30 września, piątek
Wyszedł ze swojego czarnego Bugatti którym przyjechał tylko dlatego, że nie gdzieś mu się zapodziały kluczyki od Lamborghini. Nie lubił go, było porysowane, stare i ostatni przegląd miało wieki temu. Wolał swojego SUV'a, wyglądał na bardziej zadbanego. Porsche stało w garażu od roku nietykane, bo kupił je w ramach alkoholowego zakładu.
Sięgnął po plecak i zatrzasnął drzwi. Samochód po chwili sam się zamknął, gdy oddalił się od niego na pewną odległość. Ruszył w stronę drzwi wejściowych do laboratorium. Przywitał się z ochroniarzem i poszedł w kierunku kuchni. Było po dziewiątej, więc miał szczerą nadzieję, że pewna osoba już się zjawiła.
Wszedł nadal zaspany, a w dodatku w beznadziejnym humorze do kuchni. Podszedł do czarnej szafki i wyciągnął stamtąd kubek. Ściany w pomieszczeniu zostały pomalowane na biało, lub jasno-szaro. Aneks kuchenny był utrzymany w czerni, w tym miejscu znajdowały się szare, spore płyty na podłodze. Reszta, czegoś w rodzaju jadalni została wyłożona panelami imitującymi drewno, ponieważ szkoda mu było pieniędzy na takie prawdziwe.
Nastawił wodę w czajniku i oparł się o blat. Od wczoraj nic nie jadł. Absolutnie nic. Wzięła go ochota na jakieś niezdrowe, nafaszerowane substytutami cukru, aromatami, słodkie płatki z zimnym mlekiem. Starał się sobie przypomnieć gdzie jest najbliższy spożywczak.
– Cześć.
Obrócił głowę i spojrzał się na Juliett. Była szczupłą, wysoką, rudą kobietą z falowanymi włosami do ramion oraz niebieskimi oczami. Miała na sobie beżową marynarkę i szpilki w identycznym kolorze. Jego współpracownica, zajmująca się rekrutacją, rozmowami z klientami, a czasem rozwiązywaniem konfliktów między pracownikami. Z wykształcenia była psychologiem, a zarazem psychiatrą.
– Hej – przywitał się.
– Dobrze się czujesz? – spytała. – Wyglądasz, jak trup.
– Szczerze? Beznadziejne, ledwo co się trzymam na nogach.
– Powinieneś pospać – stwierdziła. – To, jak funkcjonujesz nie jest zdrowe.
Zalał sobie herbatę.
– Ale jeszcze żyję. Dopóki przeprowadzam metabolizm żyję.
Obrócił się i oparł się o blat. Zmusił się do uśmiechu.
– Wegetujesz – stwierdziła.
Nie przeszkadzało mu, że dziewczyna mówiła mu na "ty". Z Juliett znali się od jakiś siedmiu lat, gdy jeszcze jego biznes był znacznie mniejszy. Raz byli w związku, tak przynajmniej sobie wmawiał. Traktował to poważnie, a ona jak przelotny romans. To nie mogło wyjść. Czasem za tym nawet tęsknił.
– Nie twoja sprawa – warknął. – Odczep się od mojego trybu życia. Najwidoczniej jestem idiotą.
– Nie jesteś głupi. Jak się poznaliśmy, gdy łazili za tobą dziennikarze wyglądałeś kompletnie inaczej. Uśmiechałeś się, szczerze. Teraz jedyne co robisz, to pracujesz, śpisz oraz myślisz nad tym co tworzysz. Twoja głowa jest pełna pomysłów i analizujesz każdy z nich. Kiedy ostatni raz się z kimś spotkałeś, w czasie wolnym? Kiedy ostatni raz byłeś w dobrym humorze?
Zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział:
– W zeszły piątek – odparł. – Naszła mnie ochota na jakiś fast food i słodkie płatki. Taki największy syf. Głodny jestem. Zjem na obiad jakiegoś McDonalda, KFC, czy coś w tym stylu. Chińszczyzna mi się znudziła. Ile można jeść makaron ryżowy? Trzy lata w tej samej knajpie – zapytał, nie oczekując odpowiedzi.

CZYTASZ
Nieśmiertelny
Science FictionDwójka dziwaków, wspólne hobby i inżynieria genetyczna. Co mogłoby pójść nie tak? Jaxon ukończył studia w wieku czternastu lat. Na koncie ma wiele osiągnięć naukowych, a na papierze dwa doktoraty, w tym jeden zrobiony, aby poradzić sobie ze śmiercią...