ROZDZIAŁ 11, CZĘŚĆ I: Diabeł, wilczyca i stara szafa

438 36 101
                                    

Wpadła do pokoju i od razu ruszyła w stronę szafy. Korzystając z okazji, że Sylvia jeszcze nie wróciła, zaczęła wyrzucać ubrania, które poukładała zeszłego wieczoru po rozmowie z Burnsem. Podłogę wyściełały bluzy i bluzki w zbliżonym do siebie, szarym kolorze, T–shirty z nadrukami zespołów rockowych, proste jeansy z podwiniętymi nogawkami i wieszaki na ubrania. Wczorajsza sesja „sam na sam" z Williamem dała jej nadzieję i sprawiła, że poczuła się zrozumiana. Dziś okazało się to jedną, wielką mistyfikacją. William Burns pogrywał sobie z nią w najgorszy możliwy sposób. Nagle coś przykuło jej wzrok. Przykucnęła, upewniając się, że wnętrze szafy szpeci wydrapane zdanie, którego nie dostrzegła wczoraj w wieczornym świetle. Zmrużyła wzrok i odczytała na głos:

Diabeł trzyma nici, co kierują nami.

Zdjął ją strach. Szok wywołany odkryciem, sprawił, że się wycofała. Robiąc krok w tył, niefortunnie zahaczyła nogą o zawinięty rąbek dywanu, tracąc równowagę. Upadając, uderzyła głową o szafkę. Ból ją zamroczył. Gdy wreszcie odzyskała ostrość widzenia, przejechała dłonią po potylicy, ze zdziwieniem odkrywając krew. Powoli zaczęło do niej docierać, co się wydarzyło. Zaczęła rozważać, czy nie powinna aby zgłosić tego personelowi.

W życia wędrówce na połowie czasu / Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi / W głębi ciemnego znalazłam się lasu.

Rzeczywiście musiała mocno uderzyć się w głowę, bo przypomniał jej się cytat z Boskiej Komedii. Pieśń pierwsza – Piekło, idealnie oddawała to, w jakim punkcie życia się obecnie znajdowała. Tajemne bestie osaczyły ją ze wszystkich stron, mamiąc i zwodząc, a na ich czele stał William Burns. Przyjaciel czy wróg? Czy mogła mu zaufać?

Szedł prosto ku mnie / Z głową wzniesioną, a wściekły od głodu / Że z trwogi, zda się, powietrze zadrżało. 

Łóżko Sylvii pozostało nietknięte, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Meredith pierwszej nocy po przyjeździe Jenny. Zawroty głowy wciąż nie mijały. Trzymając się poręczy, zeszła powoli po stopniach. Główny korytarz Heathertonu rysował się przed nią długim tunelem, który oświetlało stłumione świato pochodzące z szemrzących jarzeniówek. Ktoś powinien pełnić dyżur. Idąc wzdłuż korytarza, spodziewała się zastać Gemmę albo tę drugą pielęgniarkę, która często jej towarzyszyła. Znalazłszy się przed drzwiami, zapukała, jednak, gdy nacisnęła klamkę pokój okazał się zamknięty. Rozejrzała się. Z braku innej możliwości podążyła korytarzem w stronę jedynych, uchylonych drzwi. Za mahoniowym biurkiem siedziała starsza z terapeutek, Joan... Cluster...? Nie... Cutter...? To było coś innego... Coś jak... Cu... Cusler. Tak, Joan Cusler.

Ujrzałam Wilczycę, co w biodrach wychudłych / Nosiła niby żądz niesytych krocie. / Choć tylu ludzi już zatruła życie.

Przeglądała oprawioną w skórę księgę, której strony wypełniały duże, czarno-białe zdjęcia. Jenna odchrząknęła, by zwrócić na siebie jej uwagę. Zdając sobie sprawę, że nie jest sama, Joan podniosła wzrok znad albumu i zamknęła go z hukiem.

– Musiałaś się tak skradać? – Przyłożyła teatralnie dłoń do klatki piersiowej. – Co tu robisz o takiej porze? – dodała łagodniej, jakby zdając sobie sprawę, że zareagowała za ostro.

– Uderzyłam się w głowę. Pomyślałam, że chyba powinien to ktoś obejrzeć...

– Czemu nie poszłaś z tym do Gemmy? Z tego co wiem, ma dzisiaj dyżur.

– Pukałam, ale nikogo nie było.

Twarz Joan wykrzywiła się w sposób, który zupełnie nie przystawał terapeutce. Widząc to, Jenna, cofnęła się. Joan wzięła wdech i przybrała zwyczajowy, pełen obojętności grymas. Wilczyca czy też Miranda Priestly z Diabeł ubiera się u Prady, którą Joan jej przypominała, wyszła zza biurka i wskazała dłonią, by Jenna podążyła za nią.

MACROMANCER. Mów mi Billy (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz