Gwiazdka za kolorowe kredki?
9 listopada (środa)
Wyizolował komórkę, której miał użyć do sporządzenia kariotypu, odpisał na kilka maili, pojechał do siedziby spółki i wieczorem odwiedził Juliett. Szofer odstawił go pod duży, dwupiętrowy dom, na sporej działce. Mąż jego koleżanki był bogaty, ostatnio nawet dostał podwyżkę przez co jego ego było strasznie wysokie.
Zamiast spędzić wieczór z tą dwójką wolałby już grać w pokera z Victorem. Nawet grając z nim w grzybobranie by się lepiej bawił. Ale chłopak kończył o osiemnastej, a potem wracał do swojego mieszkania. Jednak nie chciał odmawiać Juliett, po prostu. Inaczej by pewnie wrócił do domu i wypił sam butelkę drogiego wina. Ostatnio to głównie Victor je opróżniał, ze swoją nową przyjaciółką. Zabierał do siebie i tam wspólnie pili. Był zazdrosny, w sumie z niewiadomego powodu. Czuł, że skończą razem w łóżku, a po kilku latach będzie sponsorował ich wesele. Chociaż nie wydawał się być zainteresowany jakimikolwiek romansami.
Chciał dla niego szczęścia, oczywiście, ale nie chciał być tym przyjacielem singlem od porad miłosnych. No cóż, nie każdemu w życiu wychodzi. Najwidoczniej doszedł do progu "więcej nie dostaniesz".
Zapukał do drzwi. Po chwili otworzył mu narzeczony Juliett. Skrzywił się na jego widok.
– Cześć. Juliett jest na piętrze, rozmawia z matką, zaraz zejdzie.
Wręczył mu więc butelkę szampana.
– Kupiłem coś taniego, szkoda mi było pieniędzy. Moët was zadowoli? Zalegał mi.
– I ty się dziwisz, że ciebie nie lubię...
Uśmiechnął się. Wytarł buty o wycieraczkę i wszedł do środka. Luke zamknął za nimi drzwi. Wysoki mężczyzna o brązowych włosach nie wydawał się być zachwycony jego obecnością.
– Nie dziwię się. Z wielką chęcią jednak dowiem się szczegółów.
Ściągnął buty i wszedł do środka przestronnego salonu, połączonego z jadalnią. Utrzymany był w jasnych oraz ciepłych barwach. Był już tutaj miesiąc temu. Uważał stare mieszkanie Juliett za bardziej gustowne.
– Ruchałeś mi kiedyś narzeczoną i nadal się z nią zadajesz – powiedział. – I twoje ego jest strasznie wysokie.
– Żałuję, poza tym była okropną kochanką – skłamał. – Przynajmniej nie chce mojej kasy, nie to co ty. Bycie bogatym ma jednak swoje wady.
– Trzymasz większość w akcjach? – próbował zgadnąć. – Mogę cię teraz zastrzelić, nie obronisz się.
– Nic ci to nie da. Nie ma Juliett w moim testamencie – skłamał.
– To kto przejmie kasę?
– Nie powiem. Ale apartament z całym wyposażeniem przypisałem na Victora. Taki jeden przyjaciel – powiedział.
Zaczął oglądać zdjęcia z wakacji, powieszone na ścianie. No cóż, miłość. Zabierze Victora na święta na swoją jedną posiadłość i ulepią bałwana. Bo tam gdzie ona stała było straszliwie zimno.
– Koty też mu oddam – dodał.
– Juliett nie dostanie nawet centa?
– Nie. – W rzeczywistości zapisał im z dziesięć tysięcy, tak dla zasady.
– Cześć.
Obrócił się. Juliett stała na schodach i powoli schodziła na dół. Miała na sobie błękitną sukienkę w kwiatki. O dziwo pasowała do jej rudych włosów.
![](https://img.wattpad.com/cover/333492874-288-k305340.jpg)
CZYTASZ
Nieśmiertelny
Science FictionDwójka dziwaków, wspólne hobby i inżynieria genetyczna. Co mogłoby pójść nie tak? Jaxon ukończył studia w wieku czternastu lat. Na koncie ma wiele osiągnięć naukowych, a na papierze dwa doktoraty, w tym jeden zrobiony, aby poradzić sobie ze śmiercią...