Rozdział 27

14.7K 337 14
                                    

Rano wstałam dość szybko, ale tylko dlatego, że chciałam iść na siłownie. Ostatnio przez prace nie miałam czasu, ale czas było to zmienić. Założyłam mój ulubiony czarny strój sportowy i buty po czym zeszłam na dół. Byłam sama, więc zaczęłam swój ulubiony morderczy trening. Musiałam wszystkie negatywne emocje z siebie wyrzucić. Najpierw wybrałam bieżnię na rozgrzewkę, później trochę uderzeń w worek. Godzinę później mogłam w końcu z czystym sumieniem iść pod prysznic, bo byłam strasznie mokra. Odwróciłam się i dostałam niemal zawału. Jakby nigdy nic w przejściu stał sobie.

- Matteo! – położyłam dłoń na klatce piersiowej.

- Gdy wrócimy do domu, przejdziesz kurs samoobrony, strzelanie z broni, nauczysz się całej obsługi i co robić w kryzysowych sytuacjach. – wypalił jakby nigdy nic, a ja spojrzałam się na niego zdziwiona.

- Po co?

- Jako moja żona musisz wiedzieć wszystko. – zmarszczyłam brwi, pił coś, czy jak.

- Nie jestem Twoją żoną.

- Będziesz i doskonale o tym wiesz. Poza tym dobrze już sobie radzisz. Płynne masz te ruchy. – Podszedł do mnie i pocałował delikatnie w usta.

- Oszalałeś. – pokręciłam głową.

- Na Twoim punkcie. – zaśmiał się, a ja razem z nim. Nie mogłam czasami go zrozumieć. Był bardzo zmiennym człowiekiem.

Zostawiłam go w pomieszczeniu i weszłam na górę. Spotkałam na górze jeszcze gospodarzy.

- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się promiennie.

- Dzień dobry. – odpowiedzieli jednocześnie.

- Zaraz śniadanie.

- Tak, wiem. Idę tylko wziąć szybki prysznic i zmienić na coś normalnego. – wskazałam na ubrania.

- Ćwiczysz często? – tym razem pytanie padło od Pana Giannelli.

- Tak. Ostatnio przez te praktyki mniej, ale wracam już do swojego rytmu.

- To dobrze. Przyda Ci się dobra kondycja w tej rodzinie. – zmarszczyłam brwi, ale już więcej nic nie powiedział i zszedł na dół, a za nim żona.

Nie wiedziałam o co mu chodziło, ale raczej za szybko się nie dowiem. Po prysznicu wysuszyłam głowę, po czym wybrałam biały top na ramiączkach, do tego jasne jeansy, białe adidasy i błękitny gruby sweter. Dołożyłam jeszcze złoty zegarek i zeszłam na dół. Tradycyjnie nie było tylko Matteo i Matti. Usiadłam na swoim miejscu.

- Gdzie zguby? – spytałam po cichu Gabi.

- Interesy. – Machnęła ręką. – Zaraz będą.

Faktycznie po chwili weszli do jadalni. Obiad minął nam w cudownym humorze, każdy śmiał się.

- Chodź, pokaże Ci coś. – usłyszałam szept Matta do ucha. Pociągnął mnie za rękę, żebym wstała.

- Gdzie wy się wybieracie?

- Na spacer mamo. – Matt puścił jej oczko, po czym założył mi płaszcz i po chwili sobie.

- Gdzie Ty mnie ciągniesz?

- Zobaczysz.

Weszliśmy pod górkę, a po chwili ukazał mi się przepiękny widok. Zamarznięte jezioro, oszronione drzewa i delikatnie świecące słońce.

- Jak tutaj pięknie.

- Obiecałem, że tutaj wrócimy i jest więcej pięknych miejsc. Każdego razu, będę Ci pokazywał kolejne.

Odwróciłam się w jego stronę, po czym stanęłam na palcach i delikatnie pocałowałam, zarzucając ręce na szyję.

- Kto by pomyślał, że Matteo Giannelli jest romantykiem. – uśmiechnął się na moje słowa.

- Kto by pomyślał, że Isabella Moretti jest pyskata. – Pocałował mnie. – Tylko nie mów tego głośno, bo ktoś się dowie. – kolejny pocałunek powędrował na moje czoło.

- Nic złego w tym nie ma.

- Owszem. Dla Ciebie mogę być romantykiem, ale dla moich ludzi musze być autorytetem i mają czuć respekt przede mną.

- Może masz rację. – przytuliłam się do niego.

Niby z jednej strony miałam wrażenie jakby się wstydził jakichkolwiek uczuć do mnie, ale z drugiej życie w jego świecie nie było usłane różami. Na pewno długo walczył o tą pozycję co ma teraz, nic nie znaczyło, że miał ją przekazaną od ojca. Trochę mi o tym opowiedziała Gabi, więc jakoś po części było łatwiej mi go zrozumieć.
Zeszliśmy na dół i jeszcze dobre dwie godziny spacerowaliśmy wzdłuż jeziora trzymając się za rękę. Nie chciało się nam wracać do teraźniejszości, ale niedługo mieliśmy usiąść do kolacji. Włosi troszkę inaczej podchodzili do obchodów Bożego Narodzenia. Na pewno nie obdarowywali się prezentami. Chociaż ja musiałam wprowadzić trochę amerykańskich tradycji. Co prawda kupiłam tylko dla Gabi i Matta, ale zawsze coś. Wróciliśmy do domu i moja mama z Panią Valentiną były w kuchni. Gotowały, czyli to co moja mama kochała najbardziej.

- W końcu jesteście. Tata Cię szukał. – spojrzała na syna, który od razu pokiwał głową i ruszył na górę, uprzednio całując mnie w głowę.

- Gdzie Gabi?

- Gra na dole z resztą w konsole.

- Pomóc wam?

- Nie, uciekaj do nich. – skarciła mnie mama.

Pokiwałam głową i poszłam do pozostałych. Gdy weszłam do pomieszczenia to akurat Gabi grała z Fabiem na konsoli, a Giulio z Gianną w bilard.

- No w końcu się zjawiłaś. Myślałam, że Cię porwał. – mojej przyjaciółce zabrało się na żarty.

- Nie, nie porwał mnie. Żyje, jak widać.

- Matteo Gdzie? – Giulio zadał to pytanie jakimś dziwnym tonem.

- U taty.

Pokiwał tylko głową i wrócił do swojego zajęcia. Posiedzieliśmy jeszcze godzina, nawet zmierzyłam się w wyścigach z Fabiem, co prawda przegrałam, ale zaraz za nim wjechałam na metę.

- Musimy się kiedyś po ścigać w realu.

- Dobry pomysł.

Mogliśmy w końcu iść się ogarniać. Wzięłam taki szybki prysznic i polokowałam włosy, po czym zrobiłam delikatny makijaż. Założyłam przepiękną czarną sukienkę w czerwone kwiaty z zielonymi listkami. Cały nadruk był bardzo drobny, więc wszystko tworzyło piękną kompozycję. Miała długie rękawy i zaokrąglony dekolt. Kończyła się przed kolanem i była rozkloszowana. Dobrałam do tego wysokie, cieliste szpilki oraz złoty zegarek. Spryskałam się perfumami i zeszłam na dół. Nikogo o dziwo nie było. Poszłam do kuchni zrobić sobie kawy.

- Pięknie wyglądasz.

Spojrzałam na swojego mężczyznę i wtedy uśmiech sam pojawił na moich ustach. Wyglądał obłędnie w trzyczęściowym, bordowym garniturze. Boże i ta biała koszula, oraz czarny krawat. Mmm.

- Ty też. – uśmiechnęłam się. Podszedł do mnie powoli, ale pewnie i pocałował delikatnie w usta. Złapał mnie za pośladki i podsadził na blat. Ustał między moimi nogami i patrzył przez jakiś czas w oczy.

- Jesteś tak cholernie piękna. – uśmiechnęłam się delikatnie. – Mam coś dla Ciebie. – włożył dłoń do kieszeni i po chwili otworzył pudełeczko. Moim oczom ukazał się przepiękny srebrny naszyjnik z serduszkiem, podobnym do tego z bransoletki.

- Piękny. – pomógł mi go założyć.

- Teraz zobacz co jest na odwrocie. – uśmiechnął się cwaniacko, ale tak właśnie zrobiłam. Data. Wytężyłam mózg, bo akurat do dat miałam dobrą głowę. – Wiesz co to za data?

- Wiem. Data naszego spotkania, jak przyszłam do Gabi.

- Dokładnie.

- Pamiętasz takie rzeczy? – spytała zdziwiona, bo naprawdę byłam.

- Akurat ta data zmieniła strasznie dużo w moim życiu jak i Twoim, więc jest dla nas bardzo ważna.

Uśmiechnęłam się szeroko i zarzuciłam mu ręce na szyję. Po czym wpiłam się namiętnie w jego usta.

- Też mam coś dla Ciebie. Chodź. – zeskoczyłam z blatu i pociągnęłam go do pokoju. Wyciągnęłam z szafki malutkie pudełeczko i mu je podałam. Znajdował się w środku zawieszka do kluczy z napisem.

‘’ Jedź ostrożnie. Poszalejemy w łóżku. Kocham Cię. Isa ‘’

- Wiem, że banalne, ale ciężko kupić coś komuś kto wszystko ma.

- Tak, teraz mam wszystko.

- Podoba się?

- Bardzo. Mam nadzieję, że spełnisz te cudowne słowa. - puścił mi porozumiewawczo oczko. - Nie musiałaś mi nic kupować, bo chciałem tylko jednego.

- Czego?

- Wszystko czegokolwiek chciałem to ty.

Uśmiech miałam tak szeroki, że chyba będę miała zakwasy.

- Jestem tylko Twoja.

- Tak ma być.

Pocałował mnie tak żarliwie, jakby to był ostatni i jutro miało nie nadejść. Najlepsze było to, że chyba się zakochiwałam w tym mężczyźnie.

All I Wanted Was You.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz