CZĘŚĆ II, ROZDZIAŁ 3: Intruz (1/2)

238 22 47
                                    

WILLIAM?

Joan nalegała, by jego pierwsza sesja odbyła się już nazajutrz. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki miała do niego stosunek. Nie mogła patrzeć, jak jej drogocenne dzieło rozsypuje się na jej oczach. Fakt, że stan, w którym obecnie się znajdował, nie sprzyjał ani jego karierze ani ośrodkowi. Dlatego ubzdurała sobie, że musi jak najszybciej postawić go na nogi i przywrócić do względnego porządku. Wcześniej uzgodnili, że będą się spotykać dwa razy w tygodniu zaraz po zajęciach grupowych. Kiedy więc zegar wybił piętnastą, odczekał jeszcze piętnaście minut, nim podniósł się z krzesła i powolnym krokiem wyszedł z gabinetu. Uśmiechnął się tryumfalnie, gdy jego myśli mimowolnie powędrowały w stronę Jenny i ich nocnej schadzki. Miał doskonały humor i nie pozwoli sobie nikomu go zepsuć. Ze zwykłą sobie nonszalancją wszedł do gabinetu Joan dwadzieścia minut po wyznaczonym czasie. Kobieta spojrzała wymownie na zegarek, jednak nie skwitowała jego spóźnienia ani słowem. Gdy zauważył, że przygotowała notatnik, prychnął cicho.

– Naprawdę musimy? – zapytał i wzniósł lekceważąco oczy.

Wyjęła końcówkę długopisu z ust i machając nim, wskazała mu kozetkę. Pokręcił głową ze śmiechem.

– Jak sobie chcesz.

Przełożył nogę nad oparciem niskiego mebla i zwalił się na kozetkę, rozpierając na siedzisku.

– Ładne to. – Przejechał dłonią po tkaninie. – Sama wybierałaś?

Jego próby wyprowadzenia jej z równowagi, nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Podobnie jak zwyczajowy pokaz impertynencji, którym poczęstował ją od wejścia. Emanował bezczelną pewnością siebie, udając, że wczorajsze załamanie nerwowe w ogóle nie miało miejsca. Taki już był, a wykształcone przed laty mechanizmy obronne pozwoliły mu przetrwać.

– Jak się czujesz po drugiej stronie biurka, Billy?

Ponownie zaniósł się śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Dobrze bawisz się moim kosztem?

– Po prostu odpowiadaj na moje pytania.

– Chcesz wiedzieć, jak się czuję? – Postukał kłykciami w podskakujące kolano. –Gównianie. Mam ci to przeliterować?

Mimo tego, że do niczego nie doszło między nim a Jenną, poczynili duży krok do przodu w ich relacji. Mdłości będące skutkiem ubocznym zażywania risperidonu wciąż mu dokuczały, jednak, jeśli taka była cena za ich wspólne szczęście, był gotów ponieść ją dla siebie i dla niej.

– Zacząłeś brać leki, które ci przepisałam?

– Yup. Nawet zdołałem już je zwrócić. – Położył się na kozetce, podkładając ramię pod głowę. – Nudzę się. Możemy już przejść do konkretów? Co chcesz wiedzieć, Joan? Ile razy Tanner osobiście zdzielił mnie pasem? A może jak często zlecał to innym? Ile ran musisz rozgrzebać, zanim się zadowolisz?

– Jak ci się układa z Jenną?

Poderwał się jak rażony prądem, nie zdążywszy w porę ukryć zaskoczenia, które wymalowało się na jego idealnej twarzy. Spodziewał się, że będą rozmawiać o doświadczeniach z sierocińca. Miał już nawet przygotowaną historyjkę na tę okoliczność. Owalne lustro, które Joan zawiesiła na ścianie po swojej prawej stronie, pokazało mu, że zbladł o kilka tonów.

– My nie... Ja... Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy...?! Nawet jej nie tknąłem... To znaczy.... – Przejechał dłonią po włosach i pokręcił głową. – A więc tak chciałaś mnie podejść! Nie będę z tobą rozmawiał o Jennie! – Wstał szybko z zamiarem wyjścia.

– Spokojnie, Billy. Usiądź. Chciałabym, abyśmy się wspólnie zastanowili, co cię do niej ciągnie. Obydwoje macie niezaleczone traumy i doznaliście przemocy fizycznej...

– Nie będę słuchał tych bzdur – Wystrzelił w jej stronę palec. – To jakaś obsesja!

– Ona widzi w tobie wybawiciela; kogoś kto po raz pierwszy ją wysłuchał – kontynuowała niezrażona jego wybuchem. – Zastanów się. Nawet cię nie zna. Jak mogłaby czuć do ciebie coś więcej? – Podniosła się z krzesła i zaczęła przechadzać po gabinecie. Pot wystąpił mu na skronie. Zerknął w kierunku lustra. Zdawał się blednąć coraz bardziej, a jego twarz wyrażała bezbrzeżne przerażenie. – Ty natomiast chcesz uratować ją za wszelką cenę, by zaspokoić swoje wewnętrzne dziecko. Ponadto uroiłeś sobie, że to ta jedyna, która wreszcie cię zrozumie i z którą wspólnie wyliżecie swoje rany. Nic dziwnego, że oboje wpadliście w pułapkę.

– Tego już za wiele. – Przejechał dłonią po twarzy. – Wychodzę.

– A największe potwierdzenie daje mi to, że nie możesz tego dłużej słuchać. – Wyciągnęła rękę w jego stronę. – Billy... Daj sobie pomóc.

Nie słuchał jej dłużej. Wybiegł z gabinetu, trzasnąwszy drzwiami, pozostawiając ją osłupiałą na środku pokoju. Cały świetny nastrój ze wczoraj wyparował. Niewiarygodne, że się dał tak kretyńsko podejść. Oczywiście, że wszystko się sprowadzało do Jenny. Joan wcale nie zamierzała mu pomóc, chciała jedynie odsunąć go od jego szczęścia.

Kręcąc głową z niedowierzaniem, poszedł do siebie. Już, gdy chwycił za klamkę, poczuł nieznany dreszcz. Nacisnął ją, uchylając powoli drzwi. Coś było nie tak. Na pozór wszystko znajdowało się na swoim miejscu; laptop spoczywał w szufladzie, a wszystkie ważne dokumenty uprzątnął jeszcze zanim wyszedł. Nie potrafił wyjaśnić tego w racjonalny sposób, ale jego przeczulone zmysły dawały mu znać, że coś się zmieniło. Przeszedł powoli przez pokój, a drewniany parkiet zaskrzypiał pod wpływem jego kroków. Zasiadł za biurkiem i przejechał dłonią po podkładce. Następnie schylił się i spojrzał pod biurko. Najpierw zauważył przesunięty dywanik. Nie przypominał sobie, by przed wyjściem do Joan kręcił się w fotelu. Zostawione na blacie równiutko ułożone długopisy również zmieniły odrobinę swoje położenie. Przytknął dłoń do nasady nosa, lekko go uciskając. Był zmęczony i przeciążony. Może tylko mu się zdawało... Wziął głęboki wdech i delikatnie odsunął szufladę. Gdy zobaczył mały, niepozorny przedmiot, oblał go zimny pot. Na dnie, w samym rogu szuflady leżał ołówek. Fakt, że znalazł go w takiej pozycji, świadczył o tym, że ktoś przeszukiwał szufladę.

Zmyślny mechanizm w postaci zapadki i ołówka z wydrążonym środkiem i przeciągniętym przez niego sznureczkiem, który pełnił rolę równoważnika, był jego cichym sprzymierzeńcem. Zamyślił się głęboko. Nie było możliwości, że przez ostatnie roztargnienie sam aktywował mechanizm; zawsze się pilnował i pamiętał, by delikatnie odsuwać akurat tę szufladę. Mógł mieć jedynie cichą nadzieję, że drugie zabezpieczenie zdało egzamin. Podniósł ołówek i zaczął ostrożnie przeciągać go po spodniej części szuflady. Nagle usłyszał cichy, ledwo słyszalny dźwięk. Nie czekając, chwycił za przednią krawędź dna szuflady i uniósł je do góry. Jego serce przyspieszyło.

Teczka zawierająca dokumenty w sprawie Johna Bailey'a zniknęła, a oprócz niej coś jeszcze.

Przystawił dłoń do ust, by stłumić odruch wymiotny.

W ośrodku znajdował się intruz.

MACROMANCER. Mów mi Billy (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz