- Polska, kurwa mamy problem - słyszałam, jak mojej szwagierce wypada telefon z ręki, łapie go i pospiesznie przykłada go do ucha.
- Co się od Janie Pawla?
- Twój brat wpadł w jakiś jebany trans - wychiliłam głowę za ściany, żeby zobaczyć swojego chłopaka mieszającego w garze tą przeklętą miksturę.
- Czy on jest w kuchni?
- Tak.
- Czy macha radośnie tyłkiem? - wychlałam się jeszcze raz i potwierdziłam. Ładny ma ten tyłek serio.
- Czy on ma na to jakieś leki? - błagam, jaka kolwiek deska ratunku.
- (T.I.) wpadł w sidła gulaszu, już nic go nie uratuje. - no to czas strugać sobie trumnę. Podziękowałam za „rade” i się rozłączyłam.
Węgry wrócił od Unii tak sfrustrowany, że nawet się ze mną nie przywitał i od razu runął na kanapę. Pytałam, czy wszytko w porządku a ten tylko pokiwał głową i powiedział, że musi chwile pomyśleć.
Kiedy zeszłam z góry, zobaczyłam go uśmiechniętego w kuchni, gotującego przeklęty gulasz.
Po krotce wyjaśnię każdy kraj ma swoją ulubioną potrawę, Polska pierogi, Włochy pizze i tak dalej, ale mój kochany chłopak upatrzył sobie gulasz. Polska, kiedy ostatnio się wkurwiła, zrobiła ponad czterysta pierogów i kazała nam je jeść, do teraz mamy trochę w zamrażarce.
- Kochanie co robisz? - postanowiłam wyjść ze swojej kryjówki.
- Gotuje pyszny pörkölt! - ten entuzjazm był zbyt durzy.
- No dobrze, a jak tam spotkanie z Unią? Znowu nagadał ci jakichś głupot?
- Tak, więc stwierdziłem, że pierdole tą robotę i zakładam restauracje z gulaszem. Będziemy tam serwować wszystkie jego rodzaje, a z tak piękną kelnerką będziemy mieć świetne powodzenie. - podszedł do mnie i delikatnie pocałował mnie w czoło, owszem to było słodkie, ale nie w tej sytuacji.
- A po co nam dwudziestolitrowy garnek tego gulaszu? - mówiłam przytulając się do niego.
- No jak to po co? Będziemy się nim zajadać! - zabijcie mnie.
Po tygodniu jedzenia gulaszu i błagania wszystkiego i wszystkich o zbawienie Węgrom przeszła zajawka na gulasz, inne kraje jak mnie widziały to żartowały czy już nie stałam się tą przeklętą potrawą, mi nie było do śmiechu.
- Kochanie ja tak strasznie przepraszam! - miał moje ulubione kwiaty i słodycze, ale nie dam się tak łatwo.
- Węgry byłam o włos, żeby nie wsadzić ci chochelki do dupy rozumiesz? - ton, w jakim to mówiłam podchodził pod warczenie.
- Wiem dlatego przepraszam... - użył oczu szczeniaka, przegrałam.
- Jeszcze jedna taka akcja i nie wiem, czy wyjdziesz z tego żywy.
- Na pewno z chochelką w dupie. - dobry jest.