Rozdział 14

14K 338 3
                                    

Wstałam strasznie szybko, bo o czwartej. Czego się dziwić, skoro usnęłam o osiemnastej. Ubrałam się w czarne leginsy, bluzę z kapturem i adidasy. Założyłam jeszcze słuchawki, związałam włosy i wyszłam pobiegać. Dobrze, że były włączone latarnie, bo byłoby kompletnie ciemno. Zrobiłam swój tradycyjny dystans i pod koniec miałam wrażenie, że jestem obserwowana, ale jak się rozejrzałam nikogo nie widziałam. Weszłam do domu i od razu zrobiłam sobie kawę, po czym weszłam do piekarni po ulubionego rogalika. Usiadłam przy stole w kuchni i przeglądając umowę, którą wczoraj dostałam od Matta, bo kompletnie o niej zapomniałam. Wszystko było w porządku, aż dojechałam do wynagrodzenia, którego powinnam dostać parę groszy, a tam była kosmiczna suma. Od razu napisałam wiadomość.

Ja: Znalazłam błąd w umowie.

Odpowiedz przyszła niemal natychmiast. Zapomniałam, że on przecież praktycznie nie śpi.

Matteo: Jaki?

Ja: Kwota wynagrodzenia jest dużo przekroczona.

Matteo: Nie ma żadnego błędu. Tyle zarabiają u mnie pracownicy, na początek.

Ja: Właśnie pracownicy, a ja jestem praktykantką. Powinnam praktycznie nic nie dostać.

Matteo: Dostaniesz tyle i już nie dyskutuj od rano, poza tym z szefem nie powinno wchodzić się w dyskusję.

Ja: Cwana z Ciebie bestia.

Matteo: Nie masz pojęcia jak bardzo.

Matteo: Przygotuj się, że w piątek wyjeżdżamy

Ja: Gdzie?

Matteo: Hiszpania. Będziemy mierzyć i pomożesz mi w projekcie hotelu.

Ja: Ja?

Oczy myślałam, że wyjdą mi z orbit.

Matteo: Isa Ty jeszcze śpisz? Oczywiście, że Ty. Obiecałem Ci, że będziemy dużo wyjeżdżać przez ten czas.

Ja: Dobrze. Dziękuje.

Matteo: Podziękujesz mi po wszystkim. Bądź gotowa o dziewiątej. Podjadę po Ciebie i pojedziemy do pracy.

Ja: Nie trzeba. Przyjadę autobusem.

Matteo: Jezu bądź o dziewiątej gotowa.

Ja: Dobrze.

Więcej już nic nie napisał. Poszłam pod prysznic po skończonym śniadaniu. Zrobiłam makijaż i wysuszyłam i polokowałam włosy. Teraz przyszedł czas na najgorsze, czyli ubranie.
Wybrałam czarne woskowane spodnie, pasek, botki na płaskiej podeszwie, a do tego białą koszule w czarne serduszka i czerwoną torebkę, tylko na najpotrzebniejsze rzeczy. Zapięłam srebrny zegarek na nadgarstku i spryskałam się perfumami. Gotowa zeszłam do kawiarni, gdzie znalazłam mamę.

- Wcześnie wstałaś.

- Nie mogłam jakoś spać. Byłam pobiegać i zaraz idę. Matt ma po mnie podjechać. – spojrzała się na mnie marszcząc brwi.

- Twój szef?

- Tak.

- Coś często się przy Tobie kręci.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałam, łapiąc papiery z baru, bo zapomniałam ich wziąć.

- Chciałabym po prostu, żebyś ułożyła sobie życie.

- Mamo, on nie jest dla mnie odpowiednim partnerem, nie chciałabyś dla mnie takiego życia.

- Dlaczego? Bardzo miły człowiek, kulturalny, ułożony.

- Nie znasz go. Kiedyś sobie kogoś znajdę na razie, nie potrzebuje. – pocałowałam ją w czoło, próbując uciąć temat. Nie musiała wiedzieć o wszystkim. Nie zniosłaby tego. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że muszę biec. – Uciekam już. Na pewno czeka.

Wzięłam wszystko i zarzuciłam jeszcze na ramiona czarny, cienki płaszczyk. Po drugiej stronie ulicy oparty o samochód stał Matteo. Jak zawsze ubrany na czarno, zastanawiałam się, ile on ma tych zestawów. Dzisiaj było nawet pogodnie, jak na końcówkę listopada, dlatego stał w okularach przeciwsłonecznych. Coraz częściej zastanawiałam się też, ile jeszcze wytrzymam w jego towarzystwie. Miałam czasami ochotę rzucić się na niego jak pies na kości. Serio zaczynałam się bać, co on ze mną robi.

- Hej. – uśmiechnęłam się promiennie.

- Cześć. Wsiadaj. – mruknął i otworzył mi drzwi. Był wściekły, akurat potrafiłam rozpoznać, kiedy był bliski wybuchu. Nie miałam zamiaru mu się narażać więc wsiadłam, a on zamkną drzwi i obszedł samochód, żeby zająć miejsce kierowcy. Ruszył z piskiem, przez połowę drogi się nie odzywając.

- Stało się coś? – postanowiłam się odezwać, bo nie mogłam znieść tej ciszy. Oczywiście nie raczył odpowiedzieć. – Matteo?

- Nic. – on dosłownie na mnie warknął.

- Spoko. – mruknęłam, bo nie miałam zamiaru z nim dyskutować.
Wróciliśmy do punktu wyjścia i nawet bez radia dojechaliśmy do biura. Nie czekając za nim wysiadłam i ruszyłam do windy. Wysiadłam na odpowiednim piętrze, a w holu był już Enzo.

- No witam. – jego melodyjny głos odbił się od ścian.

- Cześć. – zaraził mnie dosłownie uśmiechem.

- Dzisiaj popracujesz znowu ze mną cieszysz się? – już chciałam mu odpowiedzieć.

- Dzisiaj pracuje ze mną. Dla Ciebie mam ważniejsze zadanie. – Matt wpadł dosłownie jak burza.

- Co Ty taki wściekły? Gdzie jest w ogóle Ethan, bo nie odbiera.

- W szpitalu. Nie będzie go jakiś czas. – oboje odwróciliśmy się do niego.

- Jak to? Co się stało?

- Nie wiem, ale się niedługo dowiem. Miał wypadek samochodowy.

- Jak on się czuje?

- Stan ciężki, ale stabilny.

- Kurwa!

- Musisz przejąć jego pracę, my się zajmiemy Twoją. Zabieram Ise w piątek do Hiszpani, do tego nowego klienta, a Tobie do pomocy zostawię mojego ojca.

- Nie fatyguj go.

- Sam się zgłosił na ochotnika. Nie zostawię Cię samego.

- Dobra biorę się do roboty. – kiwnął jakoś niedbale ręką i poszedł do siebie.

- Chodź, my też mamy pełno roboty.
Ruszyłam za nim do biura i usiadłam naprzeciwko biurka, a on wyciągnął wszystkie potrzebne przybory jak do projektu. Trochę się zaskoczyłam, jak położył je przede mną.

- Masz wszystkie potrzebne rzeczy i tutaj jeszcze wymiary. Zrób projekt domku jednorodzinnego. Masz na to czas do piątku. Przed naszym wyjazdem chce mieć skończony projekt na biurku.

- Przecież to są trzy dni. – otworzyłam szerzej oczy.

- No i co?  Ja taki projekcik robię w jeden dzień. Ty masz tylko zrobić szkic, bez żadnych poprawek.

- Dobrze, ale ty masz doświadczenie, a ja nie.

- Czas je nabyć, a co nie dasz rady? – założył ręce na piersi i podniósł wyzywająco prawy kącik ust i brew, opierając się o biurko.

- Oczywiście, że dam radę. – nie miałam zamiaru się tak po prostu poddać. Może mi nie wyjść, ale spróbuje. Uśmiechnął się tylko i usiadł za biurkiem.

- Tam w rogu masz postawione biurko. Możesz tam wszystko sobie rozłożyć. Będzie Ci wygodniej.

Spojrzałam w tamtym kierunku i faktycznie w rogu pomieszczenia stało duże masywne biurko. Zabrałam wszystkie rzeczy co od niego dostałam i zaniosłam sobie na moje nowe miejsce pracy. Usiadłam na miękkim obrotowym krześle i zabrałam się do pracy. Robiłam już parę razy, więc mniej więcej wiedziałam jak to się robi.

Matteo

Specjalnie dałem jej jakieś zajęcie, z jednej strony chciałem zobaczyć co potrafi, ale byłem pewien, że mnie nie zawiedzie. Potrzebowałem też chwili spokoju, nie chciałem wyżywać się na niej. Musiałem znaleźć winowajcę wypadku Ethana. Miałem swoje typy, ale musiałem być pewien. Niestety w tym świecie nic nie jest takie proste.

- Chcesz kawy? – usłyszałem cichutki głos Isy. Nie mogłem się skupić, jak stała przede mną w tych przeklętych spodniach. Ostatkiem sił powstrzymywałem się, żeby nie rzucić jej na biurko.

- Tak.

Gdy wychodziła, nie mogłem się już powstrzymać i spojrzałem na tyłek. Cudo. Chyba serio potrzebowałem się zabawić. Dzisiaj muszę to koniecznie zrobić.

Wróciła po chwili z taką jak lubię, czyli czarną, a dla siebie z mlekiem. Wpadłem na pewien pomysł.

- Zmieniam samochód i zastanawiam się, czy nie chciałabyś tego co mam teraz. – podniosła na mnie wzrok, marszcząc brwi.

- Nie stać mnie na taki.

- Dasz, ile masz. Nie zależy mi na kasie, po prostu chce się go pozbyć.

- A co zabiłeś tam kogoś? – zachłysnąłem się kawą na jej śmiałość, ona sama chyba nie wierzyła co powiedziała. – Wybacz. To nie moja sprawa. – szybko potrząsnęła głową. Wstałem i podszedłem powoli do niej.

- Od tego mam ludzi maleństwo, a Tobie nie mam powodu robić problemów. – puściłem jej oczko. – To jak?

- Biorę. – uśmiechnęła się delikatnie.

- Przygotuje wszystko.

Reszta dnia upłynęła nam na pracy. Zerkałem co jakiś czas na jej skupienie. Wzięła sobie do serca moje słowa i dobrze, odkąd ją zobaczyłem wiedziałem, że jest ambitna. Widziałem, jak przymykają jej się oczy, spojrzałem na zegarek i była dopiero szesnasta.

- Nie spałaś w nocy, czy jak? – podniosła na mnie leniwie wzrok.

- Nie śpię od czwartej.

- Wszystko jasne. Zbieramy się do domu. – wstałem z miejsca i spakowałem swoje rzeczy do teczki. Pokiwała głową i schowała wszystko do szafki w biurku. Założyła płaszcz i wzięła torebkę. Zamknąłem tradycyjnie biuro i zjechaliśmy windą od razu na parking. – Wsiadaj, podwiozę Cię, a wieczorem ktoś przywiezie Ci samochód i kluczę. Tylko powiedz mamie, żeby nie przestraszyła się któregoś z moich ludzi.

- Nie martw się, jeśli dowie się, że od Ciebie jest to będzie wniebowzięta. – machnęła ręką.

- Co masz na myśli? – zaciekawiła mnie tym stwierdzeniem.

- Układa mi życie.

- Ze mną?

- Z kimkolwiek, a Ty się akurat nawinąłeś rano. – uśmiechnęła się nieśmiało.

- Ciekawe, ciekawe.

- Nie ciesz się tak. Szybko wyprowadziłam ją z złudzeń.

- Łamiesz mi serce.

- Ty masz serce? – zaśmiałem się na jej pytanie.

- Dobre pytanie.

Nawet nie wiem, kiedy minęła nam droga

- Mogę jutro przynieść Ci pieniądze, czy dać Twojemu człowiekowi.

- Jutro.

- Dziękuje, za wszystko.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

- Do jutra.

- Do jutra.

Poczekałem, aż wejdzie do środka i ruszyłem w stronę domu. Trochę pracy mnie jeszcze czekało.






All I Wanted Was You.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz