Przekręciłam się na drugi bok kolejny raz. Przytulałam uszy poduszką. Dzwoniący telefon uniemożliwił mi spanie. Było grubo po północy, a do Pedro dzwonił ktoś już po raz piąty. Szturchnęłam chrapiącego piłkarza. Wydawał się lekko zdezorientowany i rozejrzał się dookoła.
- Odbierz ten cholerny telefon!- krzyknęłam zirytowana chcąc dalej spać.
Byłam kompletnie zmęczona i marzyłam o dużej dawce snu. Po meczu z Niemcami musiałam siedzieć i pocieszać załamanych Gavirę i Gonzaleza. Wydawało mi się, że Pablo gorzej sobie z tym radził. Był wrakiem człowieka. Tak się tym przejął. To nie był ten sam Pedro z Barcelony. Mój Pedro był zadowolony i nigdy się nie poddawał. Do ostatniej minuty dawał z siebie wszystko. A teraz na dzisiejszym treningu nie był wcale. Wymigał się mówiąc, że boli go głowa czy coś. Mimo wszystko nadal był ze mną. Coraz lepiej wychodziło nam dochodzenie do kompromisu. Staraliśmy się żyć normalnie. Przynajmniej ja.
- Halo mamo?- przetarł dłonią oczy i spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Powoli. Nie płacz, co się stało?- podniósł się do siadu, a ja gdy to usłyszałam zagryzłam nerwowo wargę.
Pedro nagle upuścił telefon, który z hukiem upadł na panele. Wstał i niemal biegiem wyszedł z pokoju. Zmartwiona założyłam na siebie szlafrok i wyszłam za nim. Zauważyłam, że stał oparty o poręcz balkonu. Patrzył na pogrążone w noc miasto. Doha nawet nocą zachwycała. Wysokie wieżowce i wszystkie oświetlone budynki robiły wrażenie. Podeszłam kładą dłoń na jego ramieniu. W oczach miał łzy. Płakał? Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Owszem po meczu z Niemcami był smutny, ale nie w takim stanie jak teraz. Złapałam go za policzki i zmusiłam, żeby spojrzał na mnie. Jego oczy wyrażały strach. Pedro był najsilniejszą osobą jaką znałam. Zawsze wychodził z dołka i stawał się coraz silniejszy. Ale teraz, to nie ten sam chłopak. Jest zaginiony i skrzywdzony światem wewnątrz. Wiedziałam jak wiele przeszedł zanim stał się tym jakim jest. Codziennie ciężko trenował, żeby dostać się wysoko. Sam zapracował na swój sukces.
Nie zapytałam tylko od razu zamknęłam go w szczelnym uścisku. Schował twarz w zagłębieniu mojej szyi i płakał. Otworzył mnie ranieniami jakby nie chciał wypuścić. Byłam jego wsparciem, a on moim. Chciałam pomóc mu tak jak on mi. Teraz kiedy mieliśmy mieć dziecko stał się jedyną osobą z którą zawsze będę związana. Dziecko będzie naszym połączeniem. Bądź co bądź będzie przypominało mi o nim.- Pedro?- zapytałam delikatnie gładząc go po włosach.
- Córka mojego brata zmarła dwa dni temu w szpitalu. Miała tylko cztery lata rozumiesz to? Była kochaną malutką istotą. A teraz już jej nie ma..
Oparł swoje czoło o moje. W tej chwili potrzebował mnie jak nikt inny. Byliśmy dla siebie początkiem czegoś nowego. Musieliśmy sprostać wyzwaniom, które rzucił nam los. Nie mogliśmy się poddać. Za dużo mieliśmy do stracenia. Musieliśmy za wszelką cenę próbować być rodziną. Normalnym związkiem. Chociaż oboje nie byliśmy do końca przekonani, co do siebie to nie mogliśmy nic zrobić.
Westchnęłam czując, że sama zaraz się rozpłaczę.- Przykro mi skarbie. Nie możemy nic zrobić.
To wielka strata, ale to nie koniec świata. Twój brat ma dopiero 26 lat i może mieć jeszcze gromadkę dzieci. Musimy mieć nadzieję, że będzie jej lepiej po drugiej stronie- przyznałam zgodnie z moja wiarą.Popatrzyłam na niego z słabym uśmiechem. Chciałam dodać mu trochę otuchy w tym trudnym czasie. Nie wyobrażam sobie w jakim stanie teraz jest Fernando. Wiedziałam co to znaczy stracić dziecko. Tylko, że inaczej jest przyzwyczaić się do czyjeś obecność i go poznać, a inaczej w moim przypadku. On będzie ją widział wszędzie. Ja nie miałam kogoś sobie wyobrazić, bo nie wiedziałam nawet jakiej było płci.
Kciukiem pogodziłam jego policzek. Nie płakał. Jego oddech wracał do normalności. Serce nadal biło jak szalone.
CZYTASZ
𝐌𝐚𝐲𝐛𝐞 𝐭𝐡𝐞 𝐬𝐭𝐚𝐫𝐬 𝐤𝐧𝐨𝐰𝐬 𝐮𝐬 |
Romance𝘖𝘣𝘪𝘦𝘤𝘶𝘫𝘦 𝘊𝘪 𝘵𝘦 𝘸𝘴𝘻𝘺𝘴𝘵𝘬𝘪𝘦 𝘨𝘸𝘪𝘢𝘻𝘥𝘺. 𝘕𝘢 𝘻𝘢𝘸𝘴𝘻𝘦. 𝘔𝘺. 𝘎𝘸𝘪𝘢𝘻𝘥𝘺 𝘪 𝘵𝘰 𝘯𝘪𝘦𝘣𝘰, 𝘬𝘵ó𝘳𝘦 𝘯𝘢𝘮 𝘴𝘪ę 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘨𝘭ą𝘥𝘢 𝐏𝐚𝐛𝐥𝐨 𝐆𝐚𝐯𝐢𝐫𝐚 𝐛𝐞𝐳𝐰𝐳𝐠𝐥ę𝐝𝐧𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐲 𝐰 𝐬𝐰𝐨𝐣𝐞𝐣 𝐝�...