Rozdział 26.

170 23 112
                                    

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, mogę powiedzieć nawet, że go nienawidzę. Jednak czy jest siedzieć nad tym jeszcze dłużej? Wolę przejść po prostu dalej, zamiast męczyć te trzy tysiące słów.

Zostaw gwiazdkę, bo to motywuje, a ostatnio mam zastój pisarski i czytelniczy, o czym doskonale świadczy fakt, że pisałam to miesiąc. Miłego czytania <3


25 luty (sobota)

– ALE JAK TO GO NIE MA, VICTOR!? – krzyknął, przeszukując szafki, szukając potwora.

– NO NIE MA GO! ZNIKNĄŁ. JAXON, ZAMKNĄŁEŚ TEN PIERDOLONY POJEMNIK WCZORAJ!?

– TAK!

– NO CHYBA NIE. TY OSTATNI RAZ TEGO DOTYKAŁEŚ. PRZEZ CIEBIE UCIEKŁ, TY PIERDOLONA, KUPO GÓWNA. TRZEBA CIĘ PILNOWAĆ NICZYM MAŁEGO DZIECKA, TY CHORY POJEBIE!

Victor jeszcze nigdy go nie obraził w ten sposób. Dlatego był obecnie strasznie zaskoczony. Aż rozchylił usta. Nie spodziewał się takich słów z jego strony, to nie było w jego stylu.

– TAK? MOGŁEŚ TO JESZCZE SPRAWDZIĆ, WIESZ!? ALE ZAMIAST TEGO ZAMIERZASZ MNIE OBWINIAĆ. JESTEŚ NIEOGARNIĘTĄ SZMATĄ. TO TY OSTATNI STĄD WYSZEDŁEŚ, TAK TYLKO PRZYPOMNĘ – odpowiedział, schodząc do równie niskiego poziomu.

– Jesteś podły, Jaxon – powiedział Victor, śmiejąc się.

– Ty jeszcze gorszy. Pierdol się.

– Skoro tak, to ułatwię ci zadanie. Zrywam z tobą.

Kompletnie go to nie ruszyło. Doskonale wiedział, że jego chłopak mówi to pod wpływem silnych emocji i go nie zostawi, aż tak na głowę nie upadł.

– Proszę bardzo, nie zamierzam cię błagać o zostanie! Możesz zniknąć z mojego życia, ale najpierw to załatwmy!

Między nimi zapadła cisza. Victor nagle złapał go za rękaw fartucha i do siebie przyciągnął. Spodziewał się krzyku, wyzwiska, dominacyjnego spojrzenia, ten za to jedynie go mocno przytulił, po czym zaczął głośno płakać.

– Nie chcę iść do więzienia – powiedział przez łzy. – Nie chcę tam, Jaxon. Proszę, nie wiem co robić...

– Kamery, skarbie. Mamy tam z nich zapisy. Módlmy się o to, aby nie uciekł z budynku. Jeszcze nie jesteśmy w pierdlu, okej? Poza tym jeśli uciekł z budynku to przecież nikomu nie powie, kto go stworzył. Lepiej jednak dorwijmy go, zanim komukolwiek stanie się krzywda.

– A jeśli uciekł i się domyślą?

– Pogadamy z prawnikiem.

***

Oglądał nagranie z kamery w ich laboratorium, nie podłączoną do całej sieci budynku, a Victor zajmował się resztą. Siedzieli w biurze ochroniarza poddenerwowani, mając na rękach rękawiczki jednorazowe. Chłopak był zestresowany, doskonale to widział. Bawił się cały czas balsamem do ust w sztyfcie, obracając go w ręce.

– Victor, spójrz na to. Sobota, trzecia dwadzieścia trzy. Przepalił wieko od pojemnika – pokazał nagranie chłopakowi. – Poszedł w kierunku kratki wentylacyjnej i ją też przepalił. Chyba porusza się wentylacją.

– Bo się nie mieści pod drzwiami, a przeciwpożarowe i te z grubego metalu ciężko jest wypalić – odpowiedział drżącym głosem.

Jego chłopak wydawał się ledwo co kontaktować. Stres odbierał mu zdolność do logicznego myślenia. Tak było od zawsze. Dlatego tak słabo poradził sobie na egzaminie u Blondyny. To była chyba jego największa wada.

NieśmiertelnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz