Rozdział 3.

310 45 209
                                    

Zostaw gwiazdkę, będę bardzo wdzięczna. Przypominanie wam o nich działa.


Kolejnego dnia z dworca szedł z hot dogiem. Okazało się, że mają tutaj automat do ich robienia. Z identyfikatorem, będącym jednocześnie kartą dostępu mógł już normalnie wchodzić do środka budynku, a nie czekać przy recepcji i ochronie. Wczoraj jeszcze czekał, aż ochroniarz udzieli mu pozwolenia, co zajęło kilka minut.

Rzucił plecak przy swoim biurku, przywitał się z Jenną, dziewczyną z którą dzielił biuro i poszedł do kuchni, by zrobić sobie kawę. Skoro była za darmo, to czemu by z tego nie skorzystać? Oparł się o blat i zaczął ją popijać, myśląc o siostrze która pewnie teraz czeka na nauczyciela w szkole. Lubił ją, w przeciwieństwie do swoich rodziców, z którymi nie miał już kontaktu.

Gdy patrzył na ludzi którzy się tu przewijali, w białych, wyprasowanych koszulach oraz fartuchach laboratoryjnych czuł się, jak dziwak. Kiedyś sobie kupi żelazko i coś elegantszego. Niby mógł użyć innej metody, ale chyba by wszystko wtedy dookoła siebie zniszczył. Jego ruchy nie należały do skoordynowanych. 

Dzisiaj postanowił założyć inną bluzę. Była ona ciemno zielona, z długim rękawem, który sięgał mu do połowy dłoni.

– Dzień dobry.

Podniósł wzrok na wysokiego faceta przed nim. Mógł mieć z prawie dwa metry. Był szczupły, o jasnej karnacji i posiadał brązowe, kręcone włosy z grzywką. Miał ostre rysy twarzy i delikatny zarost.

– Dzień dobry.

– Nigdy wcześniej pana nie widziałem – powiedział.

– Jestem nowy. Victor.

– Finley. Czym się więc pan zajmuje? – zapytał.

Zastanawiał się co odpowiedzieć, by brzmiało to poważnie. Ostatecznie jednak postanowił nie podawać jakichkolwiek informacji.

– Ciężko mi jeszcze określić. A pan?

– Nadzoruję badania testowe, nad daną rośliną. Jestem kierownikiem jednego zespołu. Tak ogółem mówiąc – odparł z obojętnym wyrazem twarzy. – Wygląda pan młodo.

– Jestem tu głównie do pomocy, nie posiadam wyższego wykształcenia.

– Murklins z reguły nie zatrudnia ludzi świeżo po studiach, lub bez nich. Nie wiem po co tu jesteś, jednak masz szczęście.

Mężczyzna odszedł. Wrócił do powolnego popijania kawy z obitego kubka, z jakiejś kolekcji świątecznej. Znalazł go wśród czystych naczyń, więc pozwolił sobie go użyć.

Jego hobby było ocenianie ludzi. Finley był takie sześć na dziesięć, nie jego typ. Wydawał się mieć strasznie wysokie ego, nieznośnie wysokie. Większe od Jaxona, a to był już spory wyczyn.

– Cześć.

Obok niego zobaczył Jaxona w dresie. Dosłownie w dresie. Miał niebieską bluzę przez głowę i szare dresy. Wyglądał, jakby właśnie wstał. O dziwo teraz nie przypominał aż tak bezdomnego. W dodatku posiadał kapcie, a nie normalne buty.

– Cześć? – przywitał się niepewnie.

– Zaraz przejdziemy do słoika, niech pan mi da tylko zjeść śniadanie. Właśnie wstałem i ledwo co żyję.

Ten sam facet, który wcześniej do niego podszedł teraz wpatrywał się w nich podejrzanie. Kiedy Jaxon to zauważył posłał mu spojrzenie, które wręcz krzyczało "przestań się gapić". Od razu odwrócił wzrok.

– Śpi pan tutaj? – próbował zgadnąć.

– Jadł pan kiedyś płatki owsiane z jogurtem? – nie odpowiedział. – Oczywiście, że tak, każdy jadł.

NieśmiertelnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz