ROZDZIAŁ 20, CZĘŚĆ I: Granice

339 22 73
                                    

JENNA

Wlepiła wzrok w sufit, który znaczyło kilka ledwie widocznych, żółtych plam. Lubiła czasami kłaść się na podłodze; nawyk musiał jej pozostać z dzieciństwa, choć tego też nie pamiętała zbyt dobrze. Miała nadzieję, że i tym razem pozwoli jej to uporządkować myśli, które rozpierzchły się po kątach, powpadały pod łóżko i pomiędzy poduszki. Nie mogła się skupić. Z jednej strony myślała o Willu, z drugiej czuła, że powinna poświęcić ten czas na rozprawienie się z przeszłością.

Gdy tylko sięgnęła pamięcią do wczorajszego wieczoru, była w stanie poczuć elektryzujące dreszcze, gdzie jej skóra zetknęła się z dotykiem Willa. Przymknęła powieki dając ponieść się temu wspomnieniu, które jak oliwa zdradliwie wypływało na powierzchnię, spychając inne tematy na mieliznę. Niby tylko tańczyli, a miała wrażenie, jakby robili coś nieprzyzwoitego. Mężczyzna zachowawczo wciąż trzymał ją na dystans, niby niepostrzeżenie muskając dłońmi odkrytą skórę na karku czy odsłonięte nadgarstki. Mimo to wzdrygała się za każdym razem, gdy to robił. Przyciągał ją do siebie, po to by zaraz odsunąć na bezpieczną odległość. Gdy się zbliżał, truchlała, kiedy się oddalał, łaknęła jego bliskości. Do tego pachniał tak intensywnie i hipnotyzująco, że ledwo mogła ustać na nogach. Blisko, daleko, obrót i znowu blisko. Za blisko... Na pewno dostrzegł, jak na nią działa. Jego spojrzenie sprawiało, że czuła się onieśmielona, a długie, wprawne palce sunęły gładko po powierzchni cienkiego materiału jej bluzki. Świadomość tego, że był to ten sam dużo starszy od niej i nieprzystępny Will, sprawiała, że stresowała się jeszcze bardziej. Sam też nie pozostawał obojętny, choć bardzo się starał nie okazać po sobie niczego. Widziała to w urywanym oddechu i ciemniejącym spojrzeniu i tak już czarnych oczu. Mocno zarysowane jabłko Adama pracowało szybko, gdy tylko przełykał ślinę. Kiedy muzyka ustała, przez chwilę nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. On ocknął się pierwszy, wyminął ją i zatrzymał odtwarzanie. Następnie podniósł ramię gramofonu i zdjął igłę z winylu.

– Wystarczy na dziś – powiedział cicho, nie zaszczycając jej spojrzeniem.

Pochyliła głowę i wyszła w pośpiechu z jego gabinetu, co najmniej, jakby zrobiła coś złego. Płonące z zażenowania policzki świadczyły na jej niekorzyść. Nazajutrz wciąż nie rozumiała tego, co się między nimi wydarzyło, albo raczej – co się nie wydarzyło – i każda próba wytłumaczenia sobie zaistniałej sytuacji, sprawiała, że wciąż ponosiła sromotną klęskę.

Potoczyła wzrokiem po pokoju. Ciężkie zasłony spływały na parkiet, bogato zdobione ściany nadawały przepychu, a stylowe łóżko zachęcało do tego, by się w nim zatopić. W tak krótkim czasie przewinęło się przez niego tyle osób. Meredith i Sylvia. Mrok i światłość. Yin i yang. A w końcu ona sama.

Ciekawe, czy właśnie w tym pokoju, zaleziono Johna Bailey'a, pomyślała.

Will powtarzał, że w razie problemu zawsze może do niego przyjść, jednak ona chciała być teraz sama. Wiedziała, że gdyby tylko się do niego zwróciła, byłaby jeszcze bardziej skołowana niż obecnie. Jednak myśli o martwym Bailey'u zwisającym z szafy lub rozłożonym na łóżku z wywalonym językiem po przedawkowaniu leków, nie nastrajały optymistycznie. Poskrobała się nerwowo po głowie.

Rozmyślałaby tak pewnie dłużej, co rusz potykając się o niewygodne fakty, gdyby jej rozważań nie przerwało nieco zbyt gwałtowne pukanie.

– Proszę – mruknęła, podnosząc się do siadu skrzyżnego.

Spodziewała się ujrzeć Meredith, jednak ku jej zdziwieniu, do pokoju weszła ta druga pielęgniarka, Krista. Rzuciła przelotne spojrzenie na pokój, po czym jej wzrok spoczął na twarzy Jenny.

MACROMANCER. Mów mi Billy (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz