CZĘŚĆ II, ROZDZIAŁ 5: Rachunek sumienia

213 18 20
                                    

WILLIAM?

– Popełniłem w życiu wiele błędów. Znasz mnie, Joan. Nie jestem i nigdy nie byłem idealny. Nie udawałem również, że jest inaczej.

– Nie brzmisz, jakbyś był z siebie zadowolony. Prawdę mówiąc, wygląda mi to na wyznanie człowieka, który nie pała do siebie zbytnią sympatią.

– Może coś w tym jest, Joan.

– Proponuję pójść tą drogą. Musi być coś, co w sobie lubisz.

– Joan, nie traktuj mnie jak kolejnego pacjenta, bo poczuję się urażony. – Odchylił się w fotelu. – Jednak masz rację, jest coś, co w sobie lubię. Zawsze uważałem, że bycie psychiatrą to najlepsza część mnie, dlatego starałem się ją pielęgnować. Kiedy zacząłem pracę w szpitalu, i nawet wtedy, gdy zostałem dyrektorem własnego ośrodka, wierzyłem jeszcze, że zdołam się odkupić. Dlatego nie spocząłem na laurach, pracowałem długo i intensywnie, harując jak wół, by znaleźć się dokładnie w tym punkcie swojego życia. „Musisz być jak lew i lis pospołu", pisał Machiavelli w „Księciu" i taki właśnie byłem. Nieugięty. Sprytny. Nieprzejednany. Wielokrotnie manipulowałem, lawirowałem na krawędzi prawdy i naginałem ją do swoich potrzeb dla osiągnięcia korzyści. Czy tylko moich? Nie. Czy jeśli manipulowałem, robiłem to tylko po to, by urosnąć w swoich oczach jako skuteczny i dobry psychiatra?

Joan poruszyła się niecierpliwie.

– Robisz to nawet teraz, Billy. Manipulujesz. A wiesz czemu? Podświadomie chcesz mnie przeciągnąć na swoją stronę, bym przestała zadawać niewygodne pytania i przypadkiem się do czegoś nie dokopała. To samo robisz z innymi. Nie chcesz, by ktokolwiek się do ciebie zbliżył i odkrył twoje słabości.

– Nie zgodzę się z tobą. – Poruszył się niespokojnie. – A jak myślisz, dlaczego nakłaniałem Deliah i Gemmę do pozostawienia Portland Hospital? Ponieważ chciałem mieć zaufanych fachowców, których bym dobrze opłacał, co ostatecznie okazało się strzałem w kolano. Wiem, co zaraz powiesz. Że nie mogłem przewidzieć, jak potoczą się sprawy i patrzyłem tylko na swoją korzyść. Jednak co ze zdrowym egoizmem? Co z obopólnym zadowoleniem, bo przecież – przynajmniej na początku – nie zdawały się narzekać, gdyż płaciłem im więcej niż zarobiłyby w jakimkolwiek szpitalu stanowym.

– Żadnej z nich nie wyszło to na dobre.

– Bo same tak wybrały. Wiem, że tego nie pochwalasz, jednak wszystkie moje czyny, nawet jeśli nie do końca właściwe, skrywały szlachetne intencje, jak w przypadku Jenny i pozostałych pacjentów. Czy można robić wątpliwie moralne rzeczy, jeśli u podstaw kryje się dobro? Czy ludzie zawsze wiedzą, co jest dla nich dobre? Może warto ich pokierować? Wskazać właściwą drogę? Czy cel może uświęcić nawet najbardziej podłe środki?

– Nie moja w tym rola, by cię oceniać. Jednak twój kręgosłup moralny budzi moje największe zastrzeżenia.

– W porządku – powiedział ugodowo. – Nie wszystkie działania były na miejscu. Nie jestem z siebie dumny. Wszyscy manipulujemy, niektórzy robią to mniej, inni bardziej świadomie. Ty na przykład lubisz „zapędzać ludzi w kozi róg". To jak zmanipulowałaś Deliah, by ta nakłoniła Jennę do wtargnięcia do mojego gabinetu, gdy ja i Gemma uprawialiśmy seks, było ciosem poniżej pasa.

Joan poczerwieniała.

– Skąd niby miałam wiedzieć?! 

 – Daruj sobie – przerwał jej. – Myślałaś, że się nie dowiem? Widzisz, tym się właśnie różnimy. Ja pociągam za sznurki z dobrych pobudek lub kiedy nie mam innego wyboru, bo sprzątam czyiś bałagan, a ty dlatego, że jesteś intrygantką i egoistką. Tak się złożyło, że po kradzieży prześledziłem zapis monitoringu od przyjazdu pobytu Jenny i odkryłem, że pamiętnego dnia knułyście z Deliah w twoim gabinecie.

– Przyznaję, zrobiłam to. Na swoją obronę mam tyle, że to również było dla „czyjegoś dobra". W tym przypadku twojego, Billy. Jak widzisz, pojęcie „dobra" jest względne. To, co dla ciebie jest dobrem, niekoniecznie musi być dobre dla innych.

Klasnął w ręce, śmiejąc się z niedowierzaniem. 

– Okej, to było dobre, Joan. Punkt dla ciebie, Widzisz, oboje się czegoś nauczyliśmy. Zawsze uwielbiałem te nasze rozmowy. Prawie jak za dawnych lat, nieprawdaż? – Odchylił się w fotelu. – Nie mam pretensji. Każdy robi to, co uważa za słuszne, prawda? Jednak musisz przyznać, że tak jak istnieją czyny jednoznacznie dobre, do których należą przeprowadzenie staruszki na drugą stronę jezdni czy zaadoptowanie psa ze schroniska, tak  na drugiej szali plasują się czyny godne potępienia. Najcięższe przewiny, wobec których prawo jest nieugięte, a Bramy Niebios zatrzaśnięte na głucho. Nawet jeśli wina to jedynie sam wierzchołek, a góra skrywa najszlachetniejsze intencje.

– Świat nie jest czarno-biały, Billy. Kiedy wreszcie to zrozumiesz? – Nerwowym gestem zdjęła okulary i ucisnęła powieki. – Nie podoba mi się kierunek, w którym zmierza ta rozmowa. Co chcesz tym osiągnąć, Billy?

– To może inaczej. Jesteś wierząca, Joan? Bo ja ani trochę. I choćbyś nie wiem, co robiła, niektórym rzeczom nie da się zadośćuczynić.

– Mógłbyś przynajmniej spróbować – burknęła niezadowolona.

– Zapominasz o najważniejszym elemencie, Joan – zbył jej pytanie, kontynuując z niezdrowym błyskiem w oczach. – Żeby dostąpić zaszczytu odkupienia win, trzeba wyrazić skruchę. Żałować za grzechy. Ja ich nie żałuję. I nie wierzę w możliwość ich odpuszczenia. Wiem natomiast, że tam, gdzie jest wina, jest i kara.

– I ty na nią zasłużyłeś? – podniosła zniecierpliwiony głos. – Wybacz, Billy, ale nie trafia do to mnie. Obarczasz się winą za coś, na co jako dziecko nie miałeś wpływu. Wobec tego powiedz mi. – Nachyliła się. – Czym według ciebie zasłużył sobie Prescott na to, co go spotkało?

– Znowu rozbijasz moją linię obrony. Prescott był niewinny. Został ukarany za coś, czego nie zrobił. To ja powinienem był ponieść konsekwencje.

– Ale nie takie. Na litość boską! – Uderzyła otwartą dłonią o blat. – Kiedy wreszcie to do ciebie dotrze?

– Powiedziałem wcześniej, że niczego nie żałuję. To nieprawda. – Westchnął ze zrezygnowaniem i zwiesił głowę. – Gdybym mógł zbudować wehikuł czasu i cofnąć się te paręnaście lat wstecz, zrobiłbym to bez wahania.

MACROMANCER. Mów mi Billy (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz