EPILOG

254 19 141
                                    

– Spać mi się chce – oznajmił Victor.

– Rozłóż sobie siedzenie i idź spać – polecił. – Poproś o koc, jak potrzebujesz. Zrób sobie z tego fotela łóżko.

– Czekaj.

Victor rozłożył sobie siedzenie na maksa, na prawie sto osiemdziesiąt stopni i się położył. Od razu po tym szeroko się uśmiechnął, niczym dumne z siebie dziecko.

– Spałeś tu kiedyś? – zapytał.

– W tym samolocie nie, ale jako gówniak robiłem to w tym należącym do mojej matki.

Zawołał stewardessę i poprosił ją grzecznie o przyniesienie koca. Skinęła głową, po czym poszła do szafek z tyłu, aby go poszukać.

– Dobra, podoba mi się tu. Wiesz co?

Stewardessa przyniosła Victorowi koc, domyślając się, że to on zamierzał iść spać.

– Dziękuję – powiedział jego chłopak z uśmiechem. – Zabieraj mnie na swoje kilkudniowe wyjazdy służbowe, chcę pozwiedzać świat – poprosił.

– Jasne – odpowiedział.

– Dobranoc.

Uśmiechnął się pod nosem, gdy Victor ułożył się do snu. Napił się herbaty i usiadł wygodniej na fotelu. Jego chłopak go momentami rozczulał. Czemu ten facet tak na niego działał?

W Paryżu mieli zostać tydzień, a później na trasie mieli Rzym i wracając zahaczą o Lizbonę. Poza tymi planami pojawił się jeszcze jeden. Jego stan w ciągu ostatniego miesiąca znacznie się poprawił, co oznaczało, że wreszcie będą mogli przejść o krok dalej. Victor doskonale o tym wiedział, nie ukrywał tego przed nim. Nie mieli zbytnio okazji na uprawianie seksu w domu, przez natłok obowiązków, więc zapewne dojdzie między nimi do czegoś na wakacjach. Czekali na to jednak cztery miesiące, co było kupą czasu, w porównaniu do typowych, współczesnych związków.

I szczerze nie mógł się doczekać tego momentu. Chciał tego, fantazjował o tym, ale jednocześnie miał pewne obawy, bo jego erekcja była krótka, a dochodził w maksymalnie dziesięć sekund. Nie wyglądało więc to obiecująco. Victor zapewniał go, że cokolwiek się nie wydarzy będzie mu dobrze i mówił, aby się nie martwił.

Wrócił do pracy, korzystając ze swojego laptopa służbowego. Victor wreszcie miał spokój, w przeciwieństwie do niego. Rzucił pracę, skończył studia i obecnie był na jego utrzymaniu. Ustalili jednak, że dopóki nie zacznie robić doktoratu, to ma zajmować się chociaż domem. W praktyce oznaczało to sprzątanie brudnych naczyń, robienie zakupów, ścielenie łóżka i inne, podobne drobiazgi. Bo mieli jeszcze gosposię, która przychodziła kilka razy w tygodniu, aby posprzątać, ogarnąć koty, wyprasować koszule, czy wstawić pranie, gdy nie było go w domu.

***

Od razu gdy przyszli Victor runął na błękitną kanapę, na brzuch. Salon był ogromny. Doszedł do wniosku, że za sporymi, białymi drzwiami, blisko jasnobrązowej komody znajdowała się sypialnia, więc ich pokój składał się z dwóch pomieszczeń.

Całość miała mocno bajkowy klimat i przypominała pokój niczym z królewskiego dworu. Pomieszczenie było utrzymane w kolorach jasnej szarości, połączonej z bielą. Oprócz tego znajdowało się tu też kilka błękitnych mebli oraz dywan, dla przełamania monotonności.

Sufit tutaj był wysoki, jak na hotelowe standardy. Mieli tu też balkon, czajnik, mikrofalówkę oraz telewizor. W dodatku parkiet wykonany był z prawdziwego drewna, a nie z jego imitacji. Duże, wysokie okna były w połowie przesłonięte wielkimi, ciężkimi zasłonami. Gdy skończył się rozglądać po samym salonie wrócił wzrokiem na kanapę, gdzie leżał Victor.

NieśmiertelnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz