ROZDZIAŁ OSTATNI: Ostrze prawdy

139 11 6
                                    

WILLIAM

– Szanowni Państwo, witam na dzisiejszej rozprawie sądowej. Nie dalej jak dwa tygodnie temu byliśmy świadkami procesu przeciwko Williamowi Henry'emu Burnsowi, którego oskarża się o czyny, o których większość z nas bałaby się pomyśleć. Podwójne morderstwo dwóch szanowanych obywateli, a także nieumyślne spowodowanie śmierci młodego człowieka, dopiero wkraczającego w dorosłość, to zaledwie wierzchołek poczynań, jakie ma na swoim koncie oskarżony.

Sędzia nie krył ekscytacji, wypowiadając te słowa i dał się ponieść społecznemu ożywieniu. Musiał zdawać sobie sprawę, że proces śledzili już nie tylko zebrani na sali sądowej, ale już połowa Ameryki przed telewizorami. Ludzie wprost uwielbiali obserwować, jak komuś, komu się powodzi, nagle podwija się noga.

– Poprzednia rozprawa została przełożona z powodu pojawienia się nowego dowodu, który został zidentyfikowany jako potencjalne narzędzie zbrodni. Jest nim nóż myśliwski limitowanej kolekcji Buck Knives. Narzędzie zostało dokładnie przebadane przez biegłych, którzy ustalili, że znajdowała się na nim krew i pozostałości tkanki należące do ofiary, Russella Boltona. Ekspertyza daktyloskopijna wykazała, że... – Zawiesił głos. – Nie ma na nim odcisków palców oskarżonego.

William uniósł brwi i rozejrzał się po sali. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Z ławy dobiegł go głośne westchnienie ulgi – to Gemma, a wraz z nią także Joan. Ogromny ciężar, który ciążył mu na sercu przez ostatnie tygodnie osunął się lekko, dając mu chwilę na zaczerpnięcie oddechu.  

Spojrzał na ostatnia z ławek. Duch John'a, którego widział na pierwszej rozprawie, zniknął bezpowrotnie. Mimo że nie wierzył w istnienie świata niematerialnego, nie mógł pozbyć się wrażenia, że John, wiedząc, iż na rękojeści nie ma się odcisków palców Williama, a jedynie jego własne, wskazał miejsce, gdzie znajduje się nóż. Czyżby pragnął jego uniewinnienia? Zawsze patrzył z pobłażaniem na tego typu historie, uznając ich pojawienie się za początki schizofrenii. Był przecież psychiatrą, człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. Jednak tym razem działo się coś, czego nie potrafił wyjaśnić w żaden logiczny sposób.

– Przystąpimy do zaprezentowania i oceny tego dowodu. Proszę wszystkie strony o gotowość do przedstawienia swoich stanowisk w świetle nowych okoliczności. Dzisiejsze posiedzenie sądu uznaję za otwarte. – Uderzył młotkiem o podstawę. – Proszę teraz stronę oskarżającą o przedstawienie dodatkowych informacji dotyczących nowych dowodów.

Głos zabrał oskarżyciel.

– Wysoki Sądzie, oto nóż – Uniósł go wysoko, by wszyscy dobrze widzieli – który znalazł na nabrzeżu rzeki Penobscot Walter Scott, wędkarz, który jak co sobotę rano wybrał się na ryby. Biegli wskazują, że tym nożem został zabity Russell Bolton. Czternaście śmiercionośnych ciosów, wyjątkowe bestialstwo. Nóż został odnaleziony 170 km od miejsca zamieszkania ofiary i 25 km od prywatnego ośrodka leczenia depresji i zaburzeń nerwowych, Heatherton, którego oskarżony jest dyrektorem. To pozwala przypuszczać, że oskarżony musiał posiadać wiedzę na temat planowanego zabójstwa, bo ofiara została zabita, kiedy John Bailey przebywał w ośrodku Heatherton. 

– Sprzeciw. To spekulacja.

– Uwzględniam sprzeciw. Proszę mówić, mecenasie Clayton.

– Ekspertyza wykazała, że na narzędziu znajdują się odciski palców nieżyjącego Johna Baileya. Mamy więc sprawcę, prawdopodobny motyw i narzędzie zbrodni. Pasierb zabił swojego ojczyma, który go molestował. Następnie trafił do ośrodka, gdzie nie mógł poradzić sobie z ciężarem zbrodni i popełnił samobójstwo. 

– Weźmy pod uwagę, że po takim czasie część śladów mogła ulec zatarciu.

– Dlaczego więc nie uznać pana za winnego?

MACROMANCER. Mów mi Billy (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz