale dzisiaj się sporo wydarzyło, więc jak chcesz, to możemy się nachlać. Zrobię ci coś.

- Nie chcę. Dziękuję. Ktoś musi być trzeźwy.

- Ja nie chcę. Padło na ciebie. Nie rozumiem, jak możesz być taki spokojny z tym wszystkim.

- Pracowałem kiedyś w prosektorium. To wszystko to dla mnie normalka.

- Co ty robiłeś w prosektorium? Jak ty tam trafiłeś?

- Przez mojego opiekuna. Pracował tam. Chował narkotyki w ciałach przewożonych za granicę. Nauczył mnie sporo rzeczy. Trochę też czytałem. Jason był nawet w porządku. Jak nie pił. - Pan Stark spojrzał na szklankę, wytrzeszczając oczy, po czym zwrócił wzrok na mnie, odkładając naczynie. - Nie zabronię panu pić.

- To nie jest dla ciebie niekomfortowe?

- Nie. Ufam panu. Poza tym, jeszcze nie wiem, co pan robi po pijaku.

- Głupie rzeczy. - Przetarł dłońmi twarz i uśmiechnął się, gdy skierował na mnie spojrzenie.

- Chyba nie muszę się martwić. Dzisiaj... Przestał pan udawać.

- Udawać? - Ściągnął brwi. - A kiedy ja udawałem?

- Może to złe słowo... Ale zgrywał pan takiego, co zniesie wszystko. Powstrzymywał łzy. A kiedy zobaczył pan ciało to...

- Możemy, o tym nie wspominać?

- O tej kobiecie, czy pana reakcji?

- Ogólnie. Nie byłem przygotowany na to mentalnie. Jak ją zobaczyłem, to może masz rację... Straciłem panowanie nad swoim życiem. Ktoś tu wszedł i stąd wyszedł, bez mojej wiedzy. I zrobił to wszystko...

- Tylko podrzucił ciało. Resztą zajął się gdzie indziej. Muszę się dowiedzieć, o co chodzi z tą runą. Może to da jakiś wgląd w sposób dobierania ofiar. Przepraszam. Już nic nie mówię.

- Nic się nie stało. Dlaczego tak interesujesz się tą sprawą? To się może źle skończyć.

- Nie może zginąć nikt inny. Chcę pomóc. Pan nie?

- Chcę. Ale nie zniosę widoku kolejnego rozczłonkowanego ciała.

- Dlatego musimy działać.

- Na razie to przydałoby się, żebyśmy obydwoje coś zjedli, a ja przestał chlać.

- Ogarniemy to.

Zjedliśmy symbolicznie. Nam obojgu odjęło dzisiaj apetyt. Później poszliśmy się myć i pan Stark położył się spać. Poszedłem do pokoju i zwróciłem to, co zjadłem przed chwilą. Położyłem się na łóżku, ale nie mogłem zasnąć. Zacząłem szukać tej runy, ale bezskutecznie. Przydałoby się parę solidnych książek o jakiś wierzeniach. Z powrotem się położyłem, ale do trzeciej, pomimo zmęczenia, tylko się przewracałem na łóżku.

- Friday, co robi pan Stark?

- Pan Stark naprawia silnik w swoim warsztacie.

- Jak mogę się tam dostać?

- Windą na najniższe piętro. - Tylko windą. Tak mówił. Byleby w niej nie zejść.

Na parter zszedłem po schodach. Nie zniósłbym przebywania w windzie dłużej niż to konieczne. Przywołałem ją przyciskiem i czekałem aż przyjedzie. Gdy drzwi się otworzyły, wpatrywałem się w pustą, metalową przestrzeń. Nie wsiadłem. Trzykrotnie przyzywałem windę, ale bezskutecznie. Aż w końcu stwierdziłem, że po tym, co dzisiaj przeżyłem, winda mnie nie może pokonać i wsiadłem do środka, zanim się rozmyśliłem. A stało się to w momencie, w którym nie miałem już sznasy na ucieczkę. Kurczowo trzymałem się ściany i zacisnąłem oczy. Przysięgam, że jestem ateistą, a zacząłem się modlić. Gdy winda stanęła, miałem wrażenie, że stanęło też moje serce. Ale drzwi się otworzyły. Wypadłem do pomieszczenia i rozejrzałem się po nim. Panował tu bałagan. Tak jak pierwszego dnia. Zacząłem iść w stronę światła. Zobaczyłem w nim pana Starka, który coś właśnie lutował. Przypadkowo coś trąciłem i rozbrzmiało to w całym pomieszczeniu, więc pan Stark podniósł wzrok.

- Hej. Co tu robisz? Czemu nie śpisz? Coś się stało?

- Nie mogę zasnąć. I musiałem jechać windą.

- Chcesz kakao? - Pokręciłem głową. To byłby zły pomysł po dzisiejszych wydarzeniach.

- A pan? Czemu pan nie śpi?

- Właściwie z tego samego powodu. Mam cały czas tą kobietę przed oczami. Wcześniej - zaczął - jak ją znalazłeś, nazwałeś mnie tatą. - Uśmiechnął się pod nosem.

- Przepraszam, nie powinienem.

- Nie przeszkadza mi to. Nawet powiedziałbym, że mnie to uszczęśliwiło.

- Miałem tatę. - Usiadłem obok niego. - Nie żyje. To... Dziwne, że pana tak nazwałem.

- Jeśli chcesz, to masz moje pozwolenie. Ale to twoja decyzja. Minęło mało czasu odkąd cię adoptowałem.

- Wiem, że mam czternaście lat, ale... Mogę z panem spać? - Sam nie wierzę, że o to spytałem. Od razu się też podniosłem. - Nie, to... Nieważne. Pójdę do pokoju. Dobranoc.

- Możesz. Jeśli chcesz. - Zatrzymałem się w pół kroku. Spojrzałem na niego i przełknąłem ślinę.

- Boję się - przyznałem.

- Czego się boisz?

- Tego, że ten psychol tu wróci i, że... Że jak pójdę z panem, to mnie pan skrzywdzi.

- Nie będę cię do niczego zmuszać. I moje słowa pewnie niewiele znaczą, ale nie skrzywdzę cię. Nie zrobię tego z wiedzą, że cię ranię.

Wyciągnął do mnie dłoń, za którą złapałem. W windzie jej nie puszczał. Nie dałem mu tej okazji. Poszliśmy do niego. Byłem przerażony. Miał pokój wielkości mojego, ale bardziej zagracony dokumentami, jakimiś częściami i kubkami po kawie.

- Idę się umyć. Możesz się położyć. - Dotknął mojego ramienia, przez co się wzdrygnąłem, a chwilę później udał się do osobnego pomieszczenia. Po jakimś czasie usłyszałem dźwięk lanej wody i wtedy rzeczywiście się położyłem. Ale zmiana łóżka zbyt wiele mi nie dała.

Gdy wyszedł z łazienki, stanął nad łóżkiem. Wahał się. Odwróciłem się w jego stronę.

- Może lepiej będzie, jak się położę gdzie indziej? Pewnie się czujesz niekomfortowo.

- Nie chcę być sam. Mam wrażenie, że pan też.

- No tak, ale tu nie chodzi o mnie. Dlaczego możemy spać w miejscu zbrodni?

- Bo Fury nas bardzo lubi.

- Poczekaj, bo uwierzę. Rozmawiałeś z Dominikiem? - spytał i przysiadł na skraju łóżka. - Po tym wszystkim?

- Nie, spierdolił po tym, jak porozmawiał z panem.

- Wiem, przepraszam.

- Co mu pan nagadał?

- Nic. Starałem się dać mu do zrozumienia, że nie zrobił tego nikt z nas. Powiedział, że to dla niego za dużo i poszedł. - Westchnąłem. - Napisz do niego, zadzwoń, albo pójdź. Nie zostawiaj tak tego, bo to nie ty to zrobiłeś, więc dlaczego miałbyś przez to cierpieć?

- Jutro. Pewnie już śpi. Do jutra emocje opadną.

- Idziemy spać? Pewnie padasz ze zmęczenia. - Pokiwałem głową i zmieniłem pozycję na leżącą. Pan Stark zrobił to samo. Przez moment patrzyliśmy się sobie w oczy. - Dobranoc, Pete.

- Dobranoc.

Zawsze Będę | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz