Rozdział 3

16.3K 371 4
                                    

Matteo

Chyba zaczynało mi porządnie odbijać, bo nie mogłem zapomnieć tych czekoladowych oczu. Serio było ze mną coraz gorzej. Musiałem zająć czym innym głowę i zabrałem się za projekty, które niestety same się nie zrobią. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, a po pozwoleniu się otworzyły i pojawił się jeden z moich ludzi. Wróciłem do projektu.

- Szefie. Mamy mały problem.

- Uwielbiam to. Co tym razem? – nawet nie uniosłem głowy.

- Kolejna dostawa przepadła. – podniosłem gwałtownie głowę, a on stał blady jak ściana.

- Jakim kurwa prawem? – warknąłem jak wściekłe zwierzę.

- Wszystko szło zgodnie z planem, aż nagle straciliśmy kontakt z kierowcą. Nie odzywa się nadal. – Dosłownie miałem ochotę coś rozpierdolić. Wyciągnąłem telefon i wybrałem po kolei trzy numery i do każdego powiedziałem to samo.

- Widzę Cię za dziesięć minut u mnie. – chłopak wiedział, że to jest odpowiedni moment na ucieczkę. Nic więcej nie powiedziałem, tylko się rozłączyłem i zająłem swoje miejsce uprzednio nalewając sobie alkoholu. Nie musiałem długo w sumie na nich czekać, bo byli nawet szybciej.

- Co było takiego pilnego? – nie odpowiedziałem, tylko nacisnąłem na telefonie drukuj i kiwnąłem na Fabia, żeby wziął papiery z drukarki. Przedstawiały szczegóły dostawy, a dokładnie jej brak. Ustali w kółku i zaczęli przeglądać. Powoli zaczęło do nich docierać o co chodzi. Pierwszy odezwał się mój niezawodny przyjaciel.

- To jest jakiś pierdolony, nieśmieszny żart? – wskazał na kartki.

- Chciałbym. – byłem strasznie spokojny, a to znaczyło jedno. Wojna. Nie odpuszczę tego, zresztą ja nigdy nie odpuszczam.

- Fabio sprawdź trasę z nawigacji, a później pojedźcie z Giuliem w to miejsce, gdzie urwał się sygnał. Mattia oszacuj wszystkie stracone dostawy, a ja jadę do ojca, muszę się dowiedzieć kto chce ze mną wojnę, może on mi jakoś pomoże.
Każdy pokiwał głową i zabrał się za swoje zadania, a ja musiałem się trochę przespać. Wybiorę się do ojca rano.

Isabella

Ogarnięte siedziałyśmy na śniadaniu i musze przyznać, że nie czułam się skrępowana przy jej rodzinie. Byli naprawdę cudownymi ludźmi.

- Powiedz kochanie co Cię sprowadza do Włoch. – usłyszałam głos jej mamy.

- Mamo. – jęknęła bezradnie Gabi.

- Nic nie szkodzi. Powinnam coś o sobie powiedzieć, szczególnie po tak miłym przyjęciu. – uśmiechnęłam się. – Przeprowadziłam się z Kalifornii razem z mamą, po śmierci mojego taty. Był żołnierzem. Zginął służąc kraju.

- Straszne. Musiało być wam ciężko.

- Dalej jest, ale moja mama to najsilniejsza osoba na świecie.

- Pięknie o niej mówisz. – usłyszałam szept pana domu.

- Zasługuje na mój szacunek. – uśmiechnęłam się.

- Mądra z Ciebie dziewczyna. – dodał w widocznym zamyśleniu.

- Dziękuje. – nie dano mi dokończyć, bo nagle drzwi się otworzyły, a w nich ustał Matteo.

- Tato. Mogę Cię prosić? – wyglądał na zmęczonego. Włosy które miał wczoraj idealnie ułożone dzisiaj były w totalnym nieładzie. Powaga i spokój, aż od niego biła. Koszula z dwoma odpiętymi guzikami była pognieciona, a marynarka przewieszona przez ramię. Wszyscy otworzyli szerzej oczy wpatrując się w niego, a Pan Giannelli wstał szybko z miejsca i udał się na górę śladem syna.

- Mamo on był spokojny. – usłyszałam szept Gabi, ale kobieta tylko pokiwała głową. Zainteresował mnie ich strach wymalowany na twarzach i oczywiście moja ciekawska strona wygrała z rozumem.

- No i co z tego, że był spokojny? – postanowiłam zapytać, zwracając na siebie uwagę.

- Nie wróży nic dobrego – spojrzałam na Fabia pytająco, bo to on mi odpowiedział. – Jedna prosta zasada, jeśli Matteo jest spokojny, to znaczy, że ktoś go nieziemsko wkurwił.

- Fabio. – skarciła go Pani Valentina.

- Taka prawda.

- Dobra czas jechać na uczelnie. Nie możemy się spóźnić. – spojrzałam na Gabi i pokiwałam głową.

Zajęcia mijały nam strasznie wolno, jak to w piątki. Mimo tego, że miałyśmy tylko dwa wykłady, to niestety nasza wykładowczyni była bardzo anemiczna i nigdzie jej się nie śpieszyło. Każdy dosłownie usypiał na jej lekcjach.

- Dziękuje moi drodzy, to wszystko na dzisiaj. – nareszcie. Ludzie dosłownie wybiegali z Sali, w końcu nadszedł weekend.

- Idziemy jutro na imprezę do klubu? – usłyszałam radosny głos Gabi.

- Nie, ja jutro pomagam mamie w kawiarni.

- Dzisiaj jej pomóż, a jutro pójdziemy na imprezę.

- Cały weekend jej pomagam zawsze. – uśmiechnęłam się przepraszająco.

- No jak uważasz. Jak zmienisz zdanie to możesz dołączyć.

- Okej.

- Wsiadaj do samochodu, podwiozę Cię.

- Wiesz nie będę protestowała. – zaśmiałyśmy się.

Podwiozła mnie pod samą kawiarnię i się pożegnałyśmy.

- Hej kochanie. Jak było na uczelni?

- Dobrze mamuś. Zjem tylko i Ci pomogę.

- Spokojnie kochanie. Dam sobie radę.
Weszłam do kuchni i odgrzałam sobie szybko makaron z serem. Cały czas miałam przed oczyma te cudowne czarne tęczówki. Wiedziałam, że to nie jest partner dla mnie, ale i tak coś mnie do niego ciągnęło. Boże co ja mówię. Widziałam go ledwo dwa razy, a zachowywałam się co najmniej jakbym miała za niego właśnie wyjść. Skończyłam obiad i zeszłam na dół. Założyłam fartuch, wzięłam notatnik z długopisem, po czym zabrałam się za pracę.

Musiałam się wyłączyć i wszystko robić z automatu, bo gdy spojrzałam na zegarek to się przeraziłam. Właśnie wybiła szesnasta.

- Isa! – Odwróciłam się na dźwięk swojego głosu.

- Gabi? Pani Valentina?

- No w końcu. Ile można Cię wołać.

- Przepraszam, trochę się wyłączyłam. Podać wam coś?

- Dwie kawy latte i do tego po ciastku czekoladowym.

- Pewnie już podaje. – poszłam po zamówienie. – Proszę i smacznego.

- Dziękujemy.

- Jak już jesteście to może chciałybyście poznać moją mamę?

- Pewnie.

- Mamo. Chodź na chwilę.

- Co się stało?

- Chciałabym Ci przedstawić Gabi, to jest ta dziewczyna z uczelni, a to jej mama

- Valentina. Miło mi. – wystawiła do niej dłoń, którą przyjęła.

- Carmen. Mi również. Dużo o Tobie słyszałam Gabi.

- My o Pani również. Cudownie, że możemy się w końcu poznać.

- Ja wracam do pracy, bo kolejni klienci przyszli.

Gdy już mogliśmy zamknąć, byłam w siódmym niebie, że mogłam iść pod prysznic. Następnie założyłam piżamę i nawet nie wiem, kiedy usnęłam.
Obudziłam się o ósmej i ubrana w dresy, zeszłam na dół.

- Wstał mój śpioch. – mama wręczyła mi kawę, uśmiechając się szeroko. – Jakie plany na dzisiaj?

- Pomagam Ci.

- Skarbie pamiętasz, że kawiarnia jest otwarta tylko do piętnastej, bo potem jadę z dziewczynami do hurtowni?

- Zapomniałam. No to może pójdę z Gabi na imprezę.

- Super pomysł, idź i się zabaw. Tylko bądź ostrożna.

- Jak zawsze mamo.

- Wiem.

Zjadłam śniadanie i zabrałam się za obsługiwanie. Przypomniałam sobie jeszcze w międzyczasie, żeby napisać do Gabi.

Ja: Na którą mam być gotowa?

Gabi: Nie no nie wierzę. Idziesz z nami?

Ja: Tak. Zapomniałam, że dzisiaj jest krócej otwarte.

Gabi: Super. Bądź gotowa na dziewiętnastą, przyjadę z Fabiem po Ciebie.

Ja: Gdzie idziemy?

Gabi: Do najlepszego klubu w mieście. Nie wpuszczają tam byle kogo.

Ja: Okej. Jak się ubrać

Gabi: Wystrzałowo.

Ja: Może być problem

Gabi: Jaki?

Ja: Nie potrafię tak.

Gabi: Wierzę w Ciebie.

Zaśmiałam się na jej odpowiedź. Była niemożliwa, ale za to przede wszystkim ją polubiłam. Wróciłam do pracy, bo przede mną jeszcze jakieś cztery godziny do końca.


All I Wanted Was You.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz