Rozdział 24

14.9K 350 11
                                    

Zastanawiałam się czasami po co spać. Dzisiejszej nocy nie zmrużyłam oka nawet na chwilę. Na domiar wszystkiego skończył mi krem, spaliłam swoją ulubioną bluzkę, którą miałam dzisiaj założyć, żelazkiem i kreski mi nie chciały wyjść. Zostało mi tylko czekać na ból głowy, a wtedy już się załamie do końca. Uwaga teraz najlepsze, trzeba wybrać coś do ubrania, jak poprzednie poszło do śmieci. Czarne materiałowe spodnie myślę, że będą pasować i do tego biała satynowa bluzka i marynarka. Wyciągnęłam na szybko czarne szpilki i związałam włosy. Mój makijaż wyglądał tak, że pomalowałam rzęsy i pociągnęłam usta błyszczykiem, bo na nic więcej mnie nie było dzisiaj stać. Gdy schodziłam na dół, zakładając złoty zegarek, usłyszałam głosy. Weszłam do kawiarni, a przy stoliku w szampańskich nastrojach siedziała moja mama z Mattem.

- Nareszcie jesteś. Matteo to taki przemiły człowiek. – wytrzeszczyłam oczy i musiałam dosłownie wyglądać jak ryba wyjęta z wody.

- Teraz już wiem po kim jesteś taka piękna. – spojrzałam na niego spod rzęs, a on jakby nigdy nic się uśmiechał. Nie no nie mogę dosłownie. Bajerować to on potrafił, ale mama też był w siódmym niebie.

- Wyobraź sobie, że mamy zaproszenie w sobotę na obiad, do jego rodziców.

- Och to cudownie. – mruknęłam, bo serio nie chciało mi się za bardzo produkować. Nie wiedziałam, jak dam radę, ale musiałam.

- Co ty taka niewyraźna? – Matteo spoważniał i mi się przyglądał.

- Ciężki poranek i w sumie noc też.

- Chcesz zostać w domu?

- Nie, no co ty. Mam projekt do zrobienie i się nie wyrobie.

- Wiesz, że i tak zdasz.

- Tak. Wiem to doskonale, ale chce zdać, bo coś potrafię, a nie, że jestem z Tobą. – mruknęłam i wyszłam na zewnątrz. Usłyszałam jeszcze słowa mamy.

Współczuje Ci chłopaku.

Nie no super. Może, nie powinnam się na nim wyżywać, ale serio nie chciałam być postrzegana przez pryzmat jego osoby. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie strzeliła focha i odjechała swoim samochodem. Matt, też nie byłby sobą, gdyby nie wydzwaniał do mnie, ale serio nie chciało mi się z nim rozmawiać. Podjechałam pod biurowiec i weszłam od razu do windy. Gdy już drzwi miały się zamykać, zobaczyłam w nich nogę. Mężczyzna wpadł do środka i przycisnął mnie do ściany.

- Nienawidzę być olewany Kochanie.

- Fajnie.

- Pod każdym względem. – warknął, chyba wyznaczając granicę, ale było mi dzisiaj wszystko jedno. Niestety tak miałam, jak byłam niewyspana. Nagle poczułam jego usta na moich. Jego zapach, dotyk i bliskość. Uwielbiałam to najbardziej. – Zobacz co ty ze mną robisz. Mięknę przy Tobie. – Złapał moje policzki i pogłębił pocałunek, w którym się zatraciłam.

Oderwał się ode mnie chwilę, przed otwarciem drzwi, na odpowiednim piętrze. Spojrzałam na niego zamglonymi oczami, na co się tylko zaśmiał i wyciągnął z windy. Weszliśmy do gabinetu, a po chwili miałam kawę przed sobą. Spojrzałam na niego w nie małym szoku.

- Ty mi zrobiłeś właśnie kawę?

- Być może. – zaśmiał się. – Miłej pracy księżniczko.

Nawet nie macie pojęcia jak bardzo się cieszyłam, gdy mogłam już iść do domu. Potrzebowałam tak strasznie dużej dawki snu.

- Wsiadaj do mnie. Zawiozę Cię.

- Nie no pojadę swoim.

- Isa. Ledwo patrzysz na oczy. Nie pozwolę Ci w takim stanie prowadzić. Spowodujesz katastrofę.

- Dobra. Masz rację.

- Częściej mi ją przyznawaj.

- Nie przyzwyczajaj się.

Dość szybko podjechaliśmy pod mój dom. Czułam się jeszcze lepiej jak w końcu zanurzyłam się w czystej i pachnącej pościeli.

Dni mijały i nawet nie wiem, kiedy nadszedł piątek. Dzisiaj założyłam specjalnie czerwony garnitur i białą bluzkę oraz czarne szpilki i właśnie siedziałam nad ostatnimi szlifami projektu. Chciałam, żeby był idealny. Zależało mi na tym. Zdziwiłam się, że jeszcze nie ma Matta. Nie odzywa się, nikt nie wie czemu.

Gdy właśnie wstałam, żeby położyć mu skończony projekt na biurku, wszedł do gabinetu. Spojrzałam na zegarek równa dwunasta. Miał w dłoni bukiet czerwonych róż. Uśmiechnął się i podszedł powoli.

- Dzień dobry Kochanie.

- Dzień Dobry.

- To dla Ciebie. – podał mi kwiaty i pocałował delikatnie.

-  Dziękuję. Co to za okazja?

- Muszę mieć okazję, żeby kupować swojej kobiecie kwiaty?

- No niby nie

- Nie niby, tylko tak. – spojrzał na biurko kątem oka. – Widzę, że już skończyłaś.

- Tak.

- Zabieramy wszystko i wychodzimy stąd.

Tak też właśnie zrobiliśmy. Zabrałam wszystko i wsiedliśmy do auta. Zaskoczył mnie jak zatrzymał się przy jednym z większych parków w mieście.

- Co my tutaj robimy?

- Idziemy na spacer. – odpowiedział mi jakby to była jakaś oczywista rzecz.

- Dobrze się czujesz? – zaśmiałam się

- Oczywiście. – Otworzył moje drzwi i podął dłoń, którą ujęłam. Pomógł mi wysiąść, ale nie puścił dłoni. Weszliśmy do parku i wtedy zaniemówiłam. Jak tutaj było pięknie. Wszystkie budynki były oświetlone. Święta we Włoszech trochę się różniły od Ameryki, ale było równie pięknie.

- Jejku jak tutaj ślicznie.

- Dlatego Cię tutaj właśnie zabrałem.

Spacerowaliśmy sobie jeszcze jakiś czas, trzymając się za rękę. Lubiłam taką stronę Matta. Czasami potrzebował zmiany i lekkiego rozluźnienia. Wiedziałam, że nie może sobie na to pozwolić, więc szczególnie to wszystko co dla mnie robił doceniałam.

Zmarzliśmy więc wróciliśmy do niego do domu. Nie zdążył dobrze zamknąć drzwi i już mnie całował. Niespodziewany pocałunek rozpalił mnie do czerwoności. Podniósł mnie za pośladki, że z łatwością owinęłam mu nogi wokół pasa. Poszedł ze mną do sypialni, gdzie położył na łóżku. Zawisnął nade mną, przyglądając dokładnie. Uśmiechnęłam się delikatnie, odwzajemnił to i zaczął się rozbierać, ale mu nie pozwoliłam. Podniosłam się i złapałam go za dłonie. Chyba zrozumiał o co mi chodzi, bo usiadł na brzegu, a ja mu okrakiem na kolana. Zaczęłam powoli rozpinać mu koszulę. Nachyliłam się i obsypałam jego klatkę piersiową pocałunkami, zsuwając koszule z ramion. Pomógł mi ściągnąć spodnie z bokserkami i położył się na łóżku, zakładając ręce za głowę. Wpadł mi dość szalony pomysł jak na mnie. Ustałam przed nim na podłodze i zaczęłam powoli odpinać malutkie guziki swojej bluzki, która po chwili spadła na podłogę. Następnie odwróciłam się tyłem do niego i zsunęłam spodnie. Stałam teraz przed nim w samej czarnej koronkowej bieliźnie, bo szpilki chyba straciłam jeszcze na dole. Ogień tylko tyle było widać w jego diabelskich oczach. Podeszłam powoli do łóżka, ale to wykorzystał i wciągnął mnie na siebie.


- Piękna. – poczułam jego dłonie, które zaczęły błądzić po moim ciele. – Cudowna. – uwielbiałam, jak całował mnie po szyi, robił to tak delikatnie i powoli. – Tylko moja. – po tych słowach wszedł we mnie mocno. Odchylił mi majtki, bo dalej czułam je na sobie. Zaczęłam się na nim poruszać w rytm jaki sam ustalił. Zaczęłam powoli odpływać. Nie wiem, jak on to robił, że nie starczyło mi wiele.

- Matteo.

- Mmm... Lubię, jak mówisz do mnie po imieniu. – pocałował mnie mocno w usta.

- Matteo!!

- Isa! – Oboje osiągnęliśmy upragniony orgazm.

Ledwo widziałam od siły orgazmu. Opadłam dosłownie z sił. Matteo przyciągnął mnie do siebie, więc się na nim położyłam. Nakrył nas kołdrą i szybko musiałam usnąć, bo usłyszałam tylko jego cichy śmiech i to tyle.

All I Wanted Was You.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz