Rozdział 25

12 4 0
                                    

        Emilly przejrzała się w lustrze. Biała sukienka idealnie dopasowana do czarnych sandałów podkreślała nieskazitelną urodę dziewczyny. Z luźno zaplecionego warkocza wypadło kilka brązowych kosmyków, czyniąc w jej wyglądzie jeszcze większy nieład. 
- Nic dodać nic ująć.- postanowiła Emilly i szybkim ruchem zgarnęła torebkę z komody.
       Biegiem ruszyła do babci, która już czekała na nią przed furtką sąsiadów z bukietem kwiatów w ręce oraz ciastkami. Z domu Willa wyszła ta sama kobieta, którą Emilly spotkała kilka dni temu. Miała na sobie czerwoną sukienkę i przewiewny czarny sweterek. 
- Dzień dobry kochane!- kobieta przywitała sąsiadki z uśmiechem i otworzyła im furtkę. 
- Witaj Evelyn! Jakże miło mi cię wreszcie zobaczyć.- odparła babcia wesoło przytulając mamę Willa. 
Emilly tylko machnęła ręką na przywitanie, za co została zgromiona wzrokiem przez babcię. 
- Uśmiech.- warknęła niemo do wnuczki i na ułamek sekundy otworzyła szeroko oczy podnosząc brwi, by pokazać dziewczynie, że ma nie dyskutować. 
     Emilly tylko wzniosła oczy w górę i ominęła starszą panią wchodząc na teren sąsiadów. 
Gospodyni domu nic nie zauważyła i gestem zaprosiła kobiety na taras, który znajdował się z tyłu domu. Osiemnastolatka zajęła miejsce z brzegu obok jej babci i przywołała na twarz swój klasyczny, sztuczny uśmiech. 
- No więc Emilly, tak? - zaczęła pytająco, mama Willa, siadając przy mężu, który wyglądał jakby był myślami daleko stąd.
Dziewczyna usłyszawszy swoje imię kiwnęła potwierdzająco głową i zerknęła przlotnie na kobietę. 
- Jak ci się podoba w Las Vegas?- spytała sięgając po jedzenie.
    Emilly dopiero teraz zauważyła, że na stole jest wiele pysznych potraw, które wszyscy już zaczęli kosumować.
- Yhm... Dobrze.- mruknęła pod nosem patrząc zestresowana na ręce.
Dziewczyna poczuła, że ktoś kopie ją w kostkę, oczywiście domyśliła się, że to jej babcia więc szybko dodała:
- Jest bardzo miło w tej okolicy, blisko do parku i wcale już pierwszego dnia tutaj nie usłyszałam w radiu komunikatu o mafii.- Emilly była tak wkurzona na babcię, że z nerwów zapomniała kontrolować swoich słów - i dobrze.
     Wszyscy osłupieli na wybuch słów dziewczyny i patrzyli się na nią nieco skrzywieni, jak i przerażeni. Zlana potem babcia nastolatki szybko zmieniła temat. 
- A tak w ogóle, gdzie William, Matthew i Rose?- spytała posyłając wnuczce ostrzegające spojrzenie. 
     Rodzice nieprzybyłych zaczęli się rozglądać jakby dopiero teraz zauważyli, że nie ma nigdzie ich dzieci. 
- Powinni być w domu. Emilly bądź tak dobra i pójdź po nich.- poprosił ojciec Willa i popatrzył się na dziewczynę z wyczekiwaniem. 
- Chyba was coś pogrzało.- pomyślała i spojrzała na babcię z nadzieją, że to taki żarcik. 
        Jednak babcia była po stronie sąsiadów i dała Emilly znak wzrokiem, że ma iść. Dziewczyna westchnęła i niechętnie ruszyła w stronę drzwi. Gdy miała już wejść do środka drzwi nie chciały się otworzyć. Mocno naciskała na drzwi swoją całą masą, ale one nie ustępowały. Emilly odwróciła się w stronę zebranych i wzruszyła ramionami.
- Skoro drzwi się zacięły to znaczy, że stał się cud.- pomyślała zaciskając mocno usta w kreskę i ruszyła spowrotem do stołu. 
Nie zdążyła postawić nawet czterech kroków gdy sąsiadka ponownie się odezwała.
- Wejdź głównym wejściem.- odparła, miło uśmiechając się do dziewczyny. 
- Jasne.-  ta mruknęła i niechętnie poszła na przód domu. 
     Gdy weszła do przedsionku zalała ją fala zdziwienia. Na ścianie obok wejścia wisiała fotografia rodziny sąsiadów. Głowa rodziny - czyli mąż tej całej Evelyn wyglądał tak samo jak dziś. Miał na sobie niebieską kraciastą koszulę, a blond włosy miał zaczesane do tyłu. Lekko siwa broda była nieco dłuższa niż na dzisiejszym spotkaniu. Prawą ręką obejmował swoją żonę wyszczerzając do niej swoje równe białe zęby. 
     Kobieta miała na sobie obcisłą czarną bluzkę, która odznaczała jej nadwagę, a włosy miała związane w wysoki kok. Trzymała ręce na ramionach Matta, który jako jedyny z rodzeństwa zaszczycił oglądających fotografię szczerym uśmiechem. Włosy miał inaczej ułożone niż gdy Emilly ostatni raz go widziała, a ubrany był w zieloną bluzę z czarnym nadrukiem.
         Chłopak patrzył się na swojego brata, który jak widać wyraźnie przykleił na twarz sztuczny, krzywy uśmiech wysoko podnosząc brwi. Will odwzajemniał spojrzenie Matta.
      W rogu fotografii stała naburmuszona Rose z kotem w rękach przybliżając go do kamery tak, że zakrywał jej połowę twarzy i resztę ciała. Jej włosy były ułożone w starannego kłosa, który spoczywał na jej prawym ramieniu.  Emilly najbardziej podobał się kot, którego trzymała dziewczyna. Był biały z rudymi łatami i wyglądał na bardzo spokojnego, albo po prostu się już przyzwyczaił do humorów dziewczyny.
        Z zadumy wyrwało ją donośne chrząknięcie. Emilly szybkim ruchem obróciła się na pięcie i ujrzała poważną twarz Willa. Chłopak opierał się o framugę drzwi od przedsionka z rękami zaplecionymi na gołym torsie.
- Co ty tu robisz?- warknął patrząc groźnie na dziewczynę .
- Ja..- dziewczynie nagle przypomniała się wiadomość, którą dostała wczoraj od nieznanego numeru.- Wasza mama kazała mi was zawołać na taras.- odparła starając patrzeć się chłopakowi w oczy, a nie na niezakryty umięśniony brzuch. 
   Will westchnął i pokręcił głową. Emilly dopiero teraz zauważyła, że prawe ramie miał mocno zabandażowane. 
- Powiedz mi. Co robiłaś wczoraj w Los Angeles?- spytał się robiąc wolne kroki w stronę sąsiadki. 
- Oj nie Will. To ty masz mi powiedzieć co robiłeś pod domem mojej przyjaciółki.- warknęła na chłopaka mocno zaciskając pięści.- Jeśli ten gnojek zrobił coś Raven, nigdy mu nie wybaczę.- przyrzekła sobie w duszy. 
- Ja pierwszy zadałem pytanie.- odparł przyglądając się uważnie osiemnastolatce.
    Dziewczyna nie miała zamiaru odpowiadać Willowi więc szybko zmieniła temat.
- A więc należysz do gangu.- wyparowała przechylając głowę i nie odwracając wzroku od chłopaka. 
     Will szeroko otworzył oczy ze zdziwienia, ale szybko się opanował. Usta chłopaka zaczęły lekko drgać, a potem ułożyły się w szeroki uśmiech. Will wybuchnął głośnym śmiechem. 
Emilly patrzyła się na niego przez kilka sekund po czym stwierdziła, że nie będzie tracić czasu na takiego dupka. Dziewczyna ominęła roześmianego dwudziestolatka po czym przeszła do dalszej części domu szukając reszty rodzeństwa Willa. Jak się okazało wszyscy siedzieli w salonie i oglądali film. 
- Wasza mama każe wam iść na obiad.- oznajmiła Emilly, a Rose i Matt przestraszeni się do niej odwrócili. 
- Boże, nie strasz tak!- pisnął Matt i sturlał się z kanapy głośno spadając na podłogę.
- To idziecie?- westchnęła dziewczyna i spojrzała się wyczekująco na Rose.
   Ta za to pokręciła przecząco głową.
- Niech spada. Sprasza gości nawet nie pytając się nas o zdanie.- mruknęła niezadowolona i wróciła spowrotem do oglądania.
- Hm.. Dobrze.- bardziej spytała niż się zgodziła, ale ostatecznie ruszyła ku wyjścia.
- Stój.- rozkazał Will gdy dziewczyna naciskała klamkę. 
     Emilly nawet się nie obróciła w stronę chłopaka, po prostu wyszła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Satysfakcja

Emilly poczuła, że ktoś łapie ją za rękę.
- Will do diabła! Daj mi żesz spokój!- wrzasnęła, lecz gdy ujrzała osobę która złapała ją za rękę od razu zamilkła. 
      To nie był Will....



Mafia's Heart: The Blood Stained HandsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz