LII

126 11 4
                                    

- Jeśli to ostatnia kobieta, to co dalej? - w końcu odważyłem się spytać. Przez większość drogi jechaliśmy w aucie o prędkości, która zmuszała mnie do trzymania się uchwytu w trosce o własne życie. A należy dodać, że zwykle o to nie dbam.

- Może jakiś rytuał? - odparł Nick. - Nie wiem, ty go znasz.

- Ale on taki nie był.

- No to nie wiem.

- A co wiesz, Fury? - spytał Tony przez chyba jakiś komunikator w samochodzie Nicka.

- A coś wie?

- No chyba właśnie nie.

- Możecie, kurwa, przestać? - Nick podniósł głos. - To jest poważna sprawa, nie mamy pierdolonego czasu gadać o jakiś bzdetach.

- Zapytałem, czy wiesz może, co on planuje, bo sorry, ale ja się nie nadaję na pieprzonego stratega, mimo twoich nieziemskich nauk, jakimi mnie raczyłeś, gdy byłem mały.

- Najwidoczniej nie słuchałeś, bo nigdy ci to dobrze nie wychodziło.

- Byłem pieprzonym dzieckiem. - Poczułem, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. - A ty wykorzystałeś to, że nie miałem nikogo i łapałem się wszelkiej jebanej pomocy.

- Pomagałem ci, jak mogłem. To nie moja wina, że... - Usłyszałem sygnał, oznajmiający rozłączenie połączenia i poczułem, jak Tony gwałtownie zjeżdża na pobocze. Wyłączył samochód i z niego wyszedł. Nie wiedziałem, jak mam zareagować, dlatego nadal siedziałem w miejscu podczas, gdy pan Stark okrążył pojazd.

- Wysiądź - powiedział tonem, który sprawił, że po moim ciele przeszły ciarki, a ja sam nie mogłem się ruszyć. Odkaszlnął i dodał już łagodniejszym tonem: „Wyjdź, proszę".

Posłuchałem. Odpiąłem pas i powoli opuściłem pojazd. Stanąłem naprzeciwko Tonego, jednak odrobinę się od niego odsuwając.

- Nie bierz tego do siebie, Fury to dupek. I Przegiął. Bardzo.

Po moich policzach zaczęły spływać łzy, które natychmiast starłem.

- Peter, nie chcę, żebyś płakał, ale masz do tego prawo. Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. Nie chcę tylko, żebyś cierpiał.

- Dlaczego zjechałeś?

- Bo tego potrzebowałeś.

- Ale to nie ja jestem teraz ważny.

- Zawsze jesteś ważny.

- Ale ta kobieta...

- Dla mnie zawsze będziesz najważniejszy, rozumiesz? Mam w dupie to, co uważa Fury, dopóki cię to nie rani. To dobry człowiek, ale macie skomplikowaną relację, co nie zmienia faktu, że nie ma prawa cię tak traktować. Nikt nie ma. Nie ruszę stąd tego samochodu do momentu, w którym będę pewny, że mogę to zrobić z czystym sumieniem.

- Może pan - powiedziałem cicho.

- Mało przekonujące. No dalej, dalej. Jaki „pan"? Wymyślasz...

- Możemy jechać.

- Tak? Nie wierzę.

- Tak, możesz ruszyć to auto...

- Okej.

- Tato. - Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, podszedł do mnie i pocałował w czoło. Oparłem głowę o jego tors, a ten oplótł mnie ramieniem. - Wiesz, że musimy jechać, prawda?

- Wiem. To poważna sprawa.

- No właśnie.

- Fury nie poradzi sobie sam? - Odsunąłem się od niego i uniosłem brwi. - Dobra, już.

Wsiedliśmy z powrotem i niedługo później dojechaliśmy na miejsce. Poznałem je. Stare krematorium, w którym siedziałem z Jasonem, kiedy on pracował. A pracował zawsze.

Wyszliśmy na zewnątrz i podeszliśmy do Nicka, stojącego przy swoim własnym aucie.

- Masz zbroję? - spytał.

- Mam, a co?

- W razie czego bądź przygotowany. A ty... - Wyciągnął w moją stronę pistolet.

- Oj, nie, nie. - Wyrwał broń z ręki Furego. - Chyba cię coś jebło. Nie będziesz dawać dziecku pistoletu, to nie prirdolona zabawka.

- To dziecko, lepiej strzela i walczy od ciebie. Poza tym może się zdarzyć, że będzie mu potrzebna. Ty masz zbroję, ja mam pistolet, nie zostawię go bez obrony.

- My możemy go obronić.

Wziąłem głęboki oddech i zacząłem się od nich odsuwać. Nie zwrócili na to uwagi, więc podszedłem do drzwi, prowadzących do wewnątrz budynku. Włączyłem latarkę, którą wcześniej wziąłem do drugiej dłoni i zapaliłem ją, po czym nacisnąłem na klamkę. Drzwi były otwarte, więc po prostu wszedłem do środka.

Zawsze Będę | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz