ROZDZIAŁ 4, CZĘŚĆ I: Pod naporem

642 39 107
                                    

WILLIAM

William Burns założył dłonie za potylicę i obrócił się na krześle. Czekała go jeszcze dzisiaj jedna przeprawa. Zupełnie nie miał ochoty na tę konfrontację. Wciąż targały nim uczucia po dopiero przeprowadzonej rozmowie z Jenną. Chociaż nie robił tego po raz pierwszy, łamanie schematów tej dziewczyny, wiele go kosztowało. Musiał być czujny, by nie popełnić błędu.

Zerknął na niedopitą kawę, ale dziś już nie musiał podnosić sobie ciśnienia. Wstał i podrzucając klucze, opuścił gabinet. Przeszedł długim korytarzem, odpowiadając wyuczonym uśmiechem na ciepłe pozdrowienia pensjonariuszy. Wszystkie te lata, odkąd objął dyrekturę w Heatherton, sprawiły, że czuł się tu całkiem swobodnie. Struktura ośrodka była czymś, co znał od podszewki. Teraz role się odwróciły i to on był rozgrywającym, nie rozgrywanym. Podobał mu się szacunek, z jakim spoglądali na niego pacjenci i współpracownicy. Płynął na fali i zamierzał jak najlepiej wykorzystać szansę, jaką dał mu los.

Wszedł do pokoju wspólnego i rzucił klucze na stół konferencyjny. Deliah Summers i Joan Cusler już tam były. Pokój oświetlało przyjemne światło pochodzące z kominka, a na stole spoczywał imbryk z gorącą wodą, cukier i mleko. Do miseczek obok wysypano pistacje i suszone owoce, a na talerzykach znalazły się ciasteczka z cukrem i równo ułożone plasterki cytryny. Widział w tym rękę Gemmy.

– Co było takiego niecierpiącego zwłoki, że chciałyście mnie widzieć?

– Usiądź. Może się czegoś napijesz?

– Jestem zajęty – odparł. – Do rzeczy.

Zignorował jej prośbę, pozostawając w pewnej odległości od stołu.

– Ostatnio nie jesteś sobą... – zaczęła blondynka.

– Tak? A po czym wnioskujesz? – przerwał jej.

Kobiety spojrzały na siebie znacząco.

– Kiedy zamierzasz zaklasyfikować Jennę Brennan do grupy? – zapytała wprost.

Zaśmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Kiedy uznam, że jest na to gotowa.

– A kiedy to nastąpi?

– Deliah. – Oparł dłonie na stole. – Czy ja ci się wpierdalam w robotę?

– Nie...

– Czy wpierdalałem się, jak upierałaś się, że John Bailey nic sobie nie zrobi?

Jego cichy, stłumiony głos zaczął uderzać w niebezpieczne tony.

– Nie unoś się. – Ściągnęła ramiona w odruchu bezwarunkowym.

Joan nakazała jej dłonią milczenie. Najwyraźniej wydawało jej się, że może go poskromić, i kiedyś, być może, by jej się to udało, ale ten czas dawno minął. Zresztą, w kwestii tak delikatnej jak przypadek Jenny, nie zamierzał poddawać się jakiemukolwiek wpływowi.

– Williamie, odbyłeś już z nią kilka rozmów. Ile jeszcze przewidujesz? – zapytała Joan ugodowo.

– Tyle, ile będzie trzeba.

– Nie uważasz, że... Za bardzo się zaangażowałeś?

– Bo dziewczyna nie jest gotowa na grupę? Dlatego, że ma problemy, o których ani ty, ani ty... – Wskazał palcem. – Nie chciałybyście podzielić się z szerszym gronem? Mam pomysł! – Klepnął się w udo. – A może... – zwrócił się do Delii – Opowiesz wszystkim o zmaganiach z byłym mężem alkoholikiem? Co? Czy to nie świetna myśl? Jak uważasz, Joan? – Spojrzał na mentorkę.

MACROMANCER. Mów mi Billy (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz