Rozdział 18

31 11 1
                                    

               Emilly spojrzała na zegar. Już po dziewiątej pora się kąpać. Westchnęła i rozmasowała sobie skronie. Ta obiadokolacja to był koszmar. Babcia się w ogóle nie odzywała, a kiedy dziewczyna coś mówiła, ona wyglądała jakby nie chciała rozmawiać i tylko kiwała głową lub zero reakcji.
-Ciekawe, o co jej chodzi?- pomyślała Emilly idąc do pokoju po piżamę.
Robiło się coraz cieplej dlatego dziewczyna zmieniła piżamę na czarny stanik, który można by było uznać za sportowy i długie, przewiewne spodnie w czarnoczerwoną kratkę. O wiele lepiej jej się w tym śpi niż w długiej, szarej, jednoczęściowej piżamie i krótkich spodenkach.
Weszła pod prysznic ponieważ bała się, że może znowu przysnąć, ale tym razem już się nie obudzić. Emilly czuła jak ciepła woda zalewa jej ciało. Wreszcie coś przyjemnego. Umyła sobie włosy lawendowym szamponem i dokładnie spłukała.
               Uwielbiała zapach lawendy. Kojarzył się dziewczynie z Polską. Kiedy jeszcze z mamą mieszkały w drewnianym domku, mama tam miała ogródek. Zasadziła bardzo wiele lawendy. Jeszcze w Los Angeles w pokoju miała woreczek z tą rośliną, który pozostawiał w jej pokoju cudowny zapach. 
Emilly zawsze dobrze kojarzył się ten kwiat. Na myśl o nim przypominała sobie o miłości, która ją otacza. Albo otaczała. 
Dziewczyna wyszła spod prysznica i zaczęła szukać swojego ręcznika, aby się wytrzeć. Przeszukała wszystkie możliwe miejsca, a woda cały czas z niej kapała. Całą łazienkę pokrywały krople spływające z jej nagiego ciała.
- Cholera.- syknęła zaciskając ręce w pięści.
          Zaczęła przeszukiwać szafki, czy może babcia nie ma pochowanych gdzieś jakichkolwiek ręczników. Każdy będzie dobry. Niestety nic nie znalazła oprócz papieru toaletowego. 
Nie pozostała jej inna opcja, musiała krzyknąć do starszej pani by jej przyniosła coś czym może się wytrzeć.
- Babciu!- zaczęła głośno krzyczeć.- Babciu! Potrzebuje ręczników!- wrzasnęła.-Nie no błagam nie róbcie mi tego.- szepnęła zdenerwowana dziewczyna gdy babcia nie odpowiedziała. 
Nie może założyć piżamy bo będzie cała mokra, a Emilly nie ma żadnej zapasowej. Wszystko powyrzucała. 
-Babciu! Przynieś mi ręczniki!- wrzasnęła ponownie.
Nic. Cisza jak makiem zasiał. 
- Emilly?- powiedział jakiś głos z korytarza.
To nie była babcia..
- Kim jesteś i gdzie jest moja babcia?!- pisnęła przerażona dziewczyna zaczynając obmyślać plan jak zablokować drzwi przed intruzem.
Głos definitywnie należał do mężczyzny, co bardzo nie podobało się Emilly. 
A co jeszcze gorsze to NIE BYŁ GŁOS WILLA. Dziewczynę obleciał strach.
-Co jeśli wejdzie mi do łazienki?!- pomyślała i zaczęła zakrywać się czym popadnie.
- To ja Matthew. Twoja babcia jest w salonie i śpi.- odparł chłopak zza drzwi.
- Tylko nie on!- szepnęła osiemnastolatka do siebie.
- Mógłbyś ją obudzić i poprosić by dała mi ręczniki?- spytała chłopaka zażenowana.
- Próbowałem. Jej pies mnie ugryzł.- poskarżył się.
Emilly westchnęła.
- No i co ja teraz zrobię.- pomyślała ze strachem.
           Próbowała sobie przypomnieć gdzie leżą ręczniki. No tak, starsza pani kiedyś coś wspominała, ale kto by tam słuchał. Szafka w jej pokoju. TYLKO KTÓRA. Drzwi...przy drzwiach.
-Matt to ty mi przynieś te cholerne ręczniki.- warknęła.- Są w pokoju babci czyli na samym końcu korytarza, szafka przy drzwiach. Dwa.- dodała i cała się zarumieniła.
-Pędzę.- oznajmił i słychać było jego oddalające się kroki.
Tylko jak on je poda. BŁAGAM... NIECH TU NIE WCHODZI.
- Mam. Otworzę lekko drzwi.- powiedział po czym nacisnął klamkę.
- Musze je otworzyć od środka, czekaj.- poprosiła i przekręciła kluczyk.
      Niestety chłopak akurat ciągnął za klamkę i kiedy dziewczyna oddaliła się o kilka kroków on z całym impetem otworzył drzwi tak, że otworzyły się na oścież i oczywiście walnęły w ścianę pozostawiając lekkie wgłębienie. Ale nie to było najgorsze.
 TYLKO TO ŻE BYŁY OTWARTE. 
- Nic nie widziałem.- wydukał Matt zamykając drzwi. 
- Mam taką nadzieje.- zdruzgotana dziewczyna owinęła się w ręczniki.
Płonęła ze wstydu. Dlaczego, Boże, dlaczego??
Po jak najszybszym wysuszeniu się i przebraniu w piżamę, Emilly wyszła z łazienki. Przed drzwiami zastała chłopaka opierającego się o ścianę.
- Co ty tu robisz?- syknęła i spiekła raka. 
- Przyszedłem pożyczyć kosiarkę od twojej babci.- powiedział.- Co ja poradzę? Mama mi kazała.- dodał po czym się skrzywił.
Był czerwony. To znaczy, że widział coś czego nie powinien.
- Matt - zaczęła cicho, a chłopak podniósł głowę. - WYNOŚ SIĘ STĄD!- wrzasnęła i machnęła gwałtownie głową tak, że turban spadł jej na oczy wszystko zasłaniając. 
      Gdy go poprawnie ułożyła chłopak zniknął. Niestety nie magicznie, ponieważ słyszała trzask zamykających się drzwi, ale ważne, że zniknął.
Bez sił opadła na swoje łóżko i przypomniało jej się o roletach. No oczywiście. 
Wstała z wygodnego łóżka i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę okien. Wyjrzała na chwilkę przez jedno z okiem i zobaczyła Willa wydzierającego się na przygarbionego Matta. Chłopak dostrzegł ją i wskazał na nią palcem. Jego starszy brat obrócił się w stronę Emilly i złapał się za grzbiet nosa coś mówiąc. Matthew przy tym uśmiechał się ze strachem. 
- Czy on mu to wszystko powiedział?!- dziewczyna zachłysnęła się powietrzem i zaczęła głupio kaszleć. 
Tylko. Nie. To.
-A jeśli Will pomyśli, że ja CHCIAŁAM aby Matt podał mi te ręczniki?!- pomyślała przerażona i popatrzyła się jeszcze przez chwilę na kłócących się braci po czym zdenerwowana zasunęła rolety.
-Dokładnie tak sobie wymarzyłam dzisiejszy wieczór.- warknęła Emilly i rzuciła się spowrotem na łóżko. 
           Dziewczyna ułożyła sobie poduszkę pod głową i przykryła stopy kocem. Poczekała chwilę aż nadejdzie sen, a gdy już odpływała w objęcia Morfeusza usłyszała głośny huk. Coś dużego obiło się o szybę w jej pokoju. Emilly tak się przestraszyła, że w pierwszej chwili sądziła że dostanie zawału. Serce biło jej jak szalone, momentalnie się rozbudziła.
Co to było? Dziewczyna podeszła przerażona do okna i odsunęła roletę. W pokoju Willa było już zgaszone światło, lecz widać było mały kwadracik. Czyli jeszcze nie spał tylko korzystał z telefonu czy może tableta. To on mógł rzucić czymś w jej szybę, chociaż to mało prawdopodobne. Otworzyła okno i rozejrzała się dookoła. Nikogo ani niczego nie było w zasięgu jej wzroku. Jednak gdy spojrzała na parapet zobaczyła dość przerażający widok. Leżał tam nieprzytomny ptak. 
       Emilly czytała, że czasem ptaki się nie ruszają z konkretnych powodów, ale to zwierzę wyglądało jakby raczej nie udawało. Dziewczyna nie wiedziała co ma robić. Ten ptak mógł mieć pasożyty lub być na coś chory.
-Nie no błagam cię ptaszku. Ożyj.- pisnęła do szaroniebieskiego zapierzonego zwierzaka, który leżał bez ruchu na parapecie.-No nie dotknę go przecież. Jeszcze mnie dziabnie.- mruknęła Emilly pod nosem i odgarnęła włosy spadające jej na twarz.
Nie pozostała jej żadna inna opcja musiała poprosić kogoś o pomoc. Babcia śpi....
No i super. Został tylko Will. Emilly miała nadzieje, że chłopak nie będzie się gniewał o Matta i za akcje w łazience - o ile w ogóle się dowiedział. 
Dziewczyna podeszła do szafy i wyjęła swoje jedyne klapki. Tylko tak ten chłop to usłyszy poduszka tu niewiele zdziała. Musi być coś twardego, ale nie za bardzo by mu szyby nie popsuło. Dziewczyna zrobiła zamach i rzuciła w stronę okna sąsiada. Tak jak się spodziewała - nie trafiła.
SUPER
Został jej jeszcze drugi klapek. Zamknęła oczy robiąc ponowny zamach i rzuciła. Akurat w tym samym czasie usłyszała Willa, który otwiera to przeklęte okno. Klapek zamiast trafić w okno trafił prosto w twarz chłopaka. 
- Boże!- wrzasnął, a klapek odbił się od jego twarzy i spadł na podłogę w jego domu. 
- Przepraszam.- powiedziała dziewczyna z rozbawieniem w głosie. 
To jednak był śmieszny widok. Cudowny . 
- Jeśli masz zamiar umówić się ze mną na nocną randkę to od tego jest telefon, a nie klapek.- syknął i rozmasował obolałe miejsce na twarzy. 
- Potrzebuję twojej hm....pomocy.- Emilly z trudem wymówiła ostatnie słowo iż bardzo chciała go uniknąć. 
- O księżniczka potrzebuje pomocy? Mojej pomocy?- uśmiechnął się złośliwie. 
- Widzisz to?- wskazała palcem na ptaka leżącego na jej parapecie.
Will chyba wcześniej tego nie zauważył. Chłopak skrzywił się, ale postanowił pomóc. Na swój sposób.
- Zrzuć go.- odparł i wzruszył ramionami.
- Człowieku! Nie masz serca.- warknęła na niego Emilly.
- Ja bym tak zrobił. Ty rób po swojemu.- oznajmił Will wzruszając ramionami.
Super. Właśnie takiej rady potrzebowała Emilly.
- Will! Pomóż mi żesz.- syknęła i lekko dotknęła palcem ptaka. 
- Ocuć go swoimi perfumami. Uwierz mi, że się obudzi.- zachichotał i zmierzwił swoje włosy.
Emilly już nie wiedziała czy chłopak żartuje czy mówi serio. Palant.
- Will, no proszę. Nie zasnę ze świadomością, że nieprzytomny ptak leży nieprzytomny na moim parapecie!-pisnęła i zaczęła dotykać ptaka w różne miejsca by sprawdzić czy bije mu serduszko.
- Wymów to jeszcze raz.- poprosił i usiadł na parapecie.
- Ale co?!- dziewczyna cała w nerwach zaczęła podejrzanie przyglądać się chłopakowi.
- Moje imię. Cudnie brzmi w twoich ustach.- szepnął, ale Emilly niestety i tak go usłyszała.
- Wal się.- burknęła i nagle poczuła coś pod palcami. 
Puls! Tak ptak jeszcze żyje! 
- Powinnaś ładniej się do mnie zwracać. Przecież potrzebujesz mojej pomocy.- zachichotał. 
- Idź już sobie. Wystarczy, że go jakoś obudzę.- sąsiad zaczął działać jej już na nerwy.
- A co jeśli nie pójdę i będę tu cały stał?- spytał i założył sobie ręce na kark. 
Dziewczyna postanowiła zacząć go ignorować. Przeniosła swoje myśli na ptaka. 
-Dobra, może nim potrząsnę.- postanowiła.
- To bardzo zły pomysł.- skomentował Will.
Chłopak siedział na parapecie z zamkniętymi oczami, oparty o okno.
 - A to ciekawe dlaczego?- spytała go, bo właściwie bała się w ogóle ruszać zwierzaka.
- Zobaczysz. A teraz żegnam, muszę się wyspać. Sprawy biznesowe.- mrugnął do niej.
- Super, ale żeś mi pomógł.- warknęła i przewróciła oczami.
- Dobranoc księżniczko.- powiedział zamykając okno.
- Dobranoc- zaczęła, a gdy upewniła się, że chłopak już zamknął okno - Dobranoc mój ty dzielny rycerzu.- dodała z sarkazmem.
 Nagle ptak pod jej dotykiem zaczął się kręcić, a Emilly odskoczyła z piskiem. Ptak sykając na nią i podejmując próby dziobana odleciał, a ona wreszcie mogła iść spokojnie spać. Rzuciła się na łóżko i po tej nocnej przygodzie od razu zasnęła.




Mafia's Heart: The Blood Stained HandsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz